sobota, 23 listopada 2013

Konkurs!

Aż do 6 grudnia macie niepowtarzalną szansę na zdobycie 300 punktów!
Wystarczy, że wykonacie banner promujący Watahę, który spodoba się reszcie właścicieli wilków.
Nie ma ograniczeń co do ilości prac na osobę, ale tylko jedna może wygrać.
Linki do obrazków wysyłajcie o Rooo (howrse.pl).
W sobotę następnego dnia odbędzie się głosowanie.
Zapraszam do udziału!
Dream

piątek, 22 listopada 2013

Od Nasira CD Sanguisa

Spojrzałem kątem oka na Animae. Jak na mój gust odpowiedź była jasna.
-Polują na nas. Omal nie dorwali ostatnio Felsarotha. Fakt, głupi był i się przeliczył, dlatego dał się złapać, ale to nie zmienia faktu, że jesteśmy dla nich cennym łupem. A przynajmniej magia, którą operujemy. Dlatego warto się dowiedzieć o nich czegoś więcej. Jeśli chcemy nad nimi zdobyć przewagę musimy dopasować strategię do celów, jakie chcemy osiągnąć. A podstawą jest poznanie wroga jak najlepiej, a najlepiej znaczy od środka- uśmiechnąłem się lekko.
Sanguis zamruczał pod nosem, gdy wreszcie coś znalazł.
-Autor wspomina o pewnym miejscu… Świątynia Mrocznej Pani. Ich przywódczyni, która przywołuje w swe szeregi ludzi tkwiących w rozpaczy. Ich serca popadły w ruinę na skutek własnej, wewnętrznej katastrofy, niezdolni są do logicznego myślenia czy działania. Ogarnięci są zimnem, mrokiem, nienawiścią. Wzywa ich, a oni widząc w niej ostatnią nadzieję lgną do niej jak ćmy do światła. Otacza ich cieniem sukna swej szaty przysłaniając im oczy i oddzielając ich murem od świata. Zamyka ich na siebie, odbierając im resztki człowieczeństwa. Są narzędziami w jej dłoniach, a mają zbierać magię, która w nas tkwi, by zasilać … -urwał. –Tu brakuje kartki. Księga jest wybrakowana…
Przerzucił stronę. Dalej był tekst. Spojrzałem na księgę zza jego ramienia.
-Świątynia jest tam, gdzie panuje temperatura absolutna, a ostatnia iluzja życia ściana się w lód. Tam, gdzie panuje wieczna ciemność, a rozświetla ją tylko wielobarwne światło…-przeczytał.
-Półwysep Sumatros… Najdalej wysunięty na północ półwysep Fralronii. –rzuciłem. Dość oczywiste…-Wieczna noc rozświetlana tylko częstymi zorzami polarnymi…
-Jesteś pewien?-zapytał Sanguis.
-Jak najbardziej-uśmiechnąłem się lekko.-Więc kiedy ruszamy?-zapytałem podniecony wizją podróży w tereny, które mijałem podczas jednej ze swych wcześniejszych wypraw.
Sanguis spojrzał na mnie zdezorientowany.
< Sanguis? >

czwartek, 21 listopada 2013

Od Sanguisa CD Thalii

Rzuciłem leżącej przede mną wilczycy zatroskane spojrzenie i podałem jej łapę, pomagając wstać. Nie mogła mieć więcej niż pół roku, więc skąd wzięła się sama w środku lasu?
- W porządku, Thalio. – odezwałem się łagodnie – Opowiesz mi dokładnie, co się stało?
- W mojej watasze wybuchła epidemia. – wyjąkała wilczyca, patrząc w ziemię – Zdaje się, że moja mama się zaraziła, a potem zaatakowała tatę i… ja właściwie nie wiem co się stało, ale bałam się, a tata kazał mi uciekać… i właściwie nawet nie wiem jak długo biegłam, wiem tylko, że tak bardzo się bałam…
Spojrzałem na nią z troską. Była taka młoda, a tak wiele przeszła… Słyszałem już o różnych wirusach dziesiątkujących wilcze watahy, ale skoro ten rozprzestrzenił się tak szybko, prawdopodobnie nie miałem już czego szukać na terenie rodziny Thalii. Trzeba było jak najszybciej zabrać ją do jaskiń.
- Chodź ze mną. – odezwałem się – Należę do watahy mieszkającej na tym terenie. Zabiorę cię do naszej siedziby, żebyś mogła się uspokoić, wysuszyć i najeść, a sam sprawdzę, jak wygląda sytuacja. Poproszę moją przyjaciółkę, żeby się tobą zaopiekowała; jest bardzo miła i ma śliczne, białe futerko, na pewno ją polubisz. Chodź, nie możesz tu zostać tak sama.
- Jest pan alfą tej watahy? – spytała Thalia, patrząc na mnie z przestrachem.
- Mów mi Sanguis. I nie, nie jestem alfą, ale chwilowo zastępuję prawdziwą przywódczynię. Ma na imię Dream i na pewno nie miałaby nic przeciwko, żebym zabrał cię do nas. Chodź młoda, wszystko będzie dobrze.
Wilczątko otrzepało się lekko i otarło łzy, po czym posłusznie podreptało moim śladem. Wydawała się być zaskakująco spokojna i czułem, że oprócz współczucia czuję do niej rosnącą sympatię.
***
Animae była idealną osobą do zajęcia się małą Thalią – nie pytając o nic przytuliła ją mocno i zaprowadziła do ogniska, podsuwając jej najlepsze kąski, jakie miała pod ręką. Szczeniak rzucił się na jedzenie i gdy wychodziłem, jego uwaga była całkowicie pochłonięta przez udziec świeżo upolowanego jelenia.
Wyszedłem na zewnątrz, wyostrzając zmysły i skupiając się na czekającym mnie zadaniu. Zdałem się na węch, podążając w kierunku, z którego przywlokła się Thalia. Biegła niemalże w prostej linii, ale odszukanie pierwszych śladów jej watahy zajęło mi kilka godzin – byłem pełen podziwu, że wilczyca samodzielnie przebyła taką trasę. Po pewnym czasie węch nie był mi już potrzebny; wszędzie wokół widać było ślady obecności innej grupy, ale nigdzie nie dostrzegłem ani jednego wilka.
W chwili, w której dotarłem do polany pożałowałem, że nie zrezygnowałem z dzisiejszego obiadu. Pierwszy wilk, jakiego zobaczyłem, leżał na plecach z pianą wyciekającą z pyska i martwymi, lśniącymi obłędem oczami. Dalej nie było lepiej. Kilka kolejnych trupów utwierdziło mnie w przekonaniu, że jakakolwiek zaraza dotknęła watahę, teraz nie było już komu pomagać. Ostatnie żywe wilki, jakie spotkałem, były w niewiele lepszym stanie niż ich martwi towarzysze – ze zmierzwioną sierścią, śliniące się i toczące pianę z pyska, walczyły ze sobą, na przemian skacząc sobie do gardeł i odskakując z niebywałą prędkością. Powietrze przeszył skowyt tego, który zauważył mnie jako pierwszy, ale zęby drugiego zatopione w jego karku urwały drażniący dźwięk. Nie czekałem, by zobaczyć koniec pojedynku – biegiem rzuciłem się w kierunku domu, czujnie rozglądając się dookoła w poszukiwaniu jakichkolwiek oznak życia.
***
- Sanguis. – głos Animae wyrażał zarówno ulgę, jak i niepohamowaną troskę – Wielkie nieba, wyglądasz jakbyś zobaczył ducha! Udało ci się czegoś dowiedzieć?
- Gdzie jest Thalia?
- Zasnęła. Przygotowałam jej posłanie niedaleko mojego.
- To dobrze. Wygląda na to, że zostanie tu na dłużej.
- Co z jej rodziną?
- Nie znalazłem nikogo ocalałego. Ci, którzy nie zarazili się tą tajemniczą chorobą, zginęli zamordowani przez własnych, zakażonych towarzyszy i naprawdę nie wiem, kto wyszedł na tym gorzej.
- Tak szybko…? – wyszeptała wilczyca – Co za choroba działa w ten sposób?
- Nie mam pojęcia. – pokręciłem głową – Ale Thalia nie może tam wrócić.
- Więc zostanie z nami.
- Zdecydowanie. Najgorsze ma już za sobą.
- Co to znaczy? – usłyszeliśmy cichy głosik zaspanego wilczątka. Thalia wyjrzała z głównej sypialni, wpatrując się w nas swoimi wielkimi oczami – Sanguisie, wróciłeś?
- Oczywiście, młoda. – odpowiedziałem – Jak się czujesz?
- Lepiej. – wilczyca ziewnęła, podchodząc do nas i wtulając się w Animae – Wiesz coś o moich rodzicach?
- Obawiam się, że nie mam dobrych wiadomości. – wymamrotałem cicho, patrząc w ziemię.
- Więc powiedz mi te złe.
- Twoją watahę zaatakowała nieznana nam zaraza. – odpowiedziałem, podnosząc wzrok – Teraz nic nie możemy już dla nich zrobić, ale ty możesz zostać. Mamy tu dość miejsca.
- Możesz na nas liczyć, nieważne, co się stanie. – dodała Animae, przyciskając ją mocniej do siebie.
Wilczątko opuściło głowę, a z jej oczu pociekły łzy. Delikatnie wyswobodziła się z objęć opiekunki i dwoma długimi susami dopadła swojego legowiska, chowając głowę między łapami. Jej ciałem wstrząsnął szloch.
- Myślisz, że da radę? – spytała moja towarzyszka.
- Jest silna. – odpowiedziałem cicho – Musi dać radę.

Od Mirificusa CD Dream

- Dream? - spytałem, wpatrując się z niedowierzaniem w leżącą u moich stóp dziewczynę. Zaraz... stóp?
- Hej! - usłyszałem głos łowcy i odwróciłem się, stając przodem do wysokiego starszego mężczyzny z obnażonym mieczem w dłoni. - Co wy tu, u diabła, robicie?! To akcja dla wojowników, skąd wy się tu wzięliście?!
- Pan wybaczy, to nie było celowe. - wyjąkałem - Znaczy... Co tu się w ogóle dzieje?
- Widziano dwa magiczne wilki wchodzące do budynku biblioteki - odpowiedział mężczyzna - Trwają poszukiwania, ale dopóki ich nie znajdziemy, powinniście trzymać się z daleka od biblioteki, a nie siedzieć tu samotnie, bez żadnej ochrony. Te bestie mogą być niebezpieczne. Ale co wy tu w ogóle robicie? - dodał, odrzucając mnie podejrzliwym spojrzeniem - I co się stało twojej towarzyszce?
- Ona... Ona tak ma... - wymamrotałem niepewnie, zasłaniając dziewczynę własnym ciałem - Ekhem... Mdleje gdy zbytnio się czymś ekscytuje. Niedługo dojdzie do siebie. Mam nadzieję.
- Co do cholery? - drugi łowca wyłonił się zza regału, wpatrując się w nas ze złością wypisaną na twarzy - Andrew, pogawędki sobie urządzasz?! A gdzie wilki?!
- Przepraszam. - odezwałem się - Naprawdę nie powinno nas tu być, ale czytaliśmy najnowsze dzieło naszej ulubionej pisarki i... eee... trochę straciliśmy poczucie czasu. A teraz moja przyjaciółka gorzej się poczuła. Nie chcieliśmy przeszkadzać, nie widzieliśmy żadnych wilków, właściwie to niczego nie widzieliśmy...
- Czytaliście. - powtórzył pierwszy z łowców, wpatrując się we mnie z powątpiewaniem.
- Dobra, jakie to ma znaczenie?! - warknął drugi - Bierz lalę i spływaj stąd, mamy ważniejsze rzeczy na głowie niż ty i twoja przyjaciółeczka, czy jakkolwiek chcesz ją nazywać. Zabierz ją do medyka, to ten biały dom po lewej stronie. Może on coś pomoże. A jeśli jeszcze raz spotkam was dwoje w budynku publicznym po zamknięciu, będzie z wami źle.
- Oczywiście. - rzuciłem tylko, biorąc Dream na ręce - Więcej nas pan tu nie zobaczy.
- Ją mogę widywać. - roześmiał się pierwszy z łowców, wpatrując się w dziewczynę - Całkiem dobry masz gust, synu.
Zmroziłem go wzrokiem, ale miałem na głowie ważniejsze sprawy niż jego domysły. Wybiegłem z biblioteki, przyciskając do siebie nieprzytomną przyjaciółkę i modląc się do wszystkich znanych mi bogów, by stwierdzenie "niedługo dojdzie do siebie" nie okazało się kłamstwem.

poniedziałek, 18 listopada 2013

Od Thalii

Poprzedniego wieczoru nic nie wskazywało na to, że następnego dnia wydarzy się coś, co na zawsze odmieni moje życie...
 ***
 Kiedy się rano obudziłam nikogo przy mnie nie było. Nie zdziwiło mnie to. Zazwyczaj kiedy wstaję rodzice już stoją na warcie. Są strażnikami i pełnią swoją wartę od pierwszych promieni słońca do pory drugiego posiłku. Wyszłam z jaskini i się przeciągnęłam. Wszyscy smętnie spacerowali po majdanie. Nagle usłyszałam mocne uderzenia 8 ciężkich łap o ziemię i z krzaków na prawo wypadły dwa duże wilki niosące na grzbietach trzeciego. Kiedy się zbliżyli zobaczyłam, że dwa stojące wilki to mój ojciec i wujek a wadera na nich to moja matka. Wyglądała koszmarnie. Z jej pyska sączyła się zielona piana, a jej futro nabrało niezdrowego fioletowego koloru...
-Epidemia! -krzyknął mój tato i od razu wybuchła panika.
 -Jaka epidemia, tato? -zapytałam kiedy znalazłam się przy nich.
 -Słonko... -zaczął ale w tym momencie moja matka poruszyła się, zawarczała groźnie i wbiła się zębami w szyję mojego taty. -Uciekaj!
 -Ale tato...
 -Już! Biegnij! -wycharczał broniąc się przed wilczycą.
 Nie trzeba mi było dwa razy powtarzać. Puściłam się pędem w stronę lasu dopóki nie opadłam z sił.
 ***
 Głodna i wycieńczona dotarłam do porośniętego mchem kamienia. Nie miałam siły dalej biec. Oparłam się o skalny odłam kiedy zza drzewa wyskoczył wilk. Tak mnie wystraszył, że się przewróciłam na grzbiet i zakryłam tylnymi lapami.
Kiedy mnie zobaczył przekrzywił głowę na bok i zapytał:
 -Co tu robisz?
 -Ja... Nie wiem. -odparłam.
 -Jak to?
 -Wybuchła epidemia. Rodzice kazali mi uciekać... -rozpłakałam się ze smutku, strachu i wycieńczenia- Nie wiem... nic.
 -Jak ci na imię?
 -Thalia. A pan...
 -Jestem Sanguis.-odparł wilk.

< Sanguis...?>

czwartek, 14 listopada 2013

Od Sanguisa CD Nasira

Westchnąłem cicho, wpatrując się w sterty piętrzących się przede mną książek. No cóż, od czegoś trzeba zacząć - sięgnąłem po pierwszą z brzegu, odcyfrowując starannie wykaligrafowany tytuł.
„Szczegółowa encyklopedia świata przyrodniczego”
Cóż, to właściwie mogłem pominąć. Następna.
„Co kryje las – od runa po korony drzew”
Nic nowego. Dziękuję uprzejmie.
„Podróże u boku upływającego czasu”
O nie, to już kiedyś próbowałem przeczytać i nie zamierzam powtarzać tego błędu.
„Błędni we mgle”
Autor chyba miał na myśli siebie.
„Dlaczego nie warto pływać w wysuszonej rzece”
...
„Zatopione w bagnach”
Do tego starożytni Egipcjanie prawdopodobnie dodawali gratisową „Księgę umarłych”. Kto normalny szlaja się po bagnach bez prawdziwego przewodnika?
„To, co musisz wiedzieć, zanim przekroczysz próg domu”
Brzmi obiecująco. Szkoda, że napisano to ponad 200 lat temu. Przypuszczam, że świat mógł się odrobinę zmienić od tego czasu.
„1000 map, których w życiu nie widziałeś na oczy”
Ano nie widziałem. I nie zamierzam.
„Skoczne przygody psotnej wróżki z Landrynkowej Krainy”
Co? Skąd to się w ogóle wzięło na dziale podróżniczym?

Warknąłem zirytowany i z rezygnacją odłożyłem ostatnią książkę. Teoria, że na świecie nie pozostało już nic do odkrycia, powoli zaczynała mnie przekonywać.
***
Jedno spojrzenie Nasira wystarczyło by upewnić mnie, że on również nic nie znalazł. Westchnąłem cicho, rozglądając się rozpaczliwie w poszukiwaniu pomysłów, ale milczące tomy ułożone na półkach nie były zbyt pomocne.
- Sanguis? Nasir? – odwróciłem się, słysząc zaskoczony głos Animae.
- Witaj. – uśmiechnąłem się. Nasir skinął tylko głową znad książki, w którą intensywnie się wpatrywał.
- Szukacie czegoś do czytania? – spytała wilczyca, odkładając na najbliższy stół stosik książek – Może mogę coś wam podsunąć?
- Myślałem, że opiekujesz się szczeniętami, nie biblioteką? – wyszczerzyłem zęby.
- Teoretycznie. W praktyce spędzam tu większość wolnego czasu.
- Pomóc ci przenieść tu twoje posłanie? – zaoferowałem uprzejmie.
- Dzięki. – roześmiała się.
- Animae. – przerwał nam Nasir – Co to jest?
Podążyłem za jego wzrokiem aż to szczytu sterty książek przyniesionych przez Animae.
- Ta z wierzchu? – spytała wilczyca za zdumieniem – Nie sądziłam, że dzienniki historyczne mogłyby cię zainteresować. Zwłaszcza te autorstwa Delrosa.
- Skądś znam ten pseudonim. – wilk poderwał się, sięgając po książkę i otwierając ją na stronie tytułowej.
- To, co leży przed tobą, to czwarta część zapisków jednego z mniej znanych historyków pochodzących z Dellios. Gdy rozpoczynały się czasy okupacji Fellastii walczył u boku swoich rodaków, ale po zajęciu kraju zakochał się w dziewczynie, której brat zginął z jego ręki, broniąc własnego miasta. Możliwe, że mignęła ci jakaś wzmianka w „Rocznikach wojennych” autorstwa Geohta Hyneomiusa, ale większość pism Delrosa zaginęła przed przekroczeniem granicy. Mamy dostęp do ledwie kilku egzemplarzy jego dzienników, w dodatku nie do wszystkich części. Brakuje 7 i 11, a 5 nie zachowała się w całości.
- O czym pisał? – w głosie wilka wyczuwało się narastające podniecenie.
- O wojnie, inaczej używałby swojego prawdziwego nazwiska. – Animae podeszła do Nasira i przewróciła kilka stron, zatrzymując się na pięknie wyrysowanej mapie. – Z początku starał się przedstawić własny kraj w jak najlepszym świetle, ale już w drugim dzienniku można wyczuć rosnący podziw dla oporu stawianego przez Fellastyjczyków. Historia miłości do Mallaid jest opisana w 4 części, a od 5 Delros otwarcie przyznaje się do zmiany strony.
- Opowiedział się za buntownikami? – spytałem zaskoczony.
- Wystąpił przeciwko własnym rodakom. – Animae skinęła głową z powagą – W 6 części opisuje organizację nazywającą się Kelebarhini i grupującą buntowników w celu odzyskania władzy w Fellastii, w 7 prawdopodobnie przyznaje się do wstąpienia w jej szeregi, ale jak już wspominałam, ta część zaginęła w trakcie licznych prób przekazania wiedzy za granice okupowanego państwa.
- Dlaczego okupanci ścigają własnego historyka? – coś mi się nie zgadzało.
- Sanguisie, jakie to ma znaczenie?! – zniecierpliwił się Nasir – Mamy to, czego chcieliśmy! Skoro Delros był tak blisko członków Kelebarhini, to jego zapiski mogą okazać się lepszym źródłem niż jakakolwiek encyklopedia!
- Niewiele znajdziecie w encyklopediach. Dellios przykłada sporą wagę do zacierania śladów istnienia niepodległej Fellastii, to cud, że te dzienniki udało się przetransportować. Ale dlaczego tak bardzo interesuje was Klan Srebrnego Kryształu? Z tego co wiem, nie polują w tych okolicach.
Wsadziłem nos w książkę, pozostawiając Nasirowi udzielenie odpowiedzi.
< Nasir?>

środa, 13 listopada 2013

Od Nasira CD Sanguisa

Ruszyłem niezbyt śpiesznym krokiem obok Sanguisa. Nie rozmawialiśmy wiele. Widać obaj wyznawaliśmy zasadę, że jeśli nie ma się nic konkretnego do powiedzenia, to bez sensu jest zdzierać sobie gardło. Po chwili weszliśmy do tutejszej biblioteki. Pomieszczenie było wielkie, oświetlone kulami magicznego światła i zastawione rzędami regałów, których półki uginały się pod ciężarem ksiąg i zwojów. Świadomość ogromu wiedzy zgromadzonej w tym miejscu przytłaczała. Tysiące dusz zaklętych w martwych stronicach, w skórzanych trumnach... Złożonych na półkach niczym zwłoki w kryptach. Zakurzone, tak rzadko odwiedzane. Gdy wchodzi się do biblioteki odbywa się swego rodzaju podróż w czasie. Myśli trwające przez tysiące lat. Nikt, póki którejś nie otworzy, nie wie, do jakich czasów i miejsc dana księga go zabierze. Otrząsnąłem się z szoku, który wywołał we mnie ogrom biblioteki.
-Robi wrażenie, co?-zapytał Sanguis stając obok mnie.
-Tak. Robi.-przyznałem.
Wyrwałem się wreszcie z rozkosznych objęć wyobraźni, która nakłaniała do zatrzymania się tu dłużej tylko po to, by zagubić się w świecie kreowanym przez zebrane tu księgi.
-Więc masz jakiś pomysł? Czego właściwie chcemy szukać?-zapytał towarzyszący mi wilk.
Zawahałem się. Spojrzałem na niego niepewnie.
-Pamiętasz tego mężczyznę, który prawie dorwał Felsarotha? Podobno miał miecz z tym... Kryształem Skupiającym. Pewnie słyszałeś wzmianki o Łowcach, którzy zwą się Kelebarhini. Klan Srebrnego Kryształu. To szybko rozwijające się ugrupowanie buntowników, którzy zbierają siły by przeciwstawić się okupacji ich państwa, które lata temu zostało przejęte przez siły Dellios. Walczą o Fellastię-ich rodzimy kraj. Magazynują w tych kryształach magię zawartą w istotach naszego pokroju potem wtapiają je w broń by ją w ten sposób ulepszać...
Sanguis spojrzał na mnie ogłupiały.
-Chyba nie masz zamiaru...-urwał.
Wpatrywałem się w niego nieustępliwym, kamiennym wzrokiem.
-A więc jednak mówisz serio...- złotooki pokręcił głową.
Parsknąłem cichym, niskim śmiechem.
-Chyba nie sądzisz, że jestem aż tak głupi, by pchać się w wężowy rój...
Sanguis wyszczerzył zęby złośliwie.
-Nie sugeruj mi nic...- mruknąłem rozbawiony.
-Przecież nic nie mówię...-odparł i na nowo przybrał poważną postawę.-Więc...? Co masz zamiar zrobić?
-Można by trochę powęszyć. Macie tutaj coś na temat Kelebarhinów?
Sanguis zakręcił się chwilę, a potem podszedł do regału pod ścianą. Zdjął z jednej z półek jakieś względnie nowe, opasłe tomiszcze i położył je na niskim stole.
Przysiadł przy nim i zaczął wertować stronice spisane kaligraficznym, kanciastym pismem. Przystanąłem przy nim śledząc zdania spisane przez nieznanego autora. Sanguis znalazł wreszcie to, czego szukał.
-Tutaj. Czytaj, a ja pójdę poszukać czegoś jeszcze...-rzucił i oddalił się.
Usiadłem naprzeciw księgi wpatrując się w nią uważnie. Analizowałem każde przeczytane zdanie. Nie znalazłem póki co nic bardziej odkrywczego od tego co sam wiedziałem. Westchnąłem nieco znużony bezowocnymi poszukiwaniami. Ponoć o nie droga prowadzi do celu, tylko cel wskazuje nam drogę. Szkoda, że, mimo iż miałem cel to nie widziałem żadnej drogi. Zwiesiłem głowę i zamknąłem księgę w której nie było nic przydatnego… Może Sanguis znajdzie coś… ciekawego?
< Sanguis?>
 

piątek, 8 listopada 2013

Od Dream CD Mirificusa

Czas wlókł się jak nigdy dotąd. Aż do momentu, gdy zrobiło się zupełnie ciemno, siedzieliśmy w stodole, do której o dziwo nikt nie wchodził pomimo tego, że znajdowały się tam również inne zwierzęta. Widocznie tutejsi ludzie mieli wszystko gdzieś. Mając dobry widok na wejście do biblioteki z łatwością można było obserwować strażników. Byli młodzi i niedoświadczeni, na dodatek nieliczni. Czy wiedza, która stanowiła potęgę, i której źródło znajdowało się za ich plecami straciła swoją wartość? Czy oni myślą, że jedynymi istotami, jakie chciałyby się tam dostać bez pozwolenia są szczeniaki, które wystarczy tylko postraszyć a zniechęcone porzucą swoje plany zdobycia tej wiedzy? Zapomnieli o magicznych wilkach, czy co?
-Ta ignorancja ma jednak swoje zalety. -powiedziałam na głos- Wystarczy mała sztuczka... i droga wolna!
-To miałaś ten plan, czy teraz ci przyszedł do głowy? -uśmiechnął się Mirificus odrywając wzrok od starej owcy żującej siano w swoim boksie parę metrów obok nas. Jakoś nie przeszkadzała jej nasza obecność.
Westchnęłam.
-Oczywiście, że miałam plan. Wejść, wziąć co trzeba i wyjść. Reszta to tylko drobne szczegóły. -wilk na te słowa uśmiechnął się jeszcze szerzej. Nie przejmując się jego reakcją wbiłam wzrok w zwierzęta i uświadomiłam sobie, że jestem głodna. Tylko nie można ich ruszyć. Jeszcze hałasu by narobiły, a byłby to spory kłopot.
Tymczasem minęła kolejna godzina oczekiwania.
Niedługo wartownicy mieli się zmienić. Nadszedł TEN moment.
-Będzie dobrze, damy radę. -szepnął Mirificus.
Zmusiłam się do uśmiechu. Choć nie raz zdarzało mi się podczas wędrówki stawać w trudnych sytuacjach, nie przyzwyczaiłam się do tego i nadal czułam niepokój. Wzięłam parę głębokich oddechów, przymknęłam oczy i zebrałam myśli.
Po chwili nad małym placykiem zaczęły krążyć wyczarowane przeze mnie niewielkie światełka do złudzenia przypominające...
-Świetliki! -krzyknęło małe dziecko grzebiące jeszcze przed momentem w ziemi. Przerwało swoje jakże porywające zajęcie i teraz próbowało złapać światełka, podskakując i niszcząc obiekty swojej dotychczasowej uwagi - zamki z ziemi i kamyków, które były jego własnym dziełem.
Zgodnie z planem, do zabawy dołączyło parę innych dzieci. Beztrosko ganiały za wytworem czegoś, czego nawet nie były świadome.
Skierowałam drobiny prosto w oczy maluchów. Najpierw były tylko zdziwione, ale gdy oberwały jeszcze parę razy, zaczęły krzyczeć.
Strażnicy podbiegli do nich, jako że byli jedynymi starszymi osobami w pobliżu. Udało się!
Opuściliśmy prędko naszą tymczasową kryjówkę. Ostrożnie przemknęliśmy się okrężnymi, pustymi uliczkami aż pod mury biblioteki.
Zerknęłam na plac przed budynkiem. Po namyśle dołożyłam jeszcze parę świetlików, które rzuciły się na ludzi.
-Droga wolna. -szepnęłam i razem z Mirificusem wślizgnęłam się do środka.

Młody chłopak, którego nie interesowały świecące drobiny rozglądał się dookoła. Wstrzymał oddech, gdy ujrzał dwa wilki przemykające się do biblioteki zaledwie parę metrów przed nim. Uświadomił sobie o tym, że gapi się na nie już dłuższy czas gdy wpadła na niego dziewczyna. Zaraz po tym jak wygłosiła pod nosem co sądzi o jego inteligencji, również spojrzała na bibliotekę. Potem na świetliki. Natychmiast zaczęła panikować.
-Wilki! Magiczne wilki! -krzyczała. Chłopak spróbował ją uspokoić. Wiedział, co może się stać z tymi stworzeniami, jeśli strażnicy je złapią. Nie chciał, żeby spotkał je ten los.
-Cicho bądź! -szepnął jej do ucha.
-Cicho?! -oburzyła się- Naszym obowiązkiem jest poinformować odpowiednie osoby o ich istnieniu!
Zanim zdążył jeszcze coś dodać, awanturniczka uciekła, zwracając uwagę wszystkich ludzi po kolei. Wkrótce całe miasto dowiedziało się o intruzach. Łowcy otoczyli budynek.

Weszliśmy do środka biblioteki. ciepłe powietrze przesycone było zapachem drewna i papieru. Mój żywioł...
-Co teraz? -spytałam rozglądając się dookoła- Wyczuwasz tu ludzi?
-W środkowej części. Lewym korytarzem też dojdziemy.
Ruszyliśmy natychmiast. Zdałam się zupełnie na ostrzejsze niż moje zmysły Mirificusa.
Nie zawiodłam się.
Po chwili naszym oczom ukazała się ogromna sala, wysokie półki wypełnione niezliczonymi księgami sięgały sufitu. Gdyby nie okoliczności, w jakich się tu znaleźliśmy, mogłabym uznać, że jesteśmy w raju.
-Zaraz tam trafimy. -mruknął Mirificus- Już wiedzą, że jesteśmy w mieście. To tylko kwestia czasu, nim tu po nas przyjdą. Idź lepiej szukać tej przeklętej książki, a ja postoję na czatach.
Kiwnęłam głową i rozpoczęłam poszukiwania zastanawiając się, czy ja nieświadomie powiedziałam coś na głos, czy wilk potrafi czytać w myślach. Wolałam jednak tę pierwszą opcję. Nie wiedziałby wtedy o moim podenerwowaniu.
Wracając do akcji: Jak każda szanująca się biblioteka, ta również była uporządkowana. Bez większego problemu znalazłam sektor "R". Potem wypowiedziałam krótkie zaklęcie pozwalające mi odnaleźć tytuł: "Rzadkie rośliny, które często pomagają". Poczułam upływ mocy. Stosunkowo niewielki, ale jednak wyczuwalny. To nie była moja wrodzona zdolność, dlatego przy jej wykonywaniu musiałam zużywać znacznie więcej energii niż zwykle.
Parę metrów nade mną rozbłysnął delikatnym światłem grzbiet poszukiwanej księgi.
Za wysoko.
Wypatrzyłam wzrokiem donicę z drobną rośliną. Musiałam ją podsunąć bliżej, zanim użyłam kolejnych zaklęć. Tym razem moich własnych.
Uśmiechałam się patrząc, jak pod wpływem mojej mocy z ziemi wystrzeliły długie pnącza, które sięgały po przewodnik. Gliniane naczynie pękło pod naporem rozrastających się jednocześnie korzeni. W końcu gładkie końcówki pędu chwyciły księgę i opuściły ją do mojego poziomu. Chwyciłam ją w zęby i zawróciłam do Mirificusa. Nienaturalnie duża roślina usychała tymczasem, by w końcu zamienić się w zupełnie zwyczajny, rozdrobniony piasek.
Zadowolona z siebie biegłam z powrotem pod drzwi, kiedy kątem oka zauważyłam coś niesamowitego. Na drewnianej konstrukcji leżał przedmiot, o którym nawet nie śniłam. Rozszerzona wersja swojego rodzaju encyklopedii, w której znajdowały się odpowiedzi na wiele ważnych problemów. Między innymi, dlaczego ludzie tak nienawidzą magicznych wilków... Musiałam ją mieć.
Więc pod drzwiami znalazłam się taszcząc dwie księgi.
-Jesteś wreszcie! -powiedział Mirificus- Słuchaj, otoczyli już całą bibliotekę, mam nadzieję, że masz jakiś plan awaryjny, bo inaczej już po nas i... Co to właściwie jest?! -zdziwił się widząc mój drugi nabytek.
-Coś bardzo ważnego. -odpowiedziałam niezdolna już ukryć nerwów. Tkwiłam przez chwilę nieruchoma z szeroko otwartymi oczami. Zdałam sobie sprawę z beznadziejności naszej sytuacji i tego, że mamy tylko jeno wyjście. To zaklęcie, którego szczerze nienawidziłam.
-Dream! Oni tu idą! -krzyknął wilk z rozpaczą. Teraz i ja usłyszałam ludzie jak otwierają główne drzwi i jak dziesiątki ciężkich butów uderzają o podłogę.
Zdobyłam się na odwagę i wyszeptałam magiczne słowa.
-Tylko... Tylko się nie przeraź... Pamiętaj, że nie jesteśmy wilkami... -zdążyłam jeszcze powiedzieć zanim zemdlałam. Właściwie byłam pewna, że umrę. Zużyłam niemal całkowicie swoją energię. Ostatnim obrazem, jaki zapamiętałam była pochylająca się nade mną ludzka twarz.

<Mirificus? ^^ Wiem, długo to trwało, ale nie mogłam się do tego zabrać...>