Chciałabym teraz opowiedzieć wam o pewnej historii. O tym tym
co działo się kiedyś, przed moimi narodzinami. Pamiętam dosyć sporą
część tej baśni, ale nie jestem w stanie przypomnieć sobie samego końca !
Ech…nie ważne. Zacznijmy lepiej od początku…
Wiele lat temu moja matka będąc jeszcze ze mną w ciąży wybrała się na
spacer po lesie w nadziei spotkania mojego ojca, którego nie było wtedy w
domu już od paru tygodni. Takie spacery robiła codziennie rano i
wieczorem. Akurat ta historia zaczyna się z samego rana. Więc moja matka
szła i szła i szła, a nadzieja ją opuszczała coraz bardziej, a myśl, że
już nigdy nie zobaczy mojego ojca powodowała u niej wielki smutek.
Jednak tego ranka wszystko miało się zmienić. Idąc wydeptaną przez
siebie ścieżką moja mama ujrzała małe rozwidlenie, którego nigdy
wcześniej tutaj nie było. Ciekawe co się stanie jeśli pójdę inną droga
niż zwykle? – pomyślała.
Skręciła więc i dalej szła przed siebie. Gdy
dwie godziny wędrówki zaczęły dawać się mojej ciężarnej wtedy mamie we
znaki dotarła do starego ceglanego budynku. Otoczony on był pięknymi
kwiatami i drzewami owocowymi, a na placu przed nim bawiło się kilka
szczeniąt. Zachwycona podbiegła do nich żeby się przywitać. Wilczki
jednak zaczęły głośno wyć i w popłochu uciekać do wielkiego budynku.
To dziwne, zawsze myślałam, że małe wilczęta są bardzo kontaktowe –
zamyśliła się moja matka i w tym zamyśleniu potknęła się o patyk i runęła
jak długa w dół, po zboczach, które okalały całą ceglarkę. Spadała i
spadała no i oczywiście nie wylądowała na czterech łapach tylko na
grzbiecie. Kiedy wstała i otrzepała futro zaczął ją bardzo boleć brzuch.
-O mój Boże! Serenity tylko nie teraz ! – powiedziała na głos
moja matka.
-Nic się pani nie stało? – spytał wilk, który nagle wyszedł zza krzaków znajdujących się przed moją matką.
- Ach, słucham? Nie, nic mi nie jest tylko boli mnie brzuch. – odparła.
- To nie dobrze, który dzień jeśli można spytać ? – ukłonił się grzecznie nieznajomy.
- Można, można. To już 63 dzień. – opowiedziała z uśmiechem moja matka.
- Rozumiem, że niedługo rozwiązanie. Zapraszam panią do mojej Szkoły.
Tego budynku, który pani tutaj widzi. Zaopiekujemy się panią – rzekł
nowy znajomy mojej matki i trącił ją nosem aby podążyła za nim.
Podeszli
razem do wielkiej drewnianej bramy, a pan od Szkoły głośno zawył i
brama się otworzyła. Weszli do środka. Z tego co opowiadała mi moja
babcia każde pomieszczenie było urządzone bardzo bogato i z przepychem
godnym króla. Przeszli dalej do wilczego szpitala, a tam trzy położne
zaopiekowały się moją matką należycie: nakarmiły ją, umyły, napoiły i
dały coś do czytania. Książkę o Czarach. Więc leżała sobie i czytała, a
codziennie przychodziły do niej położne z jedzeniem piciem i nową
pościelą. Tak działo się do dnia, w którym ja, Serenity, miałam przyjść
na świat. Był to 66 dzień ciąży mojej mamy i nikogo nie dziwiło, że
nadszedł już czas na poród. Został on sprawnie odebrany, a potem ja i
moja matka spędziłyśmy rok w tym cudownym wtedy miejscu.
Pewnego dnia
podczas naszych codzienny zajęć do pomieszczenia na pranie wpadł
oszalały dyrektor Szkoły ( to ten wilk który wcześniej przygarną moją
matkę ) i krzyczał:
-Dlaczego mi nie powiedziałaś Artecjo, że twoja
córka nie jest zwykłym szczeniakiem ?!
Idąc w stronę mojej matki
potykał się z wściekłości o różne rzeczy na swojej drodze, a wtedy ponoć
ja ukazałam swoją czarodziejską moc i zrobiłam wokół mnie i mojej matki
Tarczę Ochronną. Najpotężniejsze zaklęcie jakie kiedykolwiek wykonał
szczeniak. Dyrektor odbił się jak piłka od tarczy i uderzył z łoskotem o ścianę. Wtedy moja tarcza przestała działać. On wstał i
głośno oznajmił:
-Artecjo to ja zabiłem twojego męża. -wychrypiał przez
zaciśnięte z bólu po uderzeniu gardło – I zamierzam skończyć swoje
dzieło. Serenity jest Córką Siódmej Wilczycy z Klanu Roxette i Siódmego Wilka z Klanu Kontenery, a więc jej moc może okazać się niebezpieczna nie tylko dla niej ale i dla wszystkich magicznych wilków!
Z tymi słowami rzucił się na mnie, ale moja matka była szybsza i dopadła
go pierwsza. Zaczęła się pierwsza walka jaką kiedykolwiek widziałam.
Zostałam zepchnięta w róg pokoju. Ostatecznie moja mamusia pokonała
złego wilka, ale sama odniosła w tej walce takie rany, ze nie była w
stanie się podnieść. Podbiegłam do niej, mijając martwe ciało dyrektora
całe zbroczone krwią.
-MAMO! Wstawaj musimy uciekać! – krzyczałam,
ale moja matka tylko przywołała mnie i na ostatnim oddechu wychrypiała:
- Serenity, kochanie, twoje imię oznacza w naszym języku Spokój więc
zaprowadź pokój w tej krainie i zawsze pamiętaj o mnie i o swoim ojcu, a
kiedy nadejdzie właściwy moment pomożemy ci.
Po tych słowach
odeszła. Moja ukochana mama odeszła na zawsze. Zostałam uwięziona w Magicznej Szkole na następny rok, z którego pamiętam tylko 2
ostatnie miesiące. Kiedy udało już mi się uciec dopadli mnie ludzie i to właśnie im uciekłam zaraz przed dołączeniem do Watahy.
Mam nadzieję,
że odnajdę kiedyś tę Szkołę i pomszczę śmierć moich rodziców, a na
razie muszę porozmawiać z Dream. Może ona mi jakoś pomoże...
"klan Kontenery", padłam xd
OdpowiedzUsuń