Ciężkie chmury zwiastowały popołudniowy deszcz i naprawdę chciałbym posłuchać ich wskazówek i ukryć się gdzieś w ciepłych korytarzach watahy, ale miałem robotę do wykonania. W pewnym sensie nawet się cieszyłem, że mogę wyrwać się do lasu, bo widok szalejących w zarazie wilków wciąż prześladował mnie na każdym kroku. Nawet po opanowaniu plagi wszędzie zostały jej wspomnienia - ślady zakrwawionych pazurów na ścianach, rozkopane wejścia, zniszczone meble, młode drzewka powyrywane razem z korzeniami... Ziemia nasiąkła krwią, ale las pozostał spokojny, jeżeli tylko potrafiło się wyrzucić z pamięci głosy wyjących w opętaniu towarzyszy.
Biegłem szybko, by móc zakończyć polowanie przed nocą, ale wszędzie wokół czułem tylko zapach zarazy i zabitych przez nią wilków. By odnaleźć zwierzynę, musiałem zawędrować daleko od naszych terenów, a i wtedy nie miałem gwarancji powodzenia. Bez towarzystwa Sanguisa polowanie wydawało się męczarnią, choć kiedyś lubiłem przecież samotne wyprawy. Miałem nadzieję, że gdziekolwiek jest mój przyjaciel, niedługo wróci do domu... albo raczej tego, co z niego pozostało.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz