- SANGUIS!
Minęła dłuższa chwila zanim dotarło do mnie, że krzyk dobiegał z mojego własnego gardła. Rzuciłam się w kierunku słaniającego się na nogach wilka i podparłam go barkiem, prowadząc go pod drzewa, gdzie zwalił się na ziemię bez najmniejszego jęku. Jego lśniąca niegdyś sierść była teraz pełna liści, gałązek i zakrzepłej krwi, a szyję zdobił głęboki ślad po wilczych zębach.
- Animae? - usłyszałam głos Mirificusa w tej samej chwili, w której mój nos wyłapał jego zapach w powietrzu.
- Tutaj! - odkrzyknęłam.
Wilk przemknął koło mnie z zadziwiającą prędkością, odsuwając mnie lekko i obrzucając rany Sanguisa czujnym spojrzeniem.
- Stracił dużo krwi. Nie jestem pewien, jakim cudem się tu doczołgał, ale ktokolwiek go tak urządził, jest w poważnych tarapatach. Animae, pomóż mi go zanieść do Taigi. Jeśli ktoś ma mu pomóc, to właśnie ona.
Skinęłam głową w milczeniu. Wspólnymi siłami dźwignęliśmy przyjaciela i skierowaliśmy się w kierunku chatki szamanki, nie odzywając się ani słowem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz