sobota, 25 maja 2013

Od Mirificusa

Patrzyłem na Dream odchodzącą z Sanguisem, a w mojej głowie łomotało się tylko jedno pytanie: czy ona naprawdę sądziła, że będę przez cały dzień siedział w miejscu?
Wstałem ostrożnie, ale moje rany szybko się goiły i prawie nie czułem już bólu. Wyszedłem na zewnątrz. Nie było sensu gonić pozostałych, ale kto powiedział, że samemu nie mogę się dobrze bawić? Lekkim truchtem wbiegłem między drzewa, czując jak w moim ciele budzi się energia zmagazynowana przez całe dnie odpoczywania - moje mięśnie rozgrzewały się, a ja mknąłem coraz szybciej, ignorując ból wciąż niezagojonych ran. Wsłuchiwałem się w odgłosy niewielkich stworzeń leśnych i szumiących liści, napawając się panującym wokół spokojem.
Po pewnym czasie zacząłem zwalniać. Biegłem teraz wolniej, ale byłem bardziej skupiony. Zaczęły docierać do mnie zapachy, które wcześniej całkowicie ignorowałem - czułem skropioną rosą roślinność, świeżą krew płynącą w żyłach mijanych zwierząt, charakterystyczny zapach wilczycy, mokrą ziemię i...
Zaraz. Wilczycy?
Zatrzymałem się gwałtownie, prawie się przewracając. Uniosłem nos, starając się wyobrazić sobie, jak zachowałby się Sanguis. Był o wiele lepszym myśliwym niż ja, ale w końcu coś tam też umiałem. Odwróciłem się, szukając zapamiętanej woni. O tak, była tu - młoda wadera, która prawdopodobnie nie zdążyła odejść na więcej niż kilka kilometrów. Rozejrzałem się uważnie i dostrzegłem ledwo widoczny odcisk łapy tuż obok dojrzałego dębu.
Podniosłem wzrok do góry. Słońce chyliło się ku zachodowi - Sanguis i Dream niedługo mieli wrócić z polowania, nie było sensu teraz szukać wilczycy. Z westchnieniem rzuciłem tropom ostatnie spojrzenie i odwróciłem się w kierunku domu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz