-Tak... Po prostu? -wykrzyczał- Zostawicie mnie?!
-Nie możesz się ruszać. Poradzimy sobie sami -powtórzyłam po raz kolejny.
Męczyło mnie już przekonywanie wilka, że zgodnie z poleceniem szamanki ma leżeć w jaskini. Bieganie po lesie w poszukiwaniu zwierzymy zdecydowanie nie wchodziło w grę.
-Nie ma mowy! Idę z wami! -upierał się dalej kręcąc głową- Sanguis, powiedz jej coś! -zwrócił się do wilka, który właśnie do nas dołączył.
-Nie po to cię taszczyłem przez całą drogę do szamanki, żebyś teraz z byle powodu rujnował jej pracę i narażał siebie na nieprzyjemności -powiedział stanowczo nie słuchając jęków Mirificusa.
Ten na jego słowa otworzył pysk zdumiony, powstrzymał się jednak od kolejnych uwag. Zostawiliśmy obrażonego rannego w jaskini i w spokoju udaliśmy się na łowy. Szczęście póki co nam sprzyjało, bo po niedługim czasie trafiliśmy na spore stadko jeleni. Jednak gdy już mieliśmy dopaść nasz przyszły posiłek... Zatrzymałam się niemalże tuż przed atakiem. Usłyszałam wycie. Wycie obcego wilka.
-Dream?! Co do... -krzyknął Sanguis, który również przystanął. Po krótkiej chwili spojrzał na mnie porozumiewawczo. Też to usłyszał...
-Idę to sprawdzić -powiedziałam podekscytowana po czym zaczęłam biec w stronę źródła dźwięku. Sanguis dołączył do mnie chwilę potem.
-A co z obiadem? -spytał podirytowany.
-Później się się tym zajmiemy! Wilk nam ucieknie! -krzyknęłam i przyspieszyłam tempo.
Tego dnia zyskaliśmy nową członkinię watahy. I... Zostaliśmy wyśmiani przez Mirificusa.
-Idioci -mruknął tylko na wiadomość, że polowanie nie wyszło. Sanguis wzruszył tylko ramionami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz