niedziela, 30 czerwca 2013

Od Zeeka


Dwa tygodnie w Watasze Firefly. Nie mogę opuścić myśli o Stevie i Anay. Czuję się winny że z nimi nie zostałem.
Przez cały czas chodziłem smutny i leniwy. Nie mogłem się z nikim zaprzyjaźnić, czułem się obcy. Poszedłem na zwiady. Jak zwykle nic nowego. Jednak do mojego nosa doleciał jakiś zapach. Wydawał mi się podejrzany. Ruszyłem za nim. Biegłem przez las wymijając po kolei drzewa. Zobaczyłem przed sobą dużą ukośną skałę. Wbiegłem po niej i zatrzymałem się na brzegu. Na dole zobaczyłem wielkiego niedźwiedzia. Dość dziwnie wyglądał. Z pyska leciała mu piana i miał czerwone ślepia. Z daleka widać że jest zagrożeniem dla watahy. Zaczaiłem się na brzegu skały i gdy byłem gotowy skoczyłem z góry nad niedźwiedziem, obróciłem się w locie i wylądowałem przed nim. Potwór zaryczał głośno i poszedł w moją stronę. Zawyłem mocno i zacząłem skakać, aby zwrócić na siebie jego uwagę. On zaczął iść szybciej, a potem biec. Odwróciłem się i zacząłem uciekać. Wszystko wg planu. Pobiegłem na północ. Mój cel był bardzo daleko. Nie mogłem biec za szybko, bo niedźwiedź przestałby mnie gonić. W końcu widać było rzekę. Dzielił mnie od niej dystans ok. 300 metrów. Zatrzymałem się i spojrzałem na niedźwiedzia. Gdy już był tuż tuż rzuciłem się na jego łeb i zacząłem drażnić, drapać i gryźć. Warczałem i wyłem. Wściekły niedźwiedź po chwili zrzucił mnie potrząśnięciem łba. Upadłem na ziemię. Miałem mało czasu. Wstałem i jeszcze brudny od ziemi pobiegłem do rzeki. Niedźwiedź popędził za mną. Byłem już na brzegu. Zgrabnie odbiłem się od ziemi i skoczyłem przez rzekę. Zabrakło mi jednego metra. Wpadłem do wody, lecz już blisko drugiego brzegu. Mogłem dojść do końca. /\le nurt zabrał mnie z rzeką. Głupi niedźwiedź skoczył za mną rycząc i sapiąc. Miałem nadzieję że go utopię. Razem z jego podejrzewanie chorobą wścieklizną. Rzeka była bardzo głęboka i dość szeroka. Płynąłem do brzegu. Nagle zobaczyłem że przed nami jest wodospad. Zacząłem szybciej ruzać łapami. Byłem coraz bliżej śmierci. W ostatniej chwili złapałem się mokrego wystającego korzenia z brzegu. Niedźwiedź też próbował się łapać, ale nic go nie utrzymywało. Już ostatkiem sił machnął łapą i drasnął mnie długimi ostrymi pazurami. Zaraz potem zniknął mi z oczu za wodospadem. A za nim spłynęło pasmo czerwonej krwi wypływającej z mojego boku. Powoli i z wysiłkiem wdrapałem się na brzeg i podszedłem nad brzeg przepaści. Rozglądałem się. Nagle spod warstwy mgły na dole wyłoniło się kudłate ciało wielkiego zwierza. Ciało bez krzty życia. Odwróciłem się i cały mokry, ociekający wodą upadłem na ziemię. Zobaczyłem samicę zbliżającą się do mnie.
- Nic ci nie jest? - spytała.
- Jest OK - odpowiedziałem po chwili oddechu.
- Pomóc ci?
- Nie trzeba... - jęknąłem słabo. Wstałem i otrzepałem się z wody i kurzu. Spojrzałem na samicę. - Jak masz na imię?

(Dokończy któraś samica? Bardzo bym prosił)

sobota, 29 czerwca 2013

Od Animae


Co noc widzę ich we śnie.
Pamiętam ciepły uśmiech mojej mamy i opiekuńczy uścisk taty, pamiętam ich oddechy, ogrzewające mnie, gdy spałam, pamiętam smak mleka, które piłam jako malutki wilczek...
Pamiętam to wszystko. Ale nie pamiętam ich.
Nie wiem właściwie, jak dałam sobie radę sama. Byłam zbyt mała, by pamiętać, dlaczego odeszliśmy z rodzicami z watahy, w której przyszłam na świat, ale co gorsze byłam zbyt mała by pamiętać, dlaczego pierwszego dnia mojego samodzielnego życia obudziłam się samotna pośród drzew. Wtedy byłam jeszcze szczeniakiem, puszystą białą kulką, którą pokonać mógł głód, zimno, a nawet strach. Pierwsze dni bez rodziców spędziłam, błąkając się po okolicy i starając się wyczuć znajomy zapach. Bezskutecznie. Samotna, stara wilczyca, która mnie wtedy uratowała, nie mogła mi pomóc w poszukiwaniach, ale ukryła mnie pod swoim futrem i nakarmiła padłą wiewiórką. Strzegła mnie przez kilka tygodni, obiecywała, że się mną zajmie, karmiła, poiła i ogrzewała, ale nie potrafiła powiedzieć mi ani słowa o mamie i tacie, więc ja, samotna młoda wilczyca zdana na łaskę losu, szukałam ich samotnie całymi nocami, by pewnego poranka z własnej głupoty nie wrócić już do starej wilczycy. Do dzisiaj pamiętam jej zapach - ciekawa jestem, co pomyślała sobie, gdy nie znalazła mnie u swego boku po przebudzeniu. Mam tylko nadzieję, że nie uznała, że uciekłam - okazała mi tyle dobroci, że nie mogłabym znieść myśli o porzuceniu jej. Więc dlaczego nie wróciłam? Była zima. Biały, puszysty śnieg zbudził moje zaufanie - bawiłam się, wciąż czujnie wypatrując jakichkolwiek śladów moich rodziców i jednocześnie beztrosko oddalając się od swojej opiekunki, aż w końcu znalazłam się tak daleko, że nie umiałam wrócić. Dziś poradziłabym sobie z wywęszeniem własnego zapachu, ale wtedy byłam tylko zagubionym szczeniakiem, ponownie zdanym na siebie.
Ta przygoda sporo mnie nauczyła. Przez kilka tygodni udawało mi się przeżyć, bo płoszyłam malutkie jeszcze zające, by tak jak ja kiedyś gubiły się z dala od domu. Były łatwym łupem, a ja z czasem nauczyłam się sama polować. Nie miałam innego wyboru - od momentu zniknięcia moich rodziców nie natrafiłam na nawet najmniejszy ślad ich obecności, a stara wilczyca nigdy mnie nie odnalazła.
Nie wiem, w jaki sposób udało mi się przeżyć. Z puchatego wilczka przeobraziłam się w dorosłą wilczycę, której samodzielnie udało się zgłębić tajniki polowania, odnajdowania schronienia, wody, własnych tropów... Może w tym wszystkim był jakiś cel, w całej tej mojej wędrówce nieznanymi lasami, w nieznanym kierunku, gdy jedyne, o czym myślałam, to czy uda mi się samotnie przetrwać kolejny dzień...
Przywykłam do samotności. Przez lata była ona moją jedyną towarzyszką, kiedy błąkałam się w poszukiwaniu bliskich, a jednocześnie unikałam śladów wilczych watah w obawie, że któraś z nich okaże się tak dawno nie widzianą grupą, od której uciekali moi rodzice. Nie sądziłam, że kiedykolwiek zaufam innemu wilkowi, a jednocześnie puste miejsce w moim sercu nie chciało się za nic wypełnić. Potrzebowałam kogoś, ale oszukiwałam samą siebie twierdząc, że doskonale radzę sobie sama i tak będzie musiało pozostać.

Mam już 4 lata. Wiem, jak pachnie wilk, jak pachnie wilczyca, a jaka woń unosi się nad terenami zajętymi przez całą watahę. Ale wiem też, że unikanie takich grup zazwyczaj oznacza unikanie wodopojów. Musiałam złamać granicę. Poruszałam się szybko, mknąc pachnącym deszczem lasem, ale nie mogłam przewidzieć wszystkiego. Wilczyca, która stanęła mi na drodze, pojawiła się zbyt szybko. Nie miałam szans na ucieczkę. Jedyne, co mi pozostało, to modlić się o szybką śmierć.

<Dream, można prosić o dokończenie? >

Od Mirificusa CD Nashii

Wywróciłem oczami, uśmiechając się zawadiacko.
- Myślę, że przede wszystkim powinniśmy zobaczyć się z Dream. - powiedziałem - Nie mam pojęcia, jak dokładnie działa to zielsko, którego się nawąchałaś, ale może mieć jakieś skutki uboczne.
Nashia zmarszczyła brwi, rzucając mi rozbawione spojrzenie.
- Chcesz mnie zaprowadzić do Dream? - spytała - Więc spróbuj mnie złapać!
Rzuciła się biegiem przed siebie, zostawiając mi zadanie pozbierania własnej szczęki z ziemi. Szybka była - jej ogon błyskawicznie zniknął między drzewami, a ja, nawet pędząc przed siebie w zawrotnej prędkości, miałem problem, żeby ją dogonić. Śmiejąc się w głos wypadliśmy na niewielką polankę, przewracając przy okazji drzemiącą w słońcu alfę.
- Na litość, spokojnie. - wymamrotała, zbierając się z ziemi - Coś się stało?
- Odnalazłam miłość mojego życia! - wykrzyknęła Nashia z entuzjazmem.
- Nashia nawąchała się Narcyza. - odpowiedziałem w tym samym momencie.
- Jeszcze raz, spokojnie. - poprosiła Dream.
- Zdaniem Mirificusa moje zadurzenie jest skutkiem działania rośliny, ale ja czuję jedynie ciepło w moim sercu. - zwierzyła się wilczyca.
Westchnąłem cicho, kręcąc głową.
- Znalazłem ją na łące, śpiącą i odurzoną zapachem Narcyza. - wyjaśniłem - Nie mam pojęcia, co można z tym zrobić, ale musi istnieć jakieś zioło, które cofa ten efekt.
- Istnieje. - alfa kiwnęła głową w zamyśleniu, rzucając szybkie spojrzenie na wpatrującą się w niebo Nashię - Ale nie ma pewności, że zadziała. Jak długo jest pod wpływem tego przeklętego kwiatu?
- Nie mam pojęcia, nie wiem ile czasu spędziła na tej łące, zanim ją odnalazłem.
- No pięknie. - westchnęła Dream - Nashia, chodź ze mną. Pójdziemy zrobić ci napar, może poczujesz się lepiej.
- Ależ mi nic nie jest. - zdziwiła się wilczyca.
- Proszę, po prostu jej posłuchaj. - odezwałem się.
- No dobrze. - Nashia uśmiechnęła się radośnie. - To co, idziemy?
- Jak najszybciej. Mirificusie, mógłbyś znaleźć Sanguisa? Nie będzie mnie na polowaniu, skoro muszę się nią zająć i wolałabym go powiadomić. - poprosiła alfa.
- Jak to? - spytała Nashia płaczliwym głosem - To Mirificus nie idzie z nami?
- Muszę zawiadomić Sanguisa, gdzie poszła Dream, przecież słyszałaś...
- Ależ kochany, co ja pocznę bez ciebie? Nie idź, proszę... Zostań ze mną!
Westchnąłem. Zdaje się, że nie miałem innego wyboru, jak tylko odprowadzić obie wilczyce i liczyć na fakt, że Sanguis poradzi sobie sam z zaplanowanym na dzisiaj polowaniem.

<Nashia, Dream? która wie, co działo się dalej? >

czwartek, 27 czerwca 2013

Od Nashii

Wstałam rano. Przeciągnęłam się i wyszłam z jaskini. Słońce miło grzało, kwiaty zakwitły, ptaszki śpiewały i każde zwierze okazywało swoje uczucia np. wiewiórki dawały sobie orzechy na znak szczęścia, lisy się przytulały na znak wierności nawet trzmiele latały wokół siebie na dowód zauroczenia drugą osobą. Było to piękne. Ale mi zrobiło się przykro, gdyż pragnęłam prawdziwej miłości . Położyłam się w cieniu drzewa kiedy nagle poczułam piękny zapach. Jakby woń tęczy. Wstałam i szłam gdzie mnie nos prowadził. Weszłam na pagórek a po drugiej stronie znajdowała się piękna łąka, pełna białych kwiatów zwanych narcyzami. Od razu rozpoznałam te kwiaty ponieważ gdy byłam mała mama opowiadała mi że właśnie kwiat narcyza dostała od taty gdzie poprosił ją o rękę. Byłam pewna że jak go zerwę lub chociaż powącham będę miała wielkie szczęście, i spotkam kogoś kto by był moim jedynym. Zbiegłam więc ze wzgórza i podeszłam do tego najpiękniejszego kwiatu narcyza. Powąchałam go. Zrobiło mi się słabo i upadłam. Obudził mnie dopiero Mirificus i zapytał:
- Co się stało Nashia?
Ja popatrzyłam na niego i nagle znowu zrobiło mi się słabo wyglądał zabójczo patrzyłam na jego mięśnie a następnie w oczy i przez chwilę miałam wrażenie że biegamy razem po łące, aż nagle ten piękny sen przerwał jego głos mówiący znów:
- Co się stało dlaczego nie odpowiadasz?
- Nic się nie stało kochanie.
-Jak ty do mnie powiedziałaś?
- Kochanie mój ty kochany najukochańszy kochanie.
- Czy upał ci nie zaszkodził?
- Ależ co ty pyśku, ja tylko mówię jak cię kocham.
Mirificus zastanawiał się dłuższą chwilę i powiedział:
- Wiem co ci dolega powąchałaś kwiaty ,, oszukanej miłości" czyli Narcyza.
- Ależ skarbie co ty gadasz ja cię po prostu kocham.
- Zabiorę cię do Dream ona będzie wiedziała co robić. Mirificus zrobił jak mówił. Szliśmy do Dream aż tu nagle zaczął padać deszcz. Schowaliśmy się do jaskini i Mirificus powiedział:
- Niestety musimy przeczekać tę burzę tu.
Ja pomyślałam że to idealna okazja aby go przekonać o mojej miłości. Mirificus się położył. Podeszłam do niego i zaczęłam go po pysku otulać moją kitą. On krzykną:
- Nashia co ty robisz do nie powiem czego!
- Ależ nic ja tylko cieszę się tobą.
- Lepiej się uspokój ta burza się szybko nie skończy.
Robiłam różne podobne bzdury przez godzinę, aż w końcu usłyszałam burczenie w brzuchu Mirificusa.
- Idę jakiegoś nietoperza zjeść bo na dworze w taką pogodę to raczej zwierzyny nie ma.- powiedział Mirificus.
Poszedł a ja po cichutku za nim. Pomyślałam że jeśli okażę że jestem dobrą łowczynią on mnie pokocha.
Mirificus już szykował się do skoku by upolować nietoperka kiedy ja skoczyłam i się zderzyliśmy. Nietoperz odleciał. A ja się przez przypadek poślizgnęłam i wpadłam do jakiejś dziury Mirificus skoczył za mną aby mnie ratować i zjechaliśmy długą skalistą rurą do dołu. Wpadliśmy do wody. Wygrzebaliśmy się na brzeg i okazało się że byliśmy otoczeni z 4 stron skałami wapiennymi stalaktytami, stalagmitami i stalaktytami. A wyjście którym tu wpadliśmy było wysoko. Mirificus zaatakował mnie ze złości ( nic mi nie zrobił bo szybko się opanował i wstał). Zaczął walić głową o ścianę mówiąc:
- Za jakie grzechy?!Nie mam żadnej mocy aby nas stąd wydostać a ty umiesz tylko hipnotyzować.
Wtedy dotarło do mnie że Mirificus nie wie o wszystkich moich zdolnościach. Więc o nich nie mówiłam ( chciałam z nim dłużej pobyć sama). Powiedziałam:
- No to klapa.

Mirificus popatrzyła się na mnie groźnie i powiedział:
- To przez ciebie to twoja wina! Jak niby mamy się wydostać.
Po tej krótkiej przemowie Mirificus obrócił się do mnie tyłem chwile myślał i powiedział"
- Już wiem! Nashia pomóż łamać mi te słupki (stalagnaty itp.).
- Yyyyy... dobrze- odpowiedziałam.
Mirificus zebrał wszystkie połamane słupki i zaczął je ustawiać na sobie aż stworzył ogromny wielki słup który prowadził do wyjścia ( powkładał je na siebie rzucając jeden na drugi). Po czym otatrł pot z czoła i powiedział:
- Skończyłem panie przodem.
Ja powoli się wdrapywałam aż nagle pod moim ciężarem zaczęło się wyginać. Słup się rozwalił a ja spadłam na Mirificus. Jak to zauważyłam szybko z niego zeszłam mówiąc:
- O Boże Mirificus, kotku nic ci nie jest?
Biedny się nie odzywał szybko zamieniłam się w smoka rozwaliłam jaskinie wzięłam go i wyfrunęłam na górę. Gdy już tam byliśmy postawiłam go. On się obudził mówiąc:
- Wiedziałem że masz jeszcze inne moce wiedziałem!
Zamieniłam się z powrotem w wilka i się zaczerwieniłam. Wtedy dopiero zauważyliśmy że już nie pada a cały świat pięknie wygląda w rosie:
Wyszliśmy z jaskini bo już nie padało. Mirificus był na mnie zły i się nie odzywał. Chciałam uspokoić trochę sprawę i powiedziałam:
- Mirificus?
- Co.
- Chcesz usłyszeć pewien żart?
- Skoro musisz go powiedzieć to wal.
- Dlaczego w Titanicu w głównej roli obsadzono Bikaprio?
- Nie wiem.
- Bo Chuck Noris by wszystkich uratował.
Po tym żarcie na twarzy Mirificus zagościł nie śmiały uśmiech. Powiedziałam:
- No teraz ty coś opowiedz.


Mirificus jaki c.d?

niedziela, 16 czerwca 2013

Od Nova CD Felsaroth

Trzeba być naprawdę nieostrożnym, albo się nudzić, by mając czarne futro dać się wypatrzeć ludziom w nocy. Po co ja tu w ogóle przyszłam? Chciałam jedynie znaleźć jakieś dobre miejsce z czystym widokiem na niebo. Niestety, jak zwykle trafiam na Felsarotha, a to oznacza niemałe kłopoty. Słysząc kolejny świst strzały w powietrzu zerwałam się do biegu za samcem, po chwili wyrównując się z nim.
- Nie możemy ich naprowadzić na ślad watahy! - krzyknęłam zerkając na niego. Wilk uśmiechnął się w dość nietypowy sposób, jakby to, że gonią nas ludzie było dla niego zabawą.
- Mówisz, że mamy ich wywieźć w pole? - odparł z błyskiem w zielonych ślepiach, a ja jedynie skinęłam łbem. Oboje skręciliśmy ostro na nieco mniej zalesioną część terenu. Kolejny świst strzały, zaraz koło mojej łapy. Kurcze! Że też musze mieć białe futro, łatwiej mnie wypatrzeć.
Pędziliśmy tuż przy granicy lasu Chetwood mają za ochronę jedynie poustawiane w odległości czterech, pięciu metrów chude drzewa i ich gałęzie. Jedyne, co słyszałam oprócz własnego oddechu i Felsarotha, to krzyki mężczyzn i uderzenia kopyt ich wierzchowców, jest źle. Nie odpuszczą tak łatwo, uparci ludzie. Z zdenerwowaniem na pysku przyspieszyłam, a Felsaroth dalej się uśmiechał. Naprawdę nie rozumiem go, co jest w tym zabawnego? Samiec skręcił nagle na północ niemal wybijając mnie z rytmu i popychając, ale udało się mi jakoś nie wywrócić. Ruszyłam za nim, a szum rzeki Reffos nasilał się, wyraźnie się do niej zbliżaliśmy. Czarny wilk ponownie narzucił jeszcze większe tempo, dla mnie już raczej nieosiągalne i straciłam go z oczu. Nie no, nie wierze, by mnie zostawił! Nie mam zamiaru go szukać. Nie zatrzymując się gnałam dalej, a jeźdźcy zwiększyli dystans, zupełnie jakby się zmęczyli. Po jakimś czasie biegu niemal pisnęłam, widząc jak jakaś czarna plama wyskakuje zza krzaków, prawie uderzając mnie.
- Felsaroth?!
- Wołałaś? - zaśmiał się, ale jego ton był nieco zasapany, mój z resztą chyba też. Coraz bardziej mnie wkurza jego rozbawienie i olewający stosunek.
- Chciał... - urwałam. Zaskoczona zobaczyłam, jak za wilkiem wyskakuje kary ogier, a na jego grzbiecie siedzi mężczyzna o czarnych, krótkich włosach, bladej skórze i intensywnie zielonych oczach. Jeździec pędził może trzy metry za nami i zmniejszał nieubłaganie dystans. Można powiedzieć, że oboje czuliśmy kopyta konia na ogonach. Facet dzierżył w dłoni kusze, z której do nas mierzył. Jeden z grotów wbił się w drzewo, mijając łeb Felsarotha o jakiś cal. Panika i zobaczenie niedużego jeziora przed nami, sprawiła, że wpadłam na pewien pomysł.
- Podpal trawę przed nami! - zawołałam.
- Co? Głupia jesteś? Chcesz, żebym cię usmażył? - warknął zirytowany samiec. Widać nie lubi, gdy ktoś m próbuje wydawać polecenia.
- Po prostu to zrób! - syknęłam. W moim głosie pojawiła się nieustępliwość i śmiertelna powaga. Wilk odpuścił i wybiegł przede mnie. Jego łapy pozostawiały płonący ślad na ziemi, pędził dość długo, aż dostrzegł to, co ja - wodę, i się zatrzymał. Ale nic nie szkodzi, ogień zajął już kilka drzew. Usłyszałam, jak jeździec za mną przeklina i zwalnia, a zaraz potem do mych uszu dotarło rżenie spłoszonego konia. Szczęście nie trwało długo, człowiek dalej miał kusze i pełen bełtów kołczan. Zamiast zwolnić, wbiegłam w ogień pokrywając łapy średniej grubości warstwą lodu. Odnóża nieco szczypały i przygaszały niszczący żywioł. To nic przyjemnego pędzić przez mały pożar.
Byłam taka skupiona na wybiegnięciu z niego, ze niemal wpadłam na czarnego samca, który czekał tuż przed jeziorkiem. Zarzucił jedynie łbem dając mi znać, że musimy ruszać dalej i pognaliśmy. Zapomniałam, że moje kończyny dalej są pokryte odnowionym, suchym lodem, w zetknięciu z wodą wybuchła gęsta para, a z każdym krokiem było jej coraz więcej. Jak dobrze, będziemy mieli jakąś osłonę. Szczęście jednak to w tych dniach bardzo kapryśna rzecz, z różnych stron pojawili się kolejni jeźdźcy. Ta noc się szybko nie skończy.

<Felsaroth, pisz dalej :3>

sobota, 15 czerwca 2013

Od Felsarotha

Był późny wieczór, gdy powoli wbiegłem między drzewa gęstego lasu. Księżyc dopiero zaczynał swą wędrówkę po niebie, a las ukazywał swe nocne oblicze. Gdzieś niedaleko huczał silny nurt jednego z dopływów rzeki Reffos. Ta srebrzysta wstęga była odzwierciedleniem chaotycznego, niepowstrzymanego żywiołu wody. Wspaniała, a zarazem niebezpieczna. Powoli zacząłem rozpędzać się między drzewami wyczuwając woń zwierzyny. Nie przybyłem jednak w te okolice dla zwierząt. Nie chciałem polować. Chciałem tylko to znaleźć. W końcu jestem strażnikiem… Wypada w środku nocy kontrolować tereny. Biegłem przez las cicho i bezszelestnie. Po kilkunastu minutach znalazłem się na skraju lasu. Mym oczom ukazała się rozległa polana i wielkie wznoszące się wysoko ponad jej poziom mury oświetlone pochodniami. Ludzkie miasto. Widziane przeze mnie nie raz, a jednak wciąż szokuje. Usłyszałem tętent kopyt. W oddali po gościńcu jechało kilka koni z mężczyznami na grzbietach. Wierzchowce podrzucały nerwowo głowami, jakby wyczuły obecność wilka w pobliżu. Jeźdźcy zatrzymali konie i rozejrzeli się po okolicy.
-Konie są niespokojne. Coś jest w pobliżu.-rzucił wysoki, barczysty mężczyzna o złotych włosach i bystrym spojrzeniu błękitnych oczu. Cofnąłem się odruchowo w głąb lasu.
-Głupi jakiś jesteś?-usłyszałem cichy syk za sobą. Odwróciłem głowę i mym oczom ukazała się ta biała Nova.
-A ty tu czego? –warknąłem.-Działam na własną rękę, więc wypad.
-Nie wiesz, że potrzebują teraz energii do kryształów skupiających?-zapytała.
-Wiem. Gdzieś to mam. Nie znajdą nas tu. Jesteśmy za daleko.
-Konie są szybsze… z łatwością nas dogonią.-upierała się.-Lepiej stąd zmiatajmy.
-No dobr…-urwałem, gdy coś świsnęło obok mej głowy przecinając boleśnie ucho. Siła była tak duża, że aż mnie powaliło na ziemię. Podniosłem się widząc strzałę wbitą w drzewo. Z rozwalonego ucha popłynęła krew. Nova przeklęła pod nosem.
-A nie mówiłam?-zawarczała. Podniosłem się z ziemi i usłyszałem rżenie koni i krzyki ludzi w pobliżu. Wciąż byłem nieco oszołomiony mimo to zerwałem się do biegu. Nareszcie trochę rozrywki.
<Nova, dokończ, proszę>



czwartek, 13 czerwca 2013

Od Zeeka

Wojna zbliżała się ku końcowi. Wrogowie wygrywali. Było ciemno i w dodatku zaczął padać deszcz. Nic nie widziałem. Nawet mojej siostry Anay, co zwykle nie sprawia mi kłopotu, gdyż jest biała jak śnieg. Steve'a też nie było. Zacząłem się rozglądać, więc jakiś wilk korzystając z mojej nieuwagi zaatakował mnie. Z trudem odparłem atak, lecz on dotkliwie poranił mi ucho. I wtedy wrogie wilki zaczęły rozbijać nasze szeregi. Nasze wojska się rozdzieliły. Chciałem zawrócić, ale coraz to nowe wilki mnie pchały przed siebie. Niedobitki uciekły z pola bitwy. Reszta zginęła. Później szukałem mojego rodzeństwa, ale ich nie znalazłem. Spodziewałem się najgorszego. Ruszyłem w świat szukając jakiegoś miejsca. Nie mogłem przestać myśleć o stracie Anay i Steve'a. Szedłem przez niewyobrażalnie ciemny las ze zwieszoną głową. Gdy wszedłem na jakiś most, zobaczyłem przed sobą białą wilczycę. Podniosłem głowę i otworzyłem szeroko oczy. Jak tu jest wilk to musi i być wataha. Podszedłem powoli do nieznajomej. Ukłoniłem się nisko.
- Witaj - przywitałem się. - Przepraszam że może cię nachodzę, ale mogę spytać czy jest tu jakaś wataha?
Wilczyca zmierzyła mnie wzrokiem.
- Tak, jest tu. Wataha Firefly. Chcesz dołączyć?
- Chciałbym, jeżeli się alfa zgodzi.
- Myślę że tak. Chodź.
Poszedłem za śliczną panią.
- Jak masz na imię? - zapytałem.
- Larien.
- A ja Zeeke. Wiesz, jestem strasznie głodny. Mógłbym zapolować, ale nie lubię działać sam - powiedziałem przymilnym tonem.
- Niech zgadnę, chcesz żebym z tobą coś upolowała - sprostowała Larien.
- Eee, no tak. To co? Dasz się skusić?

<Larien? Dokończysz?>

środa, 12 czerwca 2013

Od Nasira CD Ardii

Wpatrywałem się w nową wilczycę nieustępliwym wzrokiem. Taka otwarta, pewna siebie, bezpośrednia. Ciekawa. A więc i ona postanowiła zostać członkinią watahy. Bystre spojrzenie jej zielonych oczu zatrzymało się na mnie. Odwróciłem głowę zmieszany. Wilczyca uśmiechnęła się lekko i spojrzała z powrotem na Dream.
-Musimy tylko załatwić kilka spraw związanych z przyjęciem Cię do watahy i możesz się czuć pełnomocną członkinią-rzuciła alfa i podniosła się skinąwszy uprzednio na Ardię. Obie wadery ruszyły w kierunku głębi jaskini. Dźwignąłem się z chłodnej ziemi i powolnym krokiem wyszedłem z groty. Dzień był pogodny i jasny, a słońce niezbyt przyjemnie grzało w grzbiet. To spojrzenie… Te jadowicie zielone, a zarazem spokojne oczy, mimo iż już nie czułem na sobie ich spojrzenia wciąż przewiercały się przez mój umysł. Jak gdyby Ardia założyła na moje myśli silną klątwę, ale to niemożliwe. Wyczułbym to… Na razie wystarczy czekać.
<Dalej kontynuujcie, proszę, same>

wtorek, 11 czerwca 2013

Od Ardii

- Odchodzę! - krzyknęłam do taty
- Nie ma mowy ! Masz zostać ! - odkrzyknął
- Odchodzę i już, mam tej watahy dosyć! - uciekłam
Długo biegłam przez las Chetwood. Biegłam, biegłam i biegłam aż słońcu dobiegłam do miejsca w którym znajdowała się wielka jaskinia. Postanowiłam tam wejść. W środku były dwa wilki.
- Cześć, nazywam się Ardia. - zagadałam
- Hej, ja nazywam się Nasir. - odpowiedział jeden z wilków
- Ja nazywam się Dream i jestem alfą - odpowiedział drugi wilk
- Mam właśnie prośbę do alfy. Czy mogłabym dołączyć do twojej watahy?
- Oczywiście, ze tak. Właśnie kogoś nowego poszukujemy.

< Dream, Nasir ma ktoś z was jakiś pomysł? >

Od Nashii

Był środek lipca. Słońce grzało nie miłosiernie. Wszystkie nasze jeziora, rzeki i stawy nagrzały się do takiej temperatury że pływanie w nich nie dawało żadnej ulgi od gorąca a wręcz przeciwnie! Szłam szukając miejsca do schłodzenia się, i wtedy właśnie sobie przypomniałam że znam jedno miejsce gdzie woda zawsze jest chłodna. Jest to jezioro które zamieszkują wodne smoki. Bałam się tam pójść ale gorąc nie dawał mi spokoju. Dream wyraźnie zabroniła wchodzenia na to terytorium, ale ja nie mogłam się powstrzymać i postanowiłam, że tam pójdę ale nie sama!
Chodziłam po całej watasze szukając osoby która ze mną pójdzie. Najpierw poszłam do Pumpkin. Zaczęłam rozmowę:
- Cześć!
- No cześć młoda.
-Gorąco co?
- Trudno mi zaprzeczyć.
- A wiesz że ja znam miejsce gdzie woda zawsze jest chłodna?
- Co ty?
- No naprawdę, nie ściemniam. Morze się tam wybierzemy, co?
- No raczej. A gdzie to jest?
- Yyyy.... Tu nie daleko w królestwie motyli.- powiedziałam kłamiąc bo inaczej by ze mną nie poszła.
- To super powiem całej watasze!
-Nie! Yyyyy..... To jeziorko jest za małe ale możemy też wziąć Delię.
- Ok.
Poszliśmy po Delię, zgodziła się. Wyruszyliśmy. Ja bałam się że się zorientują że nie idziemy do królestwa motyli. Po pewnym czasie Pumpkin zaczęła coś podejrzewać i zapytała:
- To na pewno tu?
-Tak, tak.- odpowiedziałam.
Doszłyśmy. Naszym oczom okazało się piękne źródełko. Widząc nie pewne miny dziewczyn wskoczyłam do wody ( udając że jest tam bezpiecznie). Dziewczyny za chwile się przyłączyły. Po godzinie zabawy i chlapaniny gdy już mieliśmy wychodzić, Pumpkin wciągnęło coś pod wodę. Przestraszyłyśmy się strasznie z Delią. Wołaliśmy:
- Pumpkin gdzie jesteś!!!!
Po chwili i Delię coś wciągnęło pod wodę. Szybko zaczęłam się kierować ku brzegowi, ale nie zdążyłam i mnie coś wciągnęło pod wodę. Uderzyłam się w łeb i straciłam przytomność.
Obudziłam się dopiero w wielkiej szklanej bańce pod wodą razem z Pumpkin i Delią. Bańka była przykuta łańcuchami do podłoża a w środku niej byłyśmy my ( cała bańka była wypełniona powietrzem). Każda z nas próbowała użyć mocy, aby się wydostać ale bezskutecznie. Bańka pożarła nasze moce tak że nie mogłyśmy ich używać, a jak próbowałyśmy raził nas prąd. Nagle zobaczyliśmy wiele smoków które kłaniały się przed nim:

Dziewczyny powiedziały:
- Ty wstrętna kłamczucho, przez ciebie zaraz zginiemy!
Smok na to:
- Witajcie wilki przepowiedni!
Ja sobie pomyślałam, że to jakiś żart i krzyknęłam:
- Ty stara kijanko wypuść nas! Po co my ci tu!
Smok zaczął krążyć wokół bańki i mówił:
- Nie wypuścimy was albowiem wtedy przepowiednia się nie spełni, a mówi ona że:
W dzień gorący,
gdy potoki wyschną,
trzy wilki pojawią się w świętym potoku.
One to będą zwiastować nadejście nowych ziem
których to smoki będą posiadaczami!
Niech zdechnie Angry Wolf!
- CO??!!!! A może to przetłumaczysz - powiedziała Pumpkin .
- Czyli że my zajmiemy ziemie waszego stada, dlatego że wy wkroczyłyście na naszą!- powiedział smok.
-A co to znaczy Niech zdechnie Angry Wolf!?- zapytałam.
- Niech zdechnie Wściekły Wilk, a tym wściekłym wilkiem według przepowiedni ma być najmłodsza z was! Która to?
Serce podskoczyło mi do gardła, ale też bałam się że ten wielki smok zabije Pumpkin albo Delię, jeśli się nie przyznam dlatego powiedziałam:
- To ja jestem ta najmłodsza.
Momentalnie wyjęli mnie z kuli i zanieśli na wielką arenę ( mimo, że nie byłam w bańce to mogłam oddychać, co było dziwne). Na arenie na wielkim tronie siedział tan sam smok z który rozmawiałam wcześniej.. Popatrzył się na mnie z pogardą i rzekł:
- Przepowiednia radzi mi żebym cię zabił. Ale ja, wspaniałomyślny, ulituje się nad tobą w taki sposób, że zostaniesz gladiatorem.
- Zrobię co zechcesz, ale powiedz mi co zrobisz z moimi przyjaciółmi?
- Uwolnię ich pod warunkiem, że zostaniesz tym gladiatorem.
-Zgadzam się, ale żądam abyś wypuścił ich na moich oczach.
- Zrobię to.
I rzeczywiście tak się stało. Smoki pogoniły Pumpkin i Delię ze swojego królestwa. A ja myślałam o tym co teraz ze mną będzie...........
Nałożyli mi kaganiec i zakuli w łańcuchy i zaprowadzili pod smoka który mi powiedział że będę gladiatorem.Powiedział:
- Od dzisiaj jesteś niewolnicą. Radzę ci, zapomnij o dawnym życiu, gdyż będziesz do walk. Czyli ja będę ciebie wystawiał do walk z innymi smokami tak dla mojej rozrywki. Niewielkie są szanse, że przeżyjesz ale przynajmniej to zobaczę.
- Ale ja nadal parę rzeczy nie rozumiem. Dlaczego oddycham pod wodą i dlaczego nie mogę używać mocy?
- Zakląłem cię tak, że oddychać pod wodą możesz, a mocy nie możesz używać bo to święte źródło, w którym żadna nadprzyrodzona moc nie istnieje.
Tymczasem u Pumpkin i Deli.....
Biegły z powrotem do watahy, i gdy już dobiegły opowiedziały o wszystkim Dream Ona powiedziała, że nie mają szans aby zaatakować smoki i walką wygrać tym bardziej, że w źródle żadna moc nie działa, cała wataha miała o mnie zapomnieć...
Ale wróćmy do mnie..
Włożyli  mnie do klatki i dali parę ości na obiad, ale ja nie chciałam jeść. Przez całą noc płakałam. Od rana zaczęły się treningi. To było straszne!
Miałam biegać przez godzinę, choć łapy mi krwawiły, miałam drapać kamienie aby wyćwiczyć mocny drap i miałam ciągnąć wielki głaz żeby wyćwiczyć siłę. Kolejne uczyłam się kung- fu. I tak cały czas na okrągło. Szkolono mnie na wilczą maszynę do zabijania, która miała zmierzyć się ze smokiem dla czyjejś rozrywki!!
Cały rok minął na podobnych treningach aż w końcu nadszedł czas walki.
Wprowadzono mnie na arenę i wtedy zobaczyłam przeciwnika:

On był chyba z 1000 razy większy ode mnie!! Bałam się strasznie, choć byłam wyćwiczona. Pierwsza podjęłam krok rzuciłam się na niego ( co mogło wyglądać trochę śmiesznie, bo ja taka mała byłam w porównaniu do niego). Gryzłam i drapałam, ale to nic nie dawało. Wskoczyłam mu na ogon a on zaczął nim wymachiwać i uderzyłam w ścianę. Leżałam, nie mogłam się podnieść a on zmierzał w moją stronę

Ja nagle zauważyłam, że tam koło ściany jest dziura. Szybko w nią skoczyłam i w taki sposób wyszłam z areny. Szybko chciałam wypłynąć na powierzchnię, ale smok z którym walczyłam rozwalił ścianę i płynął za mną. Wyszłam szybko na brzeg i zaczęłam uciekać. Smok gonił mnie dalej, ale ja powierzchni już mogłam używać mocy. Więc się zatrzymałam i zaczęłam go hipnotyzować. Na moje nie szczęście hipnoza na niego nie działała i zdzielił mnie łapą. Leżałam bezradna czekając na ostateczny cios, ale nagle usłyszałam wycie wilków. I za chwilę cała moja wataha rzuciła się na smoka, smok w końcu uciekł a mnie zabrali do watahy gdzie mnie opatrzono. Byłam szczęśliwa i postanowiłam sobie że już nie będę kłamała o tak ważnych rzeczach.

poniedziałek, 10 czerwca 2013

Od Sanguisa CD Serenity

Muszę przyznać, że obrywanie w głowę dziczyzną ułożoną nie wiadomo czemu na ogromnym liściu nie jest najprzyjemniejszą pobudką. Przemknęło mi przez myśl, że jest to sposób na uświadomienie przywódcy wojowników, jak nieodpowiedzialne jest drzemanie na polance w środku dnia, ale uznałem, że moi przyjaciele wybraliby raczej jakiś bardziej subtelny sposób.
Westchnąłem cicho, przeciągając się i rozglądając wokół. Skąd u diabła wzięło się całe to mięso? Zacząłem wspinać się na pagórek, wsłuchując się w odgłosy dopływające z otoczenia. Słyszałem coś dziwnego, czego nie potrafiłem zidentyfikować i fakt ten wybitnie mi nie pasował. Chyba wciąż nie doszedłem do siebie. Musiałem się skupić.
Ostrożnie wszedłem pomiędzy drzewa, stawiając łapy najciszej, jak się dało. Nie było to potrzebne – ktokolwiek tak hałasował, z pewnością nie był w stanie mnie usłyszeć. Przyspieszyłem, coraz bardziej zaniepokojony i wreszcie zatrzymałem się gwałtownie, niemal wpadając na drzewo. Czy ja jadłem dzisiaj coś dziwnego? A może z tą wodą było coś nie tak? Trzecią opcją było, że to, co widziałem, działo się naprawdę, a w to trudno mi było uwierzyć.
Na niewielkiej polance między drzewami leżał wilk. Właściwie wilczyca, czarna i przytroczona do ziemi cienkimi linkami. Szarpała się bezskutecznie, starając się uwolnić, ale nie przeszkadzało to najwyraźniej tańczącym wokół niej dzieciom. Widziałem już w życiu wielu ludzi, ale tak komiczne przebrania były dla mnie nowością – wszyscy mieli ogromne, kolorowe pióropusze i ostre, wystrugane z drewna włócznie, a linki, którymi przywiązali wilczycę, były wbite w umocowane w ziemi kołki. Nieznajoma dała się schwytać… bawiącym się w Indian dzieciom?
Oparłem się o drzewo, z trudem powstrzymując śmiech. Takie zachowanie było kompletnie nieprofesjonalne. Przybrałem poważny wyraz twarzy i wyszedłem zza drzew, wpatrując się w wilczycę. Jednego jednak nie przewidziałem – reakcji dzieci. Trochę łatwiej było mi zrozumieć, jak złapały tamtego wilka, po tym jak z równym zaangażowaniem rzuciły się na mnie. Odskoczyłem zaskoczony, ale były szybkie, a ich włócznie miały wystarczająco ostre końce, by przebić wilczą skórę. Warknąłem zirytowany, czując ciepłą krew płynącą po moim brzuchu. Dzieci cofnęły się niepewnie, zagradzając mi dostęp do uwięzionej. Nie zamierzałem się poddać. Podszedłem bliżej, szczerząc kły i nie spuszczając wzroku z przeciwników. Najmłodsze dzieci odwróciły się, znikając błyskawicznie między drzewami, ale parę starszych zostało. Nie zwracając na nie uwagi, szarpnąłem za linki przytrzymujące ciało wilczycy i uwolniłem ją, cofając się z wciąż obnażonymi zębami. Nieznajoma zrobiła to samo. Gdy przekroczyliśmy granicę polanki, odwróciliśmy się i zaczęliśmy biec.
<Serenity, dokończysz? >

niedziela, 9 czerwca 2013

Od Nasira

Cisza. Wszędzie cisza… W ciszy serce znajduje więcej odpowiedzi niż rozum otoczony natłokiem informacji. Ta nieprzenikniona żadnym szelestem pustka daje odpowiedzi, ale również rozdziela, bardziej niż bezkresne stepy. Większość, gdy zapada milczenie od razu zabija je niepotrzebnym, chaotycznym hałasem bezkształtnych, niezrozumiałych słów. Głupie. Tylko głupcy niszczą to, co daje mądrość, której nie potrafi zaoferować żadna inna rzecz. Uchyliłem powieki rozkoszując się bladym światłem księżyca, które przywitało me spragnione blasku źrenice. Piękny. Cudowny, pełny okrąg na niebie wyróżniający się wśród ciemności srebrzystą aurą i zagadkowymi formami. Księżyc i jego wierne towarzyszki gęsto rozsypane po czarno-granatowej pościeli. W wiecznym, nienaruszonym uścisku. Podniosłem się z gęstej, ciemnej trawy i zrobiłem kilka kroków naprzód, czując pod łapami miękkość i wilgoć roślin. Mój umysł od dawna czuł obecność tutejszej watahy. Mimo to… Czy warto zakłócać spokój? Czy znajdę tam zrozumienie? Nikłe szanse, ale kto wie? Może są silniejsze sposoby na zdobycie doświadczenia niż wsłuchiwanie się w nicość? Możliwe, że to rozpaczliwy skowyt w środku nocy, nawołujący swych braci zebranych pod jednym niebem jest źródłem informacji i wiedzy. Nie są godni mądrości Ci, którzy niczym nie ryzykują. Czasami trzeba odsunąć zdrowy rozsądek na bok i dać się ponieść szaleństwu. Przykucnąłem na tylnych łapach i odgiąłem grzbiet do tyłu, a z wnętrza mego gardła poniósł się głośny, melodyjny zew. Dźwięk wilczego skowytu poniósł się po przestrzeni, tnąc ją niczym ludzki miecz przecinający ludzkie gardło, z którego już nigdy ma nie wydobyć się głos. Tylko krew. Czerwona posoka tryskająca na twarz oprawcy. Zaznacza piętno. Ja też jestem napiętnowany. Czym? Nie wie tego nikt, poza mną. Mną i kimś jeszcze. Kimś, kto nigdy nie wyda z siebie więcej skowytu. Orzechowy brąz mych oczu przyciągnięty został przez dwa wilki sunące niczym cienie przez pusty teren. Mieszkańcy tutejszej krainy. Członkowie watahy Firefly. Ci, którzy mają dać mi mądrość. Czy faktycznie ją wśród nich znajdę? Nie wiem. Nikt tego nie wie. Tylko czas.

piątek, 7 czerwca 2013

Od Serenity CD Dream

No i znowu to samo…Muszę polować, bo inaczej poumieramy z głodu! Super! Idę, bo muszę. Dream i Sanguisowi się nie udało, no cóż bywa i tak. Nie ważne. Im szybciej to zrobię tym lepiej. Biegnę trochę szybciej żeby nie opóźniać…I nagle ją widzę…. siedzi na ziemi i gada do siebie. Otacza ją tłum ludzi. Indianie? Niemożliwe, przecież już wyginęli…Dlaczego ja nigdy nie mogę normalnie czegoś upolować?! Biegnę dalej. Widzę trzy dziki, dwie sarny i…Indiankę?! I co teraz? Nie mogę jej skrzywdzić, bo mam tylko upolować coś na kolację. Ciekawe co zrobi jeśli nagle wyskoczę z krzaków i ją zaatakuję. Ile ona może mieć lat? Trzynaście? Piętnaście? Raz się żyje. Wyskakuję z krzaków i rzucam się na nią z dzikim wrzaskiem. Dziewczyna w pisk i biegnie do tej kobiety na ziemi. Nagle nadbiegają Indianie z dzidami i rzucają je w moim kierunku. Wrzeszczą coś, że takie czarny i wielki wilk jak ja to na pewno demon i wgl, ze zaraz bd na nich jakaś klątwa czy coś tam. Ech…Czarny wilk to ma zawsze pod górę. Spłoszyli mi jedzenie! Jak ja nie znoszę ludzi! Musze dogonić te dziki. Dobra mam je. Teraz sarny. Żaden wysiłek jak dla mnie. Znalazłam wielki liść, na którym położyłam dary. Złapałam końcówkę mojego „wózka” i ruszyłam z powrotem do watahy. Wtedy Indianie zagrodzili mi drogę. Co do……? Nie dam im się złapać. W ostatniej chwili pchnęłam liść, który zjechał z górki i popędził dalej w stronę polanki. Tam na pewno znajdzie go Dream. Już miałam wyrwać się tym ludziom, kiedy nagle oni mnie złapali na liny. Straszne! Zaczęli mnie ciągnąć w stronę ich obozowiska. Nie złamią mnie choćby nie wiem co!

środa, 5 czerwca 2013

Od Delii


- nowej wilczycy!

*********************************

Biedny szczeniak. Zostawiłam go tam. Nie mogę go zabrać, bo tylko mnie spowolni, ale no cóż...Jest jeszcze mały może będę mogła go wychować na łowcę? Muszę spróbować. Cofnę się po niego. Ile tu liści!
- Hej mały. Wróciłam po ciebie. Chodź. - powiedziałam do niego. Podniósł się z ziemi, radośnie pomachał ogonkiem.
- Ojej! Miałem nadzieję, że wrócisz! Cieszę się. - powiedział radośnie.
- Wiesz...Jakby ci to wytłumaczyć...? Ech....No bo widzisz...Nie mam czasu się tobą zajmować, ale, że nie umiem cię tutaj zostawić idziesz ze mną.
- Nie chcesz mnie? - spytał ze smutkiem. Ten zal w jego oczach spowodował, że od razu zechciałam go zabrać.
- No dobrze - zaczęłam - to wcale nie tak, że nie chcę cię zabrać. Po prostu obiecaj mi, że będziesz się mnie pilnował i słuchał moich poleceń.
- Jasne! - zaszczekał radośnie mały.
Ruszyliśmy do mojej jaskini w lesie, niedaleko. Usłyszeliśmy strzały i krzyki ludzi. Przeraziłam się nie na żarty.
- biegnij i schowaj się w tych krzakach. - poleciłam małemu.
Sama ruszyłam biegiem na przeciw legły koniec drogi i czekałam. Zobaczyłam ją biegnącą do mojej jaskini. Skąd ja ją znam? Nie ważne.Gdy wilczyca przebiegła chciałam wyjść, ale w ostatniej chwili zauważyłam ludzi i znowu się schowałam. Już po wszystkim.
- Wyjdź, mały. Już możemy iść. - dlaczego ja go wzięłam? a no tak... oczy.... No dobra trzeba biec, ale nie za szybko, bo dzieciak nie nadąży.
- Proszę pani, ale ja bardzo szybko biegam - odparł z uśmiechem.
Czytał w myślach?! Kolejna zdolność małego wilka jaką widzę.
- Skoro jesteś szybki to biegiem do tej jaskini. Widzisz ją? - spytałam
znalazł się tam w oka mgnieniu. ZA 5 sekund był z powrotem. schował się za mną i powiedział:
- Tam jest ta uciekająca wilczyca.
Ech jak zwykle mój dom stał się miejscem schronienia dla uciekinierów.
- Dobra, chodź. Zamieszkamy gdzie indziej.
Urządziliśmy małe polowanie w drodze do zapasowego szałasu, który kiedyś zbudowałam. Zjedliśmy po jednym zającu i sarnę za spółkę. Już chciałam iść dalej, ale nagle pojawiła się wielka, niebieska wilczyca. Przyszła w celach pokojowych. Jak się potem okazało była matką szczeniaka. Porozmawiałyśmy chwilę, a ona w podziękowaniu za opiekę nad jej dzieckiem pokazała mi drogę do "nowego domu" jak ona to ujęła. Ruszyłam wskazaną ścieżką i tak dotarłam do Watahy Firefly.