sobota, 18 maja 2013

Od Felsaroth'a

 ...nowego wilka!
Razem z nim dołącza również Nova
 
 ********************************* 
 
Była nieprzenikniona cisza, którą nagle rozdarł głośny wilczy zew na dalekiej północy. Po wysokich górach, których ośnieżone szczyty zanikały w ciemności poniosło się głuche, mrożące krew w żyłach echo. Wbiegłem między drzewa ciemnego, gęstego lasu jak czarny cień, a moje jasne, jadowito zielone oczy błysnęły złowieszczo. Nastawiłem uszu wsłuchując się w następujące jedno po drugim wycie wilków. Mimo to milczałem… Jestem samotnikiem. Nie przyzywało mnie żadne wołanie. Mimo to, ile można być samotnym? Są różne rodzaje samotności, ale najbardziej umysł i serce trawi samotność, która otacza skazańców…Takich jak ja. Nawet nie wiadomo, jak dzielny osobnik, może odczuwać pustkę. Nie można odezwać się na wycie wilków, bo i tak nie usłyszą. Ich uszy są głuche na wołanie wygnańca. Po co komu zdrajca? Między drzewami zwolniłem trochę zwinnie wymijając grube, omszałe pnie. Z jednej strony w tym gęstym lesie czułem się bezpieczniej niż na bezkresnych równinach, które skazane były na wieczną obserwację górskich oczu, które zdawały się dostrzegać wszystko i słyszeć wszystko. Coś tak nieuchwytnego jak ciche muśnięcie trawy skrzydłami ćmy dało się wychwycić w tej przerażającej ciszy. Wypuściłem nozdrzami gorące powietrze, i przeskoczyłem zręcznie zwalony pień, a moje łapy przy ponownym dotknięciu ziemi nie wydały prawie żadnego dźwięku. Zmęczony od szybkiego biegu oddech huczał w mych płucach. Uspokoiłem go trochę i wciągnąłem zapach lasu. Wilgotna ziemia, uśpione rośliny, zapach zwierzyny łownej i… Wilk. Intensywna woń futra pachnącego lasem dosłownie oszałamiała. Zerwałem się do ponownego biegu. Moje oczy penetrowały w dzikim pędzie każdy zakamarek lasu, a łapy zaopatrzone w długie szpony ryły ziemię. Przeskakiwałem obszary oświetlone chłodnym blaskiem księżyca, który prześwitywał między koronami drzew. Zawsze mnie to intrygowało. Zdawałem sobie sprawę, że drzewo jest czymś przyziemnym, a niebo nieuchwytnym marzeniem. Nie można tego dotknąć… Jednak konary drzew patrząc od dołu zlewają się w jedną malowniczą całość, przerywając nieskończony błękit jak brązowy piorun. Uchwycone, nieruchome piękno… Z zamyślenia wyrwał mnie podmuch wiatru igrającego między drzewami, który przyniósł ze sobą jeszcze mocniejszy zapach pobliskiego wilka i sarny. Na pewno polował. Poczułem dzikie pragnienie i głód, a zdobyczy żadnej od dawna nie widziałem. To mogła być jedna z nielicznych szans na porządny posiłek. Oczywiście o ile uda się wyrwać pokarm ze szponów rywala. Czując dziwną ekstazę na myśl o zaspokojeniu głodu przyspieszyłem z trudem wymijając drzewa. Rozwarłem szczęki czując zapach zdobyczy.
Skręciłem ostro w prawo ledwo wyrabiając na zakręcie i wtedy to zobaczyłem. Drobna łania śmignęła mi przed oczyma o kilka metrów. Zmniejszyłem dystans i wtedy tuż przede mnie wybiegła piękna, biała wilczyca o złotych ślepiach. Nie wyhamowałem i uderzyłem w rozpędzoną wilczycę z warkotem spychając ją z impetem na pobliskie drzewa. Do mych uszu dotarł tylko zgłuszony trzask i jej pisk. Gó*no mnie obchodzi, co jej jest, interesuje mnie tylko zdobycz. Popędziłem za sarną wytężając wszystkie mięśnie. Moje oczy wwierciły się z łaknieniem w drobne ciało łani. Była coraz bliżej. Szponiaste łapy i wyszczerzone kły zbliżały się do niej nieubłaganie. Zwierzę przeskoczyło przez pień zwalonego drzewa, a ja za nim. Wybiłem się łapami i z góry skoczyłem na sarnę powalając ją na ziemie. Poleciałem ze zdobyczą spory kawałek dalej wbijając w jej szyję kły. Ostre zęby rozszarpały jej gardło, a krew bryznęła mi na sierść. Cudowne uczucie, móc chłeptać gorącą posokę i pożerać mięso, które cudownie wypełniało żołądek. Paciorkowate oczy sarny stały się nieruchome i martwe, jak cała reszta ciała. Wypuściłem strzępy skóry ze szczęk i stanąłem tryumfalnie nad zdobyczą. Odwróciłem gwałtownie głowę i obnażyłem zakrwawione zęby, które mocno kontrastowały z czarną sierścią i zielonymi ślepiami. Biała samica wysunęła spomiędzy drzew, warcząc zajadle i szczerząc równie białe, co futro zęby. Taka nietypowa, taka piękna i waleczna. Biała sierść, niczym śnieg okrutnie kontrastowała na tle tutejszych krain, które trzymały się w czarno-zielonych tonacjach. Jej miejsce jest między lodami i śniegami dalekich krain, a nie tutaj.
Otwarłem szerzej oczy zaskoczony jej szybkością. Jak biały grom zwaliła się na mnie odrzucając od mojej zdobyczy. Podniosłem się nim ponownie zaatakowała i zastosowałem kontratak. Walka. Dzika i wściekła, pełna furii. To lubię. Straciłem z oczu zdobycz, o którą teraz walczyliśmy. Trudno. Teraz liczy się wygrana. Na białe futro samicy bryznęła krew z rozciętej pod wpływem mego ugryzienia skóry. Samica pisnęła, ale po chwili ponownie w heroicznym ataku natarła na mnie odrzucając do tyłu. Podniosłem się na nogi i spojrzałem na waderę zirytowany. Z jej gardła wydało się głuche ujadanie. Na jej futrze wykwitały czerwone plamy, niczym szkarłatne kwiaty wychodzące spod śniegu. Natarłem na samicę i pochylając głowę kłapnąłem szczękami nie dosięgając jednak do gardła, mimo to udało mi się ją pchnąć do tyłu na plecy. Odsunąłem się czując, że tym razem to ona pragnie zatopić w mej szyi kły. Poczułem uderzenie, gdy wadera zdzieliła mnie łapą po pysku, a tylna kończyna zaopatrzona w szpony poharatała mój brzuch. Czerń i biel nas dwóch bryzgana była, co chwila krwią. Pięknie. Nie dam za wygraną. Kocham walkę, to mój żywioł. Podróże i walka o przetrwanie. Pole naszego starcia znaczone było szkarłatem, połamanymi gałęziami i zoraną ziemią.
-Gnoju!-warknęła zajadłym, ani trochę zmęczonym tonem.
Zaśmiałem się cicho i wrednie okrążając białą dookoła.
-Ciekaw jestem, czy przy kopulacji też jesteś taka waleczna… Mam ochotę wgryźć ci się od tyłu w grzbiet, s*ko.-rzuciłem bezczelnie, bez jakichkolwiek pohamowań.
Wadera spojrzała na mnie zaskoczona. Wykorzystałem sytuację i skoczyłem na nią rozkładając smukłe łapy na boki i rozwierając szczęki. Wilczyca odsunęła się do tyłu, ale przystanęła i odwróciła się widząc za sobą ogień, który pojawił się znikąd trawiąc niskie krzewy. Uśmiechnąłem się widząc, że ognista bariera nie daje jej drogi ucieczki. Samica warknęła cicho i gdy już byłem przy niej zmrużyła złote oczy, a na jej czole pojawił się nikły impuls, który wypalił w górę prosto przed mój pysk w postaci białej flary. Zaskomlałem oślepiony i zwaliłem się na bok widząc rozmazany obraz wilczycy uciekającej przed atakiem. Podniosłem się i potrząsnąłem głową, słysząc jak biały promień wybucha cicho ponad koronami drzew niczym gwiazda, która gdzieś w oddali kończy swój żywot. Mogła uciec wykorzystując moje oślepienie, ale nie zrobiła tego. Dobrze… Nie ustąpię, ona pewnie też nie.
-Wredna s*ka…-mruknąłem i zacząłem pełną furii szarżę w jej kierunku. Za mną i po mych bokach pociągnęła się ścieżka kontrolowanych płomieni, która nadała memu atakowi impetu. Wadera zaskoczona prędkością ataku nie zdążyła zrobić uniku. Zacisnąłem silne szczęki na jej karku i cisnąłem nią o drzewo rozrywając jej skórę. Samica rąbnęła o drzewo z piskiem pełnym bólu. Zaskomlała, gdy zobaczyła, że mam zamiar na nią ponownie natrzeć, mimo to z trudem podniosła się. Zatrzymałem się w pół kroku, gdy usłyszałem ostrzegawcze warknięcie o niskiej tonacji. Odwróciłem głowę w kierunku kilku drzew. Między nimi stały dwa wilki, jeden masywny samiec o brązowej sierści i złoto-pomarańczowych oczach. Drugim wilkiem była młoda samica o czarnej sierści i błękitnych oczach. Spojrzałem kątem oka na białą widząc jak się podnosi i mimo bólu z zajadłością przygotowuje się do ataku. Zatrzymała się jednak widząc żywą barierę między mną a nią. Dobrze jej tak… Niech cierpi głód… głód walki.
Tymi wilkami okazali się być Sanguis i Serenity. Członkowie tutejszej watahy o nazwie Firefly, do której po rozmowie przystąpiłem i ja i złotooka Nova. Wreszcie ta nieznośna samotność mnie opuściła, bo już ja, Felsaroth, nie jestem wygnańcem…



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz