Poprzedniego wieczoru nic nie wskazywało na to, że następnego dnia wydarzy się coś, co na zawsze odmieni moje życie...
***
Kiedy się rano obudziłam nikogo przy mnie nie było. Nie zdziwiło mnie to. Zazwyczaj kiedy wstaję rodzice już stoją na warcie. Są strażnikami i pełnią swoją wartę od pierwszych promieni słońca do pory drugiego posiłku. Wyszłam z jaskini i się przeciągnęłam. Wszyscy smętnie spacerowali po majdanie. Nagle usłyszałam mocne uderzenia 8 ciężkich łap o ziemię i z krzaków na prawo wypadły dwa duże wilki niosące na grzbietach trzeciego. Kiedy się zbliżyli zobaczyłam, że dwa stojące wilki to mój ojciec i wujek a wadera na nich to moja matka. Wyglądała koszmarnie. Z jej pyska sączyła się zielona piana, a jej futro nabrało niezdrowego fioletowego koloru...
-Epidemia! -krzyknął mój tato i od razu wybuchła panika.
-Jaka epidemia, tato? -zapytałam kiedy znalazłam się przy nich.
-Słonko... -zaczął ale w tym momencie moja matka poruszyła się, zawarczała groźnie i wbiła się zębami w szyję mojego taty. -Uciekaj!
-Ale tato...
-Już! Biegnij! -wycharczał broniąc się przed wilczycą.
Nie trzeba mi było dwa razy powtarzać. Puściłam się pędem w stronę lasu dopóki nie opadłam z sił.
***
Głodna i wycieńczona dotarłam do porośniętego mchem kamienia. Nie miałam siły dalej biec. Oparłam się o skalny odłam kiedy zza drzewa wyskoczył wilk. Tak mnie wystraszył, że się przewróciłam na grzbiet i zakryłam tylnymi lapami.
Kiedy mnie zobaczył przekrzywił głowę na bok i zapytał:
-Co tu robisz?
-Ja... Nie wiem. -odparłam.
-Jak to?
-Wybuchła epidemia. Rodzice kazali mi uciekać... -rozpłakałam się ze smutku, strachu i wycieńczenia- Nie wiem... nic.
-Jak ci na imię?
-Thalia. A pan...
-Jestem Sanguis.-odparł wilk.
< Sanguis...?>
- Córko, twoja matka jest śmiertelnie chora i właśnie próbuje mnie zabić, uciekaj!
OdpowiedzUsuń- Spoko, to pa, tato!