Spałam na piasku, w jedynym suchym miejscu, bo ukrytym pod wielkim dębem. Wczorajsza ulewa nie uszczędziła żadnego liścia, kwiata, ani źdźbła trawy. Para z rozgrzanej porannym słońcem ziemi unosiła się do chmur. Nagle poczułam wstrząsy, coraz mocniejsze. Krople deszczu z liści mojego dębu zaczeły spadać na mój nos.
-Co do...- nie zdążyłam dokończyć. Powietrze przeszył niski, głuchy ryk. Karibu. Nie zdążyłam pomyśleć, a już musiałam odskoczyć przed ogromnym cielęciem. Karibu nie opuszczają swoich łąk bez powodu. Nad wzgórzem krążyły sępy i kruki. Pobiegłam do Akaymona. W końcu jest wojownikiem.
-Ktoś tam jest.
(Akaymon, dokończ proszę.)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz