wtorek, 23 kwietnia 2013

Od Serenity

- nowej wilczycy!

*********************************

Biegłam. I to wcale nie tak żebym przed czymś uciekała. Wcale. No dobra…..może i uciekałam, ale nie ważne. Najistotniejsze było wtedy to, że nie miałam gdzie się schronić. Zmęczenie mnie dopadało i nagle zauważyłam jaskinię. Ciemność otoczyła mnie gdy tylko postawiłam tam jedną łapę. Nadal ich słyszałam. Tych ludzi. Chcieli mnie dopaść. Rzadko na tych terenach spotyka się czarne wilki. Schowałam się tam i przyczaiłam. Nasłuchiwałam.
- Macie ją? – to był głos człowieka z łukiem.
- Nie. Uciekła nam! I ci teraz? – tego człowieka nie widziałam. Zasłaniała mi go wysoka choinka przy wejściu do jaskini.
- Nie dajcie jej uciec… To rzadki gatunek. Dostaniemy za nią dużo forsy. Złapcie ją! Zrozumiano? – krzykną mężczyzna z bronią.
Ruszyli biegiem w stronę rzeki, a ja odetchnęłam z ulgą. Oni naprawdę chcą mnie dopaść. Zaufałam im, a oni chcieli tylko złapać mnie dla pieniędzy! Ech…ludzie…nie wolno im ufać. Tak szczerze to zawsze uciekałam. Razem z rodziną przemierzaliśmy dzikie ostępy lasu Server. Zwłaszcza zimą było nas widać, bo gdy biały śnieg się pojawiał było nas widać jak na dłoni. Najpierw zabili mi brata i ojca, a kiedy z matką próbowałyśmy im uciec strzelali z łuku i ją trafili. Kazała mi uciekać, ale nie chciałam jej zostawić. Musiałam stamtąd uciekać, bo inaczej dopadli by też mnie. Tak więc zostałam sama na świecie. Jestem chyba ostatnim czarnym wilkiem w tym lesie. No cóż, takie życie. Zaburczało mi brzuchu wiec ruszyłam na polowanie. Była zima i wciąż było trudno o pożywienie, ale jako doskonała łowczyni z klanu Dragonich umiałam sobie poradzić w każdych warunkach. Nastawiłam uszy, wyostrzyłam węch. Sarna. Dwie sarny, a może i trzy…. Puściłam się truchtem w kierunku zapachu jedzenia. Stały tam, na łące i wygrzebywały resztki trawy spod śniegu. Jedne atak dwie zdobycze. Tak więc na obiad miała młodą sarnę i jej dziecko. Mniam. Po posiłku musiałam odpocząć. Nie mogę zostać w tej jaskini, bo w końcu i tam mnie znajdą….Muszę znaleźć coś innego…O tam. Grota w sam raz. Ledwo się poruszyłam w tym kierunku, a strzała świsnęła mi koło głowy. Ludzie. Czy on nigdy nie dadzą sobie spokoju?! Kolejny szaleńczy bieg w stronę lasu. Łapy odmawiały mi posłuszeństwa, ale biegłam dalej. Najważniejsze jest przetrwanie… są blisko. Słyszę ich. Szybki skok na gałąź, potem na drugą i trzecią, a potem na czwartą. Siedzę na wysokim drzewie i wypatruję ich z góry. Pobiegli dalej. Nawet nie zwrócili uwagi na ślady moich łap na śniegu w kierunku drzewa. Ludzie to prawdziwi ślepcy. Dla nich liczą się tylko pieniądze. Noc spędziłam na tym właśnie drzewie. Obudziło mnie słońce grzejące mój nos. Zeskoczyłam z drzewa w poszukiwaniu śniadania. Tym razem udało mi się upolować łosia i jelenia. Najedzona ruszyłam w poszukiwaniu domu. Szłam cały dzień z myślą : Serenity – Uciekinierka….straszne. Nagle poczułam zapach inny wilków. Odruchowo zawyłam i oczekiwałam na odpowiedź. Usłyszałam wycie i pobiegłam w jego kierunku. Zobaczyłam ich. Wyczułam ich. To oni! Przyjaciele naszego klanu. Wataha Firefly.

niedziela, 21 kwietnia 2013

Od Mirificusa CD Sanguisa

Obudziłem się z potwornym bólem głowy.
- Co do…? – zacząłem mówić, ale przerwałem, sycząc z bólu, gdy nieznajoma wilczyca przyłożyła mi do rany na głowie jakieś zielsko.
- Leż spokojnie. – powiedziała – Nic ci nie będzie, te zioła czynią cuda.
- Co się stało? – spytałem oszołomiony.
- Mnie się pytasz? Może ten wilk, który cię tu przyniósł, wie trochę więcej na ten temat.
- Ktoś mnie tu przyniósł?
- Przedstawia się jako Sanguis – oznajmiła szamanka – a wilczyca, która go tu przyprowadziła, to Dream. Możesz iść ich poznać, jeśli chcesz, tylko uważaj na szwy. Łatwo je zerwać. Rana na głowie nie jest głęboka, chociaż zostawi bliznę, a ślady po tej drugiej, poważniejszej, niedługo zarośnie futro. Zgłoś się do mnie za parę dni, posmaruję to wszystko jeszcze raz maściami odkażającymi, tak dla pewności. Miałeś sporo szczęścia.
- Dziękuję. – wykrztusiłem, podnosząc się powoli. Bolało, ale dało się przeżyć. Wyszedłem z chatki na świeże powietrze, ostrożnie stawiając kroki.
Czekali na mnie oboje. Dream bardzo spodobało się moje imię, ale Sanguis robił wrażenie pogrążonego we własnych myślach, choć zrobił na mnie miłe wrażenie. Nie włączał się do rozmowy, gdy wilczyca opowiadała o swoich planach na przyszłość.
- Co lubisz robić? – dopytywała się, gdy szliśmy przez las. Chciała pokazać mi miejsce, w którym mieliśmy zamieszkać.
- Nie mam pojęcia. – wzruszyłem ramionami – Chyba w niczym nie jestem jakoś szczególnie dobry.
- Uważajcie, jesteśmy na miejscu. – przerwał nam Sanguis.
Wyjrzeliśmy z zarośli. Po drugiej stronie polanki stał młody jeleń, pochylając się nad jakimś listkiem. Zawładnął mną instynkt. Przykucnąłem i nie zważając na rwący ból w boku, jednym susem dopadłem zwierzęcia, powalając je na ziemię i przegryzając gardło, zanim zdążyło zdać sobie sprawę z tego, co się dzieje. Obrzuciłem jelenia uważnym spojrzeniem i w momencie zaciągnąłem go na drugą stronę polanki, gdzie czekały wilki, wpatrując się we mnie z podziwem.
- Zerwałeś sobie szwy, szamanka się wścieknie. - zauważył Sanguis. Miał rację.
Dream uśmiechnęła się łagodnie.
- No to jedną rzecz mamy z głowy. – zachichotała – Mirificusie, będziesz przywódcą łowców!
- Więc naprawdę stworzymy watahę? – spytałem z entuzjazmem.
- Tak. – odpowiedziała wilczyca z powagą. – Stworzymy watahę.

Powstań ku światłu, Firefly. Twoja historia zaczyna się TERAZ.

Od Sanguisa CD Dream

Patrzyłem nieufnie, jak nieznana mi wilczyca układa rannego wygodnie i sadowi się przy nim, pospiesznie wyciągając z szafek kolorowe buteleczki.
- Jak ci na imię? – zagadnęła mnie, nie odrywając wzroku od wilka.
- Sanguis. – wymamrotałem.
- Co stało się temu tutaj, Sanguisie?
- Nie mam pojęcia. Potknąłem się o niego w lesie i przytaszczyłem tutaj.
Wilczyca nie odpowiedziała, zajęta przeczyszczaniem rany na boku Mirificusa. Przyglądałem się, jak sprawnymi ruchami zszywa jej poszarpane krawędzie i smaruje je dziwną, zieloną maścią, ale nie miałem siły dopytywać się, co dokładnie robi.
Wyszedłem przed domek, szukając wzrokiem wilczycy, która nas tu przyprowadziła. Leżała nieopodal. Podszedłem do niej, odruchowo wypatrując oznak zagrożenia.
- Wypadałoby się może przedstawić. – mruknąłem, zwalając się na ziemię koło niej – Jestem Sanguis.
- Dream. – kiwnęła głową przyjacielsko – Co z nim?
- Nie mam pojęcia.
Leżeliśmy przez chwilę w milczeniu, ale chyba tylko mi nie przeszkadzała panująca na polance cisza.
- Skąd jesteś, Sanguisie? – spytała Dream cicho – Zjawiliście się obaj tak nagle, że nie zdążyłam zapytać cię nawet o imię, o pochodzeniu nie wspominając.
Nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Skąd jesteś, Sanguisie? KIM JESTEŚ, SANGUISIE?
Kim byłem? Wilkiem zagubionym we własnych emocjach, zatracającym się w żalu i rozpaczy, szukającym zemsty i nie znającym jej celu? Wiedziałem dobrze, że nieświadomie dokonałem zemsty już dawno temu, mordując, paląc i niszcząc stado, które przed dotarciem na pole bitwy wyrżnęło moją watahę. Co miało więc ukoić mój ból? Czy powiedzenie tego wszystkiego kompletnie nieznajomej wilczycy miało jakikolwiek sens?
Nie zrozumiała by.
- Pochodzę zza gór północnych. – odpowiedziałem tylko.
***
- Tutaj można by zamieszkać! – ucieszyła się Dream – Popatrz, jest idealnie! A tam, za drzewami, co za śliczna polanka, można by tam ćwiczyć! Coraz bardziej mi się tutaj podoba!
- Naprawdę zamierzasz tu zostać? – spytałem z powątpiewaniem.
- Założę się, że w okolicy jest więcej wałęsających się samotnie wilków. Moglibyśmy założyć watahę!
- Zaraz, zaraz. My?
- Daj spokój, przecież ty też nie masz dokąd iść. – wilczyca popatrzyła na mnie z przenikliwością – Co innego miałbyś zrobić? Będę świetną alfą, zobaczysz. Może ten ranny wilk też się dołączy?
- Alfą. – powtórzyłem powoli. Nie do końca mieściło mi się to w głowie.
- Uważasz, że nie dałabym rady? – Dream uniosła podbródek, uśmiechając się – W czym jesteś dobry, Sanguisie?
- Jestem wojownikiem – westchnąłem cicho.
- Świetnie! Będziesz przewodzić obronie stada, jeśli zajdzie taka potrzeba.
- Do tego trzeba by mieć stado.
- Nie marudź. My i ten ranny to już trójka. Na początek wystarczy.
- Nawet nie wiem, czy w ogóle zostanę tu na dłużej. – wymamrotałem.

Zostałem. Ale to już zupełnie inna historia.
<pozostaje nam jeszcze ostatnia część – Mirificus, można Cię prosić? ;)>

środa, 10 kwietnia 2013

Od Dream CD Sanguisa

Po krótkiej wymianie zdań, dzięki którym dowiedziałam się, że przybysze nie mają wrogich zamiarów, zaoferowałam swoją pomoc w ratowaniu wilka. Nie minęło wiele czasu a prowadziłam nieznajomych w stronę Lecznicy, która na moje szczęście nie znajdowała się daleko. Słabo mi się robiło na samą myśl o stanie rannego wilka, więc chwilami przyspieszałam do biegu, aby ta droga na reszcie się skończyła. Czy to był dobry pomysł? Można się zastanowić, bo za każdym razem musiałam się obracać i pilnować, czy wilk się nie zgubił. A wtedy czułam się jeszcze gorzej. Pomimo tego dotarliśmy w końcu do chatki. Po chwili natarczywego pukania, szamanka otworzyła drzwi.
-Co tym razem? -spytała zmęczonym głosem. Odsunęłam się na bok, odsłaniając rannego przybysza- Ach... Wejdźcie, szybko -powiedziała zadziwiająco spokojnie.
Nieznajomy wszedł do środka z rannym przewieszonym przez grzbiet i skierował się w wyznaczone przez szamankę miejsce w kącie chatki. Taiga spojrzała na mnie pytająco.
-N-nie, dziękuję -odpowiedziałam szybko zmuszając się na uśmiech. Wystarczyło mi emocji na dzisiaj i nie miałam zamiaru wchodzić jeszcze do środka.
-Jak chcesz -wzruszyła ramionami. Po chwili dodała- Nie martw się, zajmę się nim.
Kiwnęłam lekko głową, a potem położyłam się na nasłonecznionej, ciepłej ziemi przed chatką. Westchnęłam przewracając się na grzbiet. 

<Sanguis? Reszta dla ciebie>

sobota, 6 kwietnia 2013

Od Sanguisa

Nie mogłem marzyć o spokojniejszym powrocie do domu niż ten, który miałem za sobą.
Ani o potworniejszym powitaniu.
Nie sądzę, bym kiedykolwiek przestał się winić za to, jak późno dopuściłem do swojego przepełnionego euforią umysłu, że coś jest nie tak. Swąd palonego ciała, charakterystyczne drżenie ziemi, spłoszone ptaki i leśne zwierzęta… Znaki nie mogły być jaśniejsze ale ja, wojownik szczycący się swoją siłą i umiejętnościami, wolałem oszukiwać się i zostawić sobie szok na moment, w którym ujrzałem pierwsze granice terenów mojej watahy.
Nie zamierzam opisywać, co zobaczyłem. Wciąż drżę na wspomnienie tego widoku, a jednocześnie nie potrafię się go pozbyć z mojego mózgu, jak gdyby ktoś wypalił je gorącym żelazem w moim umyśle. Musiałem nauczyć się żyć samotnie, ze świadomością, jak wiele mógłbym zmienić, gdybym tylko wiedział wcześniej, jakie skutki będą miały moje decyzje. Tak czy siak, wędrowałem lasami i dolinami, unikając wszelkich żywych istot, które nie mogły posłużyć mi za pożywienie i zagłębiając się we własnej rozpaczy.
W ten sposób natrafiłem na Mirificusa. Hmm… właściwie lepszym słowem byłoby „wpadłem”. Dosłownie. Nie mam pojęcia, skąd wziął się pod tamtym korzeniem, a o jego istnieniu dowiedziałem się w dość dobitny sposób – potykając się o jego przednie łapy. Wolałbym nie cytować, co powiedziałem w tamtym momencie, w każdym razie na pierwszy rzut oka wilk nie wyglądał na żywego. To są jednak zalety bycia wojownikiem – zmysły mam wyczulone o wiele bardziej niż przeciętny wilk i subtelne oznaki życia rzuciły mi się w oczy niemal natychmiast. Mirificus leżał na brzuchu, z głową dziwnie przekrzywioną i opartą na przednich łapach, a przede wszystkim z okazałą raną biegnącą przez połowę ciała i drugą – na głowie. Zatrzymałem się niezdecydowany, ale w głębi duszy wiedziałem doskonale, co za chwilę zrobię. Westchnąłem ciężko i dźwignąłem nieznajomego, unosząc go na grzbiecie w poszukiwaniu strumienia, który niedawno mijałem. Wyszedłem na otwartą przestrzeń, spodziewając się co najwyżej kolejnej polanki, ale to miejsce było więcej niż tylko kawałkiem pustej trawy. Wiatr dmuchnął mi prosto w nozdrza, przynosząc zapach, którego nie sposób było pomylić z żadnym innym - woń wilczycy.
Nieznajoma zbiegła ze wzgórza, zbliżając się do nas ostrożnie. Nie była wrogo nastawiona, ale nie wiedziała, czego się po nas spodziewać. W istocie musieliśmy stanowić dość osobliwą parę - jeden wilk ranny i nieprzytomny, drugi niosący go na grzbiecie z miną wyrażającą uprzejme zaciekawienie pytaniem, na czym ten świat stoi. 
<Dream, tobie zostawiam ciąg dalszy :) >

Od Dream "Goście"

Pamiętam dokładnie moment, w którym postanowiłam tu przybyć. Siedziałam wtedy do późna w nocy nad starą księgą z historiami rozległych Pradawnych Krain. Przewracając kruche strony natrafiłam na opis legendarnej Akademii Czarów i Magii znajdującej się w lasach Chetwood. Więcej niż z tekstu, któremu brakowało znaczącej ilości wyrazów, dowiedziałam się o tym miejscu oglądając wspaniałe i starannie wykonane ilustracje zarówno krajobrazów jak i samego budynku Akademii. Była tam też jedna mała wzmianka o tym, co ostatecznie skłoniło mnie do tej decyzji. Wielki skarb -całe góry drogocennych monet i kamieni, które miały podobno trafić do wilka, który wygra Turniej. Na moje nieszczęście nie było nic powiedziane o zasadach i przede wszystkim, czy on istnieje NAPRAWDĘ. Tylko wtedy się tym nie przejmowałam. Los tak chciał, że moja rodzina zaginęła a ja akurat znalazłam informację o wielkiej nagrodzie. Dzięki niej mogłabym zrobić wszystko, by ich znaleźć - nie tylko wynajmując najlepszych tropicieli do pomocy ale w razie potrzeby płacąc okup. Idealna okazja, szczęście dopisuje... Nie zwlekając dłużej zebrałam mój niewielki dorobek włączając w to starą księgę i wyruszyłam by odnaleźć Akademię. Droga była długa i męcząca. Przemierzyłam wiele krain, od ukwieconych łąk, po mroczne lasy. 
Zmęczona, stęskniona za przyjaznym towarzystwem dotarłam w końcu na te tereny. Lecz jakie było moje zdziwienie i rozczarowanie, gdy dowiedziałam się, że... Akademii tu nie ma! Nie mogłam pomylić miejsca sprawdzałam wszystko dokładnie. Jedyna żyjąca tu istota, z którą mogłam się porozumieć to Taiga, szamanka mieszkająca w Chatce przy Wodospadzie. Choć podobno mieszka tu długo nie miała pojęcia o żadnej Akademii ani tym bardziej o Turnieju. Opatrzyła tylko moje drobne rany i urazy, których nabawiłam się podczas wędrówki. Na pytanie, co właściwie robi w środku lasu odpowiedziała, że szamani są wyznaczani do pilnowania określonych terenów, a konkretniej zwierząt, które tam mieszkają. Skończyło się na tym, że to nie mój interes. Wszędzie tajemnice... Jestem tu już parę dni. Moje plany co do zdobycia skarbu legły w gruzach i właściwie nic mnie tu ni trzyma, a jednak... Czuję, że mogłabym tu zostać. Nieświadoma przyszłości siedzę na wzgórzu i przyglądam się nadchodzącym nieznajomym wilkom. Dopiero po chwili zauważam, że jeden z nich jest chyba ranny... Drugi go podtrzymuje, idą powoli. Szybko zbiegam w ich stronę.