sobota, 1 marca 2014

Od Loneris

Lekko uschła trawa szeleściła pod moimi łapami. Zginając tylne kończyny gwałtownie stanęłam, gdy zobaczyłam płynącą przede mną szybkim nurtem rzekę. Przeprawa była niemożliwa. Zaczęłam biec wzdłuż rzeki. Nie znałam tych terenów. Posłannicy, lub raczej wojownicy mojej byłej alphy gonili mnie już przez parę kilometrów. Ile można? No dobra... Może trochę przesadziłam atakując alphe. Gdy pomyślałam o tym, obnażyłam kły w uśmiechu. Moje zęby w szyi alphy... To było coś. Dalej czułam lekką goryczka krwi na języku. Nagle usłyszałam wycie. To oni. Na polance, gdzie właśnie stałam, pojawiły się wrogie wilki. Rozejrzałam się wokoło. Dostrzegłam małą półkę skalną nade mną. Skupiłam się i pojawiłam się na niej. Wilki pode mną zirytowany się.
-Loneris, to ty, czy jakaś mysz?- pomyślałam.
Wróciłam na dół. Trzy wilki zawarczały, ja także. Zniknęłam. Ugryzłam czarnego wilka w szyję. Zaskomlał, ale nie widział mnie. Jeszcze 5 minut niewidzialności. Zagryzłam zęby. Hmmm... Wpadłam na pomysł. Połowa starej watahy nie znała moich mocy. Pazurami dobiłam szarego wilka. Padł. Wspięłam się na drzewo i zaczęłam skakać po gałęziach, robiąc straszny rumor. Tamci uciekli z podwiniętymi ogonami. Zmęczona walką położyłam się na ziemi. Zdałam sobie sprawę, że nikogo tu nie znam. Nagle usłyszałam wycie. Z zarośli wyszedł wilk. Nie znałam go, nie był z mojej starej watahy. Szybko podniosłam się i zjeżyłam futro na karku.
(Kto dokończy?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz