Lodowaty wiatr z północy uderzył mnie w plecy, gdy siedziałem na dość
sporym wzniesieniu. Poczułem nieprzyjemne dreszcze, które przypomniały
mi skąd tej nocy przybywają masy powietrza. Mimo iż z tego miejsca nie
widać było północnych gór, to dało się czuć nieprzychylne spojrzenia
cieni i istot żyjących w dolinach owego pasma. Spojrzałem ponownie przed
siebie. Blade światło księżyca zalewało otaczające mnie tereny, tworząc
malowniczy obraz smukłych, nienaturalnie wyciągniętych i przerażających
cieni, które zdawały się być targane wiatrem razem z resztą roślin.
Westchnąłem cicho czując natrętną ochotę udania się gdzieś daleko… w
długą podróż, która pozwoli mi ponownie poczuć się jak kiedyś. Pozwoli
mi pomyśleć w spokoju i samotności. W gruncie rzeczy całe nasze życie
jest jedną, wielką przygodą. Nigdy się nie kończy. Nie ma początku i
końca. Podróż jest w nas cały czas, mimo iż fizycznie nie ruszamy z
miejsca. Tylko że w moim wypadku jest trochę gorzej. Nie lubię siedzieć w
miejscu, me łapy pragną zmęczyć się długą drogą, zakurzyć się, by
poczuć więź ze światem. To swego rodzaju… niedorzeczne schorzenie, które
jednak, w przeciwieństwie do większości chorób, dla mnie jest czystą
przyjemnością. Większą radość sprawia ciągła droga niż przebycie… Z
zamyślenia wyrwała mnie zbliżająca się postać.
-Paskudny ten wiatr z północy, co?-usłyszałem za sobą znajomy głos.
-Owszem.-odparłem krótko i dość cicho.
Sanguis usiadł obok mnie i również spojrzał w kierunku, który od jakiegoś czasu obserwowałem. Spojrzałem na wilka przenikliwie.
-Nad czym tak myślisz?-zapytał.
-Wiesz… nie bez powodu wybrałem stanowisko odkrywcy. Nosi mnie, by
gdzieś się udać. Tylko takie bezsensowne snucie się po świecie nie
niesie żadnej korzyści dla watahy…-zwiesiłem lekko głowę.
-Niekoniecznie. Jesteś odkrywcą, Nasir… Chodzi o to, by wataha też znała
trochę świata. A poza naszymi terenami kryje się wiele tajemnic.
Poszperaj w księgach. Może znajdziesz coś ciekawego i postanowisz
to…sprawdzić?
<Sanguis?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz