Muszę przyznać, że obrywanie w głowę dziczyzną ułożoną nie wiadomo czemu
na ogromnym liściu nie jest najprzyjemniejszą pobudką. Przemknęło mi
przez myśl, że jest to sposób na uświadomienie przywódcy wojowników, jak
nieodpowiedzialne jest drzemanie na polance w środku dnia, ale uznałem,
że moi przyjaciele wybraliby raczej jakiś bardziej subtelny sposób.
Westchnąłem cicho, przeciągając się i rozglądając wokół. Skąd u diabła
wzięło się całe to mięso? Zacząłem wspinać się na pagórek, wsłuchując
się w odgłosy dopływające z otoczenia. Słyszałem coś dziwnego, czego nie
potrafiłem zidentyfikować i fakt ten wybitnie mi nie pasował. Chyba
wciąż nie doszedłem do siebie. Musiałem się skupić.
Ostrożnie wszedłem pomiędzy drzewa, stawiając łapy najciszej, jak się
dało. Nie było to potrzebne – ktokolwiek tak hałasował, z pewnością nie
był w stanie mnie usłyszeć. Przyspieszyłem, coraz bardziej zaniepokojony
i wreszcie zatrzymałem się gwałtownie, niemal wpadając na drzewo. Czy
ja jadłem dzisiaj coś dziwnego? A może z tą wodą było coś nie tak?
Trzecią opcją było, że to, co widziałem, działo się naprawdę, a w to
trudno mi było uwierzyć.
Na niewielkiej polance między drzewami leżał wilk. Właściwie wilczyca,
czarna i przytroczona do ziemi cienkimi linkami. Szarpała się
bezskutecznie, starając się uwolnić, ale nie przeszkadzało to
najwyraźniej tańczącym wokół niej dzieciom. Widziałem już w życiu wielu
ludzi, ale tak komiczne przebrania były dla mnie nowością – wszyscy
mieli ogromne, kolorowe pióropusze i ostre, wystrugane z drewna
włócznie, a linki, którymi przywiązali wilczycę, były wbite w umocowane w
ziemi kołki. Nieznajoma dała się schwytać… bawiącym się w Indian
dzieciom?
Oparłem się o drzewo, z trudem powstrzymując śmiech. Takie zachowanie
było kompletnie nieprofesjonalne. Przybrałem poważny wyraz twarzy i
wyszedłem zza drzew, wpatrując się w wilczycę. Jednego jednak nie
przewidziałem – reakcji dzieci. Trochę łatwiej było mi zrozumieć, jak
złapały tamtego wilka, po tym jak z równym zaangażowaniem rzuciły się na
mnie. Odskoczyłem zaskoczony, ale były szybkie, a ich włócznie miały
wystarczająco ostre końce, by przebić wilczą skórę. Warknąłem
zirytowany, czując ciepłą krew płynącą po moim brzuchu. Dzieci cofnęły
się niepewnie, zagradzając mi dostęp do uwięzionej. Nie zamierzałem się
poddać. Podszedłem bliżej, szczerząc kły i nie spuszczając wzroku z
przeciwników. Najmłodsze dzieci odwróciły się, znikając błyskawicznie
między drzewami, ale parę starszych zostało. Nie zwracając na nie uwagi,
szarpnąłem za linki przytrzymujące ciało wilczycy i uwolniłem ją,
cofając się z wciąż obnażonymi zębami. Nieznajoma zrobiła to samo. Gdy
przekroczyliśmy granicę polanki, odwróciliśmy się i zaczęliśmy biec.
<Serenity, dokończysz? >
Nie lubię Cię, ziom. Zrobiłeś z niej idiotkę i słabeuszkę, która daje się pojmać dzieciom. Myślisz, że tylko ty jesteś świetny i tylko ty pałasz majestatem i siłą? Weź się w garść i pokaż co na prawdę potrafisz, a nie tylko popisujesz się w ten żałosny sposób.
OdpowiedzUsuńKimkolwiek jest przedmówca, niech wie jedno
OdpowiedzUsuńKOCHAM GO, a Sanguis lubi brzydkich staruchów -3-