Pędziłem na oślep przez mgłę zdając się węchem i mentalną mocą odnaleźć drogę przy okazji zważając, by nie wpaść prosto na ludzi. Wreszcie wydostałem się z gęstej pary, ale z mego gardła właśnie wtedy wydobył się pisk zmieszany z warknięciem. Z mojej prawej strony, prosto na mnie zwalił się wielki, gniady koń z masywnym mężczyzną o brązowych włosach na grzbiecie.
- Ivar! - wrzasnął brązowowłosy.
Potem poczułem tylko potężne uderzenie i silna fala magicznej energii rąbnęła we mnie, posyłając mnie w powietrze kilkanaście metrów do tyłu. Uderzyłem o ziemię, obracając się wcześniej parę razy jak szmaciana lalka. Podniosłem się po chwili, czując nadciągające zagrożenie, a ból w klatce piersiowej sprawił, że zaparło mi dech w piersiach. Potrząsnąłem głową i dopiero wtedy zorientowałem się, kim był ten wołany przez dryblasa Ivar. Zobaczyłem tego chudego faceta z zielonymi oczyma. Odwróciłem się i począłem wiać ile sił w nogach, ale przygrzmociłem po chwili w jakąś niewidzialną barierę. Spojrzałem za siebie, ale widziałem tylko mgłę, bo wzrok po zderzeniu z magiczną barierą, którą najprawdopodobniej wytworzył Ivar, nie potrafił wrócić do normalności. Nienawidziłem ludzi właśnie za to, jacy są uparci i jak perfidnie wykorzystują magię w nas zawartą dla własnych celów. Ponownie potrząsnąłem łbem, ale czułem się dalej, jakbym był zamknięty w kuli, która skutecznie blokuje dźwięki, zapachy i obrazy z zewnętrznego świata. Nagły wybuch bólu w klatce piersiowej sprowadził mnie do rzeczywistości. Wzrok powrócił, podobnie jak słuch. Mężczyzna, który złapał mnie w pułapkę zeskoczył z czarnego, smukłego wierzchowca i spojrzał na mnie. Nasze zielone oczy spotkały się w nieprzyjaznym sobie pojedynku na wytrzymałość. Żaden z nas nie ustąpił. Dziwne wrażenie, że natrafiło się na kogoś równego sobie pod względem charakteru i zawziętości. Mężczyzna, nienaturalnie chudy, odziany w czerń pasującą do koloru jego włosów wyciągnął z pochwy miecz, w którego rękojeści tkwił bladozielony kryształ skupiający wypełniony magią. Ciekawe ile wilków ubił, by go napełnić?
- A więc władasz ogniem, mój kudłaty przyjacielu… Świetnie. - zasyczał, odsłaniając pożółkłe zęby w szyderczym uśmiechu.
Najeżyłem się i wyszczerzyłem kły cofając do tyłu. Właśnie teraz, zdałem sobie sprawę, w jak beznadziejnej sytuacji jestem. Bezradnie tylko przykucnąłem na tylnych kończynach, gotując się do ewentualnego ataku. Aż podskoczyłem, gdy zobaczyłem pędzącą w stronę Ivara znaną mi energię. Biały blask przedarł się między drzewami i z ogłuszającym hukiem uderzył w konia. Nastąpiła eksplozja, dość potężna, by położyć zwierzę martwe. Wnętrzności i krew ogiera bryznęły na wszystkie strony. Dało mi to trochę czasu. Zaskoczony facet padł na ziemie, by uniknąć uderzenia energii, zrywając magiczny kontakt z barierą, która opadła. Rzuciłem się do dzikiego biegu jak najdalej od niego. Idiotka, po tym wybuchu może nas znaleźć reszta barbarzyńców! Byłem na nią wściekły, ale też w jakiś niezrozumiały dla mnie sposób wdzięczny. Jeszcze tylko usłyszałem wrzask zielonookiego człowieka, który najwyraźniej bez konia nie miał już szans na doścignięcie mnie. Biegłem tak szybko, jak chyba jeszcze nigdy w życiu, słysząc za sobą wrzaski i krzyki zielonookiego Ivara. Reszta mężczyzn dała sobie spokój widząc, co stało się z koniem tamtego.
- Jeszcze Cię dorwę! - wrzasnął, posyłając za mną jeszcze jakieś wstrętne przekleństwo, ale zagłuszył go mój głośny, zmęczony oddech. Chciałbyś, dorwiesz, ciekawe. Gadać też mogę. Parsknąłem pod nosem zły na siebie. Czemu akurat Nova musiała mi ratować dupę? Zrównałem z nią bieg, spoglądając na samicę kontem oka. Wyglądała na wykończoną nie tylko pod względem fizycznym, ale i magicznym. Fakt, zasłużyła sobie na odpoczynek. Głupio było mi strasznie, bo zachowałem się jak nieodpowiedzialny szczeniak i naraziłem ją na niebezpieczeństwo. Obejrzałem się za siebie i zwolniłem. Ulga, jaka na mnie napłynęła, gdy zobaczyłem, że już nas nie gonią była nie do opisania.
- To był rewanż. - rzuciła, zwracając moją uwagę na siebie.
- Rewanż? Za co, niby? - zapytałem nieprzychylnym tonem, nie wiedząc, o co jej znowu chodzi.
- Ty nie lubisz, jak ci ktoś ratuje twoje cztery litery, ja nie lubię, gdy ktoś mi się wcina w polowanie. - uśmiechnęła się pod nosem.
- Jesteś…dziwna - mruknąłem, nie wiedząc wciąż, co ma na myśli.
Nova zaśmiała się rozbawiona i przyśpieszyła, kierując się pędem do watahy.
,,Dorwę Cię…”, te słowa cały czas huczały mi w głowie, jak groźba. Błysk jego zielonych oczu i wredny uśmiech Ivara były wystarczającym dowodem, by wiedzieć, że mam wroga, który szybko nie da mi spokoju.
- Ivar! - wrzasnął brązowowłosy.
Potem poczułem tylko potężne uderzenie i silna fala magicznej energii rąbnęła we mnie, posyłając mnie w powietrze kilkanaście metrów do tyłu. Uderzyłem o ziemię, obracając się wcześniej parę razy jak szmaciana lalka. Podniosłem się po chwili, czując nadciągające zagrożenie, a ból w klatce piersiowej sprawił, że zaparło mi dech w piersiach. Potrząsnąłem głową i dopiero wtedy zorientowałem się, kim był ten wołany przez dryblasa Ivar. Zobaczyłem tego chudego faceta z zielonymi oczyma. Odwróciłem się i począłem wiać ile sił w nogach, ale przygrzmociłem po chwili w jakąś niewidzialną barierę. Spojrzałem za siebie, ale widziałem tylko mgłę, bo wzrok po zderzeniu z magiczną barierą, którą najprawdopodobniej wytworzył Ivar, nie potrafił wrócić do normalności. Nienawidziłem ludzi właśnie za to, jacy są uparci i jak perfidnie wykorzystują magię w nas zawartą dla własnych celów. Ponownie potrząsnąłem łbem, ale czułem się dalej, jakbym był zamknięty w kuli, która skutecznie blokuje dźwięki, zapachy i obrazy z zewnętrznego świata. Nagły wybuch bólu w klatce piersiowej sprowadził mnie do rzeczywistości. Wzrok powrócił, podobnie jak słuch. Mężczyzna, który złapał mnie w pułapkę zeskoczył z czarnego, smukłego wierzchowca i spojrzał na mnie. Nasze zielone oczy spotkały się w nieprzyjaznym sobie pojedynku na wytrzymałość. Żaden z nas nie ustąpił. Dziwne wrażenie, że natrafiło się na kogoś równego sobie pod względem charakteru i zawziętości. Mężczyzna, nienaturalnie chudy, odziany w czerń pasującą do koloru jego włosów wyciągnął z pochwy miecz, w którego rękojeści tkwił bladozielony kryształ skupiający wypełniony magią. Ciekawe ile wilków ubił, by go napełnić?
- A więc władasz ogniem, mój kudłaty przyjacielu… Świetnie. - zasyczał, odsłaniając pożółkłe zęby w szyderczym uśmiechu.
Najeżyłem się i wyszczerzyłem kły cofając do tyłu. Właśnie teraz, zdałem sobie sprawę, w jak beznadziejnej sytuacji jestem. Bezradnie tylko przykucnąłem na tylnych kończynach, gotując się do ewentualnego ataku. Aż podskoczyłem, gdy zobaczyłem pędzącą w stronę Ivara znaną mi energię. Biały blask przedarł się między drzewami i z ogłuszającym hukiem uderzył w konia. Nastąpiła eksplozja, dość potężna, by położyć zwierzę martwe. Wnętrzności i krew ogiera bryznęły na wszystkie strony. Dało mi to trochę czasu. Zaskoczony facet padł na ziemie, by uniknąć uderzenia energii, zrywając magiczny kontakt z barierą, która opadła. Rzuciłem się do dzikiego biegu jak najdalej od niego. Idiotka, po tym wybuchu może nas znaleźć reszta barbarzyńców! Byłem na nią wściekły, ale też w jakiś niezrozumiały dla mnie sposób wdzięczny. Jeszcze tylko usłyszałem wrzask zielonookiego człowieka, który najwyraźniej bez konia nie miał już szans na doścignięcie mnie. Biegłem tak szybko, jak chyba jeszcze nigdy w życiu, słysząc za sobą wrzaski i krzyki zielonookiego Ivara. Reszta mężczyzn dała sobie spokój widząc, co stało się z koniem tamtego.
- Jeszcze Cię dorwę! - wrzasnął, posyłając za mną jeszcze jakieś wstrętne przekleństwo, ale zagłuszył go mój głośny, zmęczony oddech. Chciałbyś, dorwiesz, ciekawe. Gadać też mogę. Parsknąłem pod nosem zły na siebie. Czemu akurat Nova musiała mi ratować dupę? Zrównałem z nią bieg, spoglądając na samicę kontem oka. Wyglądała na wykończoną nie tylko pod względem fizycznym, ale i magicznym. Fakt, zasłużyła sobie na odpoczynek. Głupio było mi strasznie, bo zachowałem się jak nieodpowiedzialny szczeniak i naraziłem ją na niebezpieczeństwo. Obejrzałem się za siebie i zwolniłem. Ulga, jaka na mnie napłynęła, gdy zobaczyłem, że już nas nie gonią była nie do opisania.
- To był rewanż. - rzuciła, zwracając moją uwagę na siebie.
- Rewanż? Za co, niby? - zapytałem nieprzychylnym tonem, nie wiedząc, o co jej znowu chodzi.
- Ty nie lubisz, jak ci ktoś ratuje twoje cztery litery, ja nie lubię, gdy ktoś mi się wcina w polowanie. - uśmiechnęła się pod nosem.
- Jesteś…dziwna - mruknąłem, nie wiedząc wciąż, co ma na myśli.
Nova zaśmiała się rozbawiona i przyśpieszyła, kierując się pędem do watahy.
,,Dorwę Cię…”, te słowa cały czas huczały mi w głowie, jak groźba. Błysk jego zielonych oczu i wredny uśmiech Ivara były wystarczającym dowodem, by wiedzieć, że mam wroga, który szybko nie da mi spokoju.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz