Trzeba być naprawdę nieostrożnym, albo się nudzić, by mając czarne futro
dać się wypatrzeć ludziom w nocy. Po co ja tu w ogóle przyszłam?
Chciałam jedynie znaleźć jakieś dobre miejsce z czystym widokiem na
niebo. Niestety, jak zwykle trafiam na Felsarotha, a to oznacza niemałe
kłopoty. Słysząc kolejny świst strzały w powietrzu zerwałam się do biegu
za samcem, po chwili wyrównując się z nim.
- Nie możemy ich naprowadzić na ślad watahy! - krzyknęłam zerkając na
niego. Wilk uśmiechnął się w dość nietypowy sposób, jakby to, że gonią
nas ludzie było dla niego zabawą.
- Mówisz, że mamy ich wywieźć w pole? - odparł z błyskiem w zielonych
ślepiach, a ja jedynie skinęłam łbem. Oboje skręciliśmy ostro na nieco
mniej zalesioną część terenu. Kolejny świst strzały, zaraz koło mojej
łapy. Kurcze! Że też musze mieć białe futro, łatwiej mnie wypatrzeć.
Pędziliśmy tuż przy granicy lasu Chetwood mają za ochronę jedynie
poustawiane w odległości czterech, pięciu metrów chude drzewa i ich
gałęzie. Jedyne, co słyszałam oprócz własnego oddechu i Felsarotha, to
krzyki mężczyzn i uderzenia kopyt ich wierzchowców, jest źle. Nie
odpuszczą tak łatwo, uparci ludzie. Z zdenerwowaniem na pysku
przyspieszyłam, a Felsaroth dalej się uśmiechał. Naprawdę nie rozumiem
go, co jest w tym zabawnego? Samiec skręcił nagle na północ niemal
wybijając mnie z rytmu i popychając, ale udało się mi jakoś nie
wywrócić. Ruszyłam za nim, a szum rzeki Reffos nasilał się, wyraźnie się
do niej zbliżaliśmy. Czarny wilk ponownie narzucił jeszcze większe
tempo, dla mnie już raczej nieosiągalne i straciłam go z oczu. Nie no,
nie wierze, by mnie zostawił! Nie mam zamiaru go szukać. Nie zatrzymując
się gnałam dalej, a jeźdźcy zwiększyli dystans, zupełnie jakby się
zmęczyli. Po jakimś czasie biegu niemal pisnęłam, widząc jak jakaś
czarna plama wyskakuje zza krzaków, prawie uderzając mnie.
- Felsaroth?!
- Wołałaś? - zaśmiał się, ale jego ton był nieco zasapany, mój z resztą
chyba też. Coraz bardziej mnie wkurza jego rozbawienie i olewający
stosunek.
- Chciał... - urwałam. Zaskoczona zobaczyłam, jak za wilkiem wyskakuje
kary ogier, a na jego grzbiecie siedzi mężczyzna o czarnych, krótkich
włosach, bladej skórze i intensywnie zielonych oczach. Jeździec pędził
może trzy metry za nami i zmniejszał nieubłaganie dystans. Można
powiedzieć, że oboje czuliśmy kopyta konia na ogonach. Facet dzierżył w
dłoni kusze, z której do nas mierzył. Jeden z grotów wbił się w drzewo,
mijając łeb Felsarotha o jakiś cal. Panika i zobaczenie niedużego
jeziora przed nami, sprawiła, że wpadłam na pewien pomysł.
- Podpal trawę przed nami! - zawołałam.
- Co? Głupia jesteś? Chcesz, żebym cię usmażył? - warknął zirytowany
samiec. Widać nie lubi, gdy ktoś m próbuje wydawać polecenia.
- Po prostu to zrób! - syknęłam. W moim głosie pojawiła się
nieustępliwość i śmiertelna powaga. Wilk odpuścił i wybiegł przede mnie.
Jego łapy pozostawiały płonący ślad na ziemi, pędził dość długo, aż
dostrzegł to, co ja - wodę, i się zatrzymał. Ale nic nie szkodzi, ogień
zajął już kilka drzew. Usłyszałam, jak jeździec za mną przeklina i
zwalnia, a zaraz potem do mych uszu dotarło rżenie spłoszonego konia.
Szczęście nie trwało długo, człowiek dalej miał kusze i pełen bełtów
kołczan. Zamiast zwolnić, wbiegłam w ogień pokrywając łapy średniej
grubości warstwą lodu. Odnóża nieco szczypały i przygaszały niszczący
żywioł. To nic przyjemnego pędzić przez mały pożar.
Byłam taka skupiona na wybiegnięciu z niego, ze niemal wpadłam na
czarnego samca, który czekał tuż przed jeziorkiem. Zarzucił jedynie łbem
dając mi znać, że musimy ruszać dalej i pognaliśmy. Zapomniałam, że
moje kończyny dalej są pokryte odnowionym, suchym lodem, w zetknięciu z
wodą wybuchła gęsta para, a z każdym krokiem było jej coraz więcej. Jak
dobrze, będziemy mieli jakąś osłonę. Szczęście jednak to w tych dniach
bardzo kapryśna rzecz, z różnych stron pojawili się kolejni jeźdźcy. Ta
noc się szybko nie skończy.
<Felsaroth, pisz dalej :3>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz