Wędrowałem parę długich godzin, bez jedzenia i picia.
Przycupnąłem na trawie i myślałem nad tym co bym teraz robił gdyby moja rodzina jeszcze żyła. Wtem zaczął padać deszcz, skupiłem się i stworzyłem większą kule wody, a następnie ją wypiłem. Nagle plecy zaczęły mnie boleć, spojrzałem na nie i ujrzałem, że rana, którą tam miałem, znów krwawi. Jednak to nie była zwykła krew, była niebieska niczym jad którego używałem do polowań. Do mych nozdrzy dobiegł zapach ognia. Obróciłem się, a za mną podążała fala ognia. Zacząłem biec, a ona była coraz bliżej. Nie zauważyłem korzenia i potknąłem się o niego. Ogień już prawie mnie dotykał… Poczułem go i nagle zniknął.
-To wszystko były halucynacje…- Powiedziałem do siebie. Ujrzałem grotę i postanowiłem się tam schować. Kiedy przekroczyłem próg pojawił się jakiś wilk…
(Niech ktoś to dokończy, proszę)
piątek, 27 grudnia 2013
czwartek, 26 grudnia 2013
Konkurs - wyniki!
Jak widać ankieta się już skończyła i oto 300 punktów otrzymuje właścicielka pracy nr 8!
Pozostali otrzymują 100 punktów na udział :)
Brawa dla nich!
Bannery będą się znajdować od tej pory w nowej zakładce "Dodatki".
Każdy kto chce reklamować naszą watahę może teraz wstawić go na prezentację ^^
Pozostali otrzymują 100 punktów na udział :)
Brawa dla nich!
Bannery będą się znajdować od tej pory w nowej zakładce "Dodatki".
Każdy kto chce reklamować naszą watahę może teraz wstawić go na prezentację ^^
piątek, 13 grudnia 2013
Głosowanie
Zapraszam do głosowania na baner naszej watahy, macie czas do 24 grudnia :)
Wszystkie projekty znajdują się w zakładce "Konkursy".
Wszystkie projekty znajdują się w zakładce "Konkursy".
sobota, 23 listopada 2013
Konkurs!
Aż do 6 grudnia macie niepowtarzalną szansę na zdobycie 300 punktów!
Wystarczy, że wykonacie banner promujący Watahę, który spodoba się reszcie właścicieli wilków.
Nie ma ograniczeń co do ilości prac na osobę, ale tylko jedna może wygrać.
Linki do obrazków wysyłajcie o Rooo (howrse.pl).
W sobotę następnego dnia odbędzie się głosowanie.
Zapraszam do udziału!
Wystarczy, że wykonacie banner promujący Watahę, który spodoba się reszcie właścicieli wilków.
Nie ma ograniczeń co do ilości prac na osobę, ale tylko jedna może wygrać.
Linki do obrazków wysyłajcie o Rooo (howrse.pl).
W sobotę następnego dnia odbędzie się głosowanie.
Zapraszam do udziału!
Dream
piątek, 22 listopada 2013
Od Nasira CD Sanguisa
Spojrzałem kątem oka na Animae. Jak na mój gust odpowiedź była jasna.
-Polują na nas. Omal nie dorwali ostatnio Felsarotha. Fakt, głupi był i się przeliczył, dlatego dał się złapać, ale to nie zmienia faktu, że jesteśmy dla nich cennym łupem. A przynajmniej magia, którą operujemy. Dlatego warto się dowiedzieć o nich czegoś więcej. Jeśli chcemy nad nimi zdobyć przewagę musimy dopasować strategię do celów, jakie chcemy osiągnąć. A podstawą jest poznanie wroga jak najlepiej, a najlepiej znaczy od środka- uśmiechnąłem się lekko.
Sanguis zamruczał pod nosem, gdy wreszcie coś znalazł.
-Autor wspomina o pewnym miejscu… Świątynia Mrocznej Pani. Ich przywódczyni, która przywołuje w swe szeregi ludzi tkwiących w rozpaczy. Ich serca popadły w ruinę na skutek własnej, wewnętrznej katastrofy, niezdolni są do logicznego myślenia czy działania. Ogarnięci są zimnem, mrokiem, nienawiścią. Wzywa ich, a oni widząc w niej ostatnią nadzieję lgną do niej jak ćmy do światła. Otacza ich cieniem sukna swej szaty przysłaniając im oczy i oddzielając ich murem od świata. Zamyka ich na siebie, odbierając im resztki człowieczeństwa. Są narzędziami w jej dłoniach, a mają zbierać magię, która w nas tkwi, by zasilać … -urwał. –Tu brakuje kartki. Księga jest wybrakowana…
Przerzucił stronę. Dalej był tekst. Spojrzałem na księgę zza jego ramienia.
-Świątynia jest tam, gdzie panuje temperatura absolutna, a ostatnia iluzja życia ściana się w lód. Tam, gdzie panuje wieczna ciemność, a rozświetla ją tylko wielobarwne światło…-przeczytał.
-Półwysep Sumatros… Najdalej wysunięty na północ półwysep Fralronii. –rzuciłem. Dość oczywiste…-Wieczna noc rozświetlana tylko częstymi zorzami polarnymi…
-Jesteś pewien?-zapytał Sanguis.
-Jak najbardziej-uśmiechnąłem się lekko.-Więc kiedy ruszamy?-zapytałem podniecony wizją podróży w tereny, które mijałem podczas jednej ze swych wcześniejszych wypraw.
Sanguis spojrzał na mnie zdezorientowany.
< Sanguis? >
-Polują na nas. Omal nie dorwali ostatnio Felsarotha. Fakt, głupi był i się przeliczył, dlatego dał się złapać, ale to nie zmienia faktu, że jesteśmy dla nich cennym łupem. A przynajmniej magia, którą operujemy. Dlatego warto się dowiedzieć o nich czegoś więcej. Jeśli chcemy nad nimi zdobyć przewagę musimy dopasować strategię do celów, jakie chcemy osiągnąć. A podstawą jest poznanie wroga jak najlepiej, a najlepiej znaczy od środka- uśmiechnąłem się lekko.
Sanguis zamruczał pod nosem, gdy wreszcie coś znalazł.
-Autor wspomina o pewnym miejscu… Świątynia Mrocznej Pani. Ich przywódczyni, która przywołuje w swe szeregi ludzi tkwiących w rozpaczy. Ich serca popadły w ruinę na skutek własnej, wewnętrznej katastrofy, niezdolni są do logicznego myślenia czy działania. Ogarnięci są zimnem, mrokiem, nienawiścią. Wzywa ich, a oni widząc w niej ostatnią nadzieję lgną do niej jak ćmy do światła. Otacza ich cieniem sukna swej szaty przysłaniając im oczy i oddzielając ich murem od świata. Zamyka ich na siebie, odbierając im resztki człowieczeństwa. Są narzędziami w jej dłoniach, a mają zbierać magię, która w nas tkwi, by zasilać … -urwał. –Tu brakuje kartki. Księga jest wybrakowana…
Przerzucił stronę. Dalej był tekst. Spojrzałem na księgę zza jego ramienia.
-Świątynia jest tam, gdzie panuje temperatura absolutna, a ostatnia iluzja życia ściana się w lód. Tam, gdzie panuje wieczna ciemność, a rozświetla ją tylko wielobarwne światło…-przeczytał.
-Półwysep Sumatros… Najdalej wysunięty na północ półwysep Fralronii. –rzuciłem. Dość oczywiste…-Wieczna noc rozświetlana tylko częstymi zorzami polarnymi…
-Jesteś pewien?-zapytał Sanguis.
-Jak najbardziej-uśmiechnąłem się lekko.-Więc kiedy ruszamy?-zapytałem podniecony wizją podróży w tereny, które mijałem podczas jednej ze swych wcześniejszych wypraw.
Sanguis spojrzał na mnie zdezorientowany.
< Sanguis? >
czwartek, 21 listopada 2013
Od Sanguisa CD Thalii
Rzuciłem leżącej przede mną wilczycy zatroskane spojrzenie i podałem jej łapę, pomagając wstać. Nie mogła mieć więcej niż pół roku, więc skąd wzięła się sama w środku lasu?
- W porządku, Thalio. – odezwałem się łagodnie – Opowiesz mi dokładnie, co się stało?
- W mojej watasze wybuchła epidemia. – wyjąkała wilczyca, patrząc w ziemię – Zdaje się, że moja mama się zaraziła, a potem zaatakowała tatę i… ja właściwie nie wiem co się stało, ale bałam się, a tata kazał mi uciekać… i właściwie nawet nie wiem jak długo biegłam, wiem tylko, że tak bardzo się bałam…
Spojrzałem na nią z troską. Była taka młoda, a tak wiele przeszła… Słyszałem już o różnych wirusach dziesiątkujących wilcze watahy, ale skoro ten rozprzestrzenił się tak szybko, prawdopodobnie nie miałem już czego szukać na terenie rodziny Thalii. Trzeba było jak najszybciej zabrać ją do jaskiń.
- Chodź ze mną. – odezwałem się – Należę do watahy mieszkającej na tym terenie. Zabiorę cię do naszej siedziby, żebyś mogła się uspokoić, wysuszyć i najeść, a sam sprawdzę, jak wygląda sytuacja. Poproszę moją przyjaciółkę, żeby się tobą zaopiekowała; jest bardzo miła i ma śliczne, białe futerko, na pewno ją polubisz. Chodź, nie możesz tu zostać tak sama.
- Jest pan alfą tej watahy? – spytała Thalia, patrząc na mnie z przestrachem.
- Mów mi Sanguis. I nie, nie jestem alfą, ale chwilowo zastępuję prawdziwą przywódczynię. Ma na imię Dream i na pewno nie miałaby nic przeciwko, żebym zabrał cię do nas. Chodź młoda, wszystko będzie dobrze.
Wilczątko otrzepało się lekko i otarło łzy, po czym posłusznie podreptało moim śladem. Wydawała się być zaskakująco spokojna i czułem, że oprócz współczucia czuję do niej rosnącą sympatię.
Wyszedłem na zewnątrz, wyostrzając zmysły i skupiając się na czekającym mnie zadaniu. Zdałem się na węch, podążając w kierunku, z którego przywlokła się Thalia. Biegła niemalże w prostej linii, ale odszukanie pierwszych śladów jej watahy zajęło mi kilka godzin – byłem pełen podziwu, że wilczyca samodzielnie przebyła taką trasę. Po pewnym czasie węch nie był mi już potrzebny; wszędzie wokół widać było ślady obecności innej grupy, ale nigdzie nie dostrzegłem ani jednego wilka.
W chwili, w której dotarłem do polany pożałowałem, że nie zrezygnowałem z dzisiejszego obiadu. Pierwszy wilk, jakiego zobaczyłem, leżał na plecach z pianą wyciekającą z pyska i martwymi, lśniącymi obłędem oczami. Dalej nie było lepiej. Kilka kolejnych trupów utwierdziło mnie w przekonaniu, że jakakolwiek zaraza dotknęła watahę, teraz nie było już komu pomagać. Ostatnie żywe wilki, jakie spotkałem, były w niewiele lepszym stanie niż ich martwi towarzysze – ze zmierzwioną sierścią, śliniące się i toczące pianę z pyska, walczyły ze sobą, na przemian skacząc sobie do gardeł i odskakując z niebywałą prędkością. Powietrze przeszył skowyt tego, który zauważył mnie jako pierwszy, ale zęby drugiego zatopione w jego karku urwały drażniący dźwięk. Nie czekałem, by zobaczyć koniec pojedynku – biegiem rzuciłem się w kierunku domu, czujnie rozglądając się dookoła w poszukiwaniu jakichkolwiek oznak życia.
- Gdzie jest Thalia?
- Zasnęła. Przygotowałam jej posłanie niedaleko mojego.
- To dobrze. Wygląda na to, że zostanie tu na dłużej.
- Co z jej rodziną?
- Nie znalazłem nikogo ocalałego. Ci, którzy nie zarazili się tą tajemniczą chorobą, zginęli zamordowani przez własnych, zakażonych towarzyszy i naprawdę nie wiem, kto wyszedł na tym gorzej.
- Tak szybko…? – wyszeptała wilczyca – Co za choroba działa w ten sposób?
- Nie mam pojęcia. – pokręciłem głową – Ale Thalia nie może tam wrócić.
- Więc zostanie z nami.
- Zdecydowanie. Najgorsze ma już za sobą.
- Co to znaczy? – usłyszeliśmy cichy głosik zaspanego wilczątka. Thalia wyjrzała z głównej sypialni, wpatrując się w nas swoimi wielkimi oczami – Sanguisie, wróciłeś?
- Oczywiście, młoda. – odpowiedziałem – Jak się czujesz?
- Lepiej. – wilczyca ziewnęła, podchodząc do nas i wtulając się w Animae – Wiesz coś o moich rodzicach?
- Obawiam się, że nie mam dobrych wiadomości. – wymamrotałem cicho, patrząc w ziemię.
- Więc powiedz mi te złe.
- Twoją watahę zaatakowała nieznana nam zaraza. – odpowiedziałem, podnosząc wzrok – Teraz nic nie możemy już dla nich zrobić, ale ty możesz zostać. Mamy tu dość miejsca.
- Możesz na nas liczyć, nieważne, co się stanie. – dodała Animae, przyciskając ją mocniej do siebie.
Wilczątko opuściło głowę, a z jej oczu pociekły łzy. Delikatnie wyswobodziła się z objęć opiekunki i dwoma długimi susami dopadła swojego legowiska, chowając głowę między łapami. Jej ciałem wstrząsnął szloch.
- Myślisz, że da radę? – spytała moja towarzyszka.
- Jest silna. – odpowiedziałem cicho – Musi dać radę.
- W porządku, Thalio. – odezwałem się łagodnie – Opowiesz mi dokładnie, co się stało?
- W mojej watasze wybuchła epidemia. – wyjąkała wilczyca, patrząc w ziemię – Zdaje się, że moja mama się zaraziła, a potem zaatakowała tatę i… ja właściwie nie wiem co się stało, ale bałam się, a tata kazał mi uciekać… i właściwie nawet nie wiem jak długo biegłam, wiem tylko, że tak bardzo się bałam…
Spojrzałem na nią z troską. Była taka młoda, a tak wiele przeszła… Słyszałem już o różnych wirusach dziesiątkujących wilcze watahy, ale skoro ten rozprzestrzenił się tak szybko, prawdopodobnie nie miałem już czego szukać na terenie rodziny Thalii. Trzeba było jak najszybciej zabrać ją do jaskiń.
- Chodź ze mną. – odezwałem się – Należę do watahy mieszkającej na tym terenie. Zabiorę cię do naszej siedziby, żebyś mogła się uspokoić, wysuszyć i najeść, a sam sprawdzę, jak wygląda sytuacja. Poproszę moją przyjaciółkę, żeby się tobą zaopiekowała; jest bardzo miła i ma śliczne, białe futerko, na pewno ją polubisz. Chodź, nie możesz tu zostać tak sama.
- Jest pan alfą tej watahy? – spytała Thalia, patrząc na mnie z przestrachem.
- Mów mi Sanguis. I nie, nie jestem alfą, ale chwilowo zastępuję prawdziwą przywódczynię. Ma na imię Dream i na pewno nie miałaby nic przeciwko, żebym zabrał cię do nas. Chodź młoda, wszystko będzie dobrze.
Wilczątko otrzepało się lekko i otarło łzy, po czym posłusznie podreptało moim śladem. Wydawała się być zaskakująco spokojna i czułem, że oprócz współczucia czuję do niej rosnącą sympatię.
***
Animae była idealną osobą do zajęcia się małą Thalią – nie pytając o nic przytuliła ją mocno i zaprowadziła do ogniska, podsuwając jej najlepsze kąski, jakie miała pod ręką. Szczeniak rzucił się na jedzenie i gdy wychodziłem, jego uwaga była całkowicie pochłonięta przez udziec świeżo upolowanego jelenia. Wyszedłem na zewnątrz, wyostrzając zmysły i skupiając się na czekającym mnie zadaniu. Zdałem się na węch, podążając w kierunku, z którego przywlokła się Thalia. Biegła niemalże w prostej linii, ale odszukanie pierwszych śladów jej watahy zajęło mi kilka godzin – byłem pełen podziwu, że wilczyca samodzielnie przebyła taką trasę. Po pewnym czasie węch nie był mi już potrzebny; wszędzie wokół widać było ślady obecności innej grupy, ale nigdzie nie dostrzegłem ani jednego wilka.
W chwili, w której dotarłem do polany pożałowałem, że nie zrezygnowałem z dzisiejszego obiadu. Pierwszy wilk, jakiego zobaczyłem, leżał na plecach z pianą wyciekającą z pyska i martwymi, lśniącymi obłędem oczami. Dalej nie było lepiej. Kilka kolejnych trupów utwierdziło mnie w przekonaniu, że jakakolwiek zaraza dotknęła watahę, teraz nie było już komu pomagać. Ostatnie żywe wilki, jakie spotkałem, były w niewiele lepszym stanie niż ich martwi towarzysze – ze zmierzwioną sierścią, śliniące się i toczące pianę z pyska, walczyły ze sobą, na przemian skacząc sobie do gardeł i odskakując z niebywałą prędkością. Powietrze przeszył skowyt tego, który zauważył mnie jako pierwszy, ale zęby drugiego zatopione w jego karku urwały drażniący dźwięk. Nie czekałem, by zobaczyć koniec pojedynku – biegiem rzuciłem się w kierunku domu, czujnie rozglądając się dookoła w poszukiwaniu jakichkolwiek oznak życia.
***
- Sanguis. – głos Animae wyrażał zarówno ulgę, jak i niepohamowaną troskę – Wielkie nieba, wyglądasz jakbyś zobaczył ducha! Udało ci się czegoś dowiedzieć?- Gdzie jest Thalia?
- Zasnęła. Przygotowałam jej posłanie niedaleko mojego.
- To dobrze. Wygląda na to, że zostanie tu na dłużej.
- Co z jej rodziną?
- Nie znalazłem nikogo ocalałego. Ci, którzy nie zarazili się tą tajemniczą chorobą, zginęli zamordowani przez własnych, zakażonych towarzyszy i naprawdę nie wiem, kto wyszedł na tym gorzej.
- Tak szybko…? – wyszeptała wilczyca – Co za choroba działa w ten sposób?
- Nie mam pojęcia. – pokręciłem głową – Ale Thalia nie może tam wrócić.
- Więc zostanie z nami.
- Zdecydowanie. Najgorsze ma już za sobą.
- Co to znaczy? – usłyszeliśmy cichy głosik zaspanego wilczątka. Thalia wyjrzała z głównej sypialni, wpatrując się w nas swoimi wielkimi oczami – Sanguisie, wróciłeś?
- Oczywiście, młoda. – odpowiedziałem – Jak się czujesz?
- Lepiej. – wilczyca ziewnęła, podchodząc do nas i wtulając się w Animae – Wiesz coś o moich rodzicach?
- Obawiam się, że nie mam dobrych wiadomości. – wymamrotałem cicho, patrząc w ziemię.
- Więc powiedz mi te złe.
- Twoją watahę zaatakowała nieznana nam zaraza. – odpowiedziałem, podnosząc wzrok – Teraz nic nie możemy już dla nich zrobić, ale ty możesz zostać. Mamy tu dość miejsca.
- Możesz na nas liczyć, nieważne, co się stanie. – dodała Animae, przyciskając ją mocniej do siebie.
Wilczątko opuściło głowę, a z jej oczu pociekły łzy. Delikatnie wyswobodziła się z objęć opiekunki i dwoma długimi susami dopadła swojego legowiska, chowając głowę między łapami. Jej ciałem wstrząsnął szloch.
- Myślisz, że da radę? – spytała moja towarzyszka.
- Jest silna. – odpowiedziałem cicho – Musi dać radę.
Od Mirificusa CD Dream
- Dream? - spytałem, wpatrując się z niedowierzaniem w leżącą u moich stóp dziewczynę. Zaraz... stóp?
- Hej! - usłyszałem głos łowcy i odwróciłem się, stając przodem do wysokiego starszego mężczyzny z obnażonym mieczem w dłoni. - Co wy tu, u diabła, robicie?! To akcja dla wojowników, skąd wy się tu wzięliście?!
- Pan wybaczy, to nie było celowe. - wyjąkałem - Znaczy... Co tu się w ogóle dzieje?
- Widziano dwa magiczne wilki wchodzące do budynku biblioteki - odpowiedział mężczyzna - Trwają poszukiwania, ale dopóki ich nie znajdziemy, powinniście trzymać się z daleka od biblioteki, a nie siedzieć tu samotnie, bez żadnej ochrony. Te bestie mogą być niebezpieczne. Ale co wy tu w ogóle robicie? - dodał, odrzucając mnie podejrzliwym spojrzeniem - I co się stało twojej towarzyszce?
- Ona... Ona tak ma... - wymamrotałem niepewnie, zasłaniając dziewczynę własnym ciałem - Ekhem... Mdleje gdy zbytnio się czymś ekscytuje. Niedługo dojdzie do siebie. Mam nadzieję.
- Co do cholery? - drugi łowca wyłonił się zza regału, wpatrując się w nas ze złością wypisaną na twarzy - Andrew, pogawędki sobie urządzasz?! A gdzie wilki?!
- Przepraszam. - odezwałem się - Naprawdę nie powinno nas tu być, ale czytaliśmy najnowsze dzieło naszej ulubionej pisarki i... eee... trochę straciliśmy poczucie czasu. A teraz moja przyjaciółka gorzej się poczuła. Nie chcieliśmy przeszkadzać, nie widzieliśmy żadnych wilków, właściwie to niczego nie widzieliśmy...
- Czytaliście. - powtórzył pierwszy z łowców, wpatrując się we mnie z powątpiewaniem.
- Dobra, jakie to ma znaczenie?! - warknął drugi - Bierz lalę i spływaj stąd, mamy ważniejsze rzeczy na głowie niż ty i twoja przyjaciółeczka, czy jakkolwiek chcesz ją nazywać. Zabierz ją do medyka, to ten biały dom po lewej stronie. Może on coś pomoże. A jeśli jeszcze raz spotkam was dwoje w budynku publicznym po zamknięciu, będzie z wami źle.
- Oczywiście. - rzuciłem tylko, biorąc Dream na ręce - Więcej nas pan tu nie zobaczy.
- Ją mogę widywać. - roześmiał się pierwszy z łowców, wpatrując się w dziewczynę - Całkiem dobry masz gust, synu.
Zmroziłem go wzrokiem, ale miałem na głowie ważniejsze sprawy niż jego domysły. Wybiegłem z biblioteki, przyciskając do siebie nieprzytomną przyjaciółkę i modląc się do wszystkich znanych mi bogów, by stwierdzenie "niedługo dojdzie do siebie" nie okazało się kłamstwem.
- Hej! - usłyszałem głos łowcy i odwróciłem się, stając przodem do wysokiego starszego mężczyzny z obnażonym mieczem w dłoni. - Co wy tu, u diabła, robicie?! To akcja dla wojowników, skąd wy się tu wzięliście?!
- Pan wybaczy, to nie było celowe. - wyjąkałem - Znaczy... Co tu się w ogóle dzieje?
- Widziano dwa magiczne wilki wchodzące do budynku biblioteki - odpowiedział mężczyzna - Trwają poszukiwania, ale dopóki ich nie znajdziemy, powinniście trzymać się z daleka od biblioteki, a nie siedzieć tu samotnie, bez żadnej ochrony. Te bestie mogą być niebezpieczne. Ale co wy tu w ogóle robicie? - dodał, odrzucając mnie podejrzliwym spojrzeniem - I co się stało twojej towarzyszce?
- Ona... Ona tak ma... - wymamrotałem niepewnie, zasłaniając dziewczynę własnym ciałem - Ekhem... Mdleje gdy zbytnio się czymś ekscytuje. Niedługo dojdzie do siebie. Mam nadzieję.
- Co do cholery? - drugi łowca wyłonił się zza regału, wpatrując się w nas ze złością wypisaną na twarzy - Andrew, pogawędki sobie urządzasz?! A gdzie wilki?!
- Przepraszam. - odezwałem się - Naprawdę nie powinno nas tu być, ale czytaliśmy najnowsze dzieło naszej ulubionej pisarki i... eee... trochę straciliśmy poczucie czasu. A teraz moja przyjaciółka gorzej się poczuła. Nie chcieliśmy przeszkadzać, nie widzieliśmy żadnych wilków, właściwie to niczego nie widzieliśmy...
- Czytaliście. - powtórzył pierwszy z łowców, wpatrując się we mnie z powątpiewaniem.
- Dobra, jakie to ma znaczenie?! - warknął drugi - Bierz lalę i spływaj stąd, mamy ważniejsze rzeczy na głowie niż ty i twoja przyjaciółeczka, czy jakkolwiek chcesz ją nazywać. Zabierz ją do medyka, to ten biały dom po lewej stronie. Może on coś pomoże. A jeśli jeszcze raz spotkam was dwoje w budynku publicznym po zamknięciu, będzie z wami źle.
- Oczywiście. - rzuciłem tylko, biorąc Dream na ręce - Więcej nas pan tu nie zobaczy.
- Ją mogę widywać. - roześmiał się pierwszy z łowców, wpatrując się w dziewczynę - Całkiem dobry masz gust, synu.
Zmroziłem go wzrokiem, ale miałem na głowie ważniejsze sprawy niż jego domysły. Wybiegłem z biblioteki, przyciskając do siebie nieprzytomną przyjaciółkę i modląc się do wszystkich znanych mi bogów, by stwierdzenie "niedługo dojdzie do siebie" nie okazało się kłamstwem.
poniedziałek, 18 listopada 2013
Od Thalii
Poprzedniego wieczoru nic nie wskazywało na to, że następnego dnia wydarzy się coś, co na zawsze odmieni moje życie...
***
Kiedy się rano obudziłam nikogo przy mnie nie było. Nie zdziwiło mnie to. Zazwyczaj kiedy wstaję rodzice już stoją na warcie. Są strażnikami i pełnią swoją wartę od pierwszych promieni słońca do pory drugiego posiłku. Wyszłam z jaskini i się przeciągnęłam. Wszyscy smętnie spacerowali po majdanie. Nagle usłyszałam mocne uderzenia 8 ciężkich łap o ziemię i z krzaków na prawo wypadły dwa duże wilki niosące na grzbietach trzeciego. Kiedy się zbliżyli zobaczyłam, że dwa stojące wilki to mój ojciec i wujek a wadera na nich to moja matka. Wyglądała koszmarnie. Z jej pyska sączyła się zielona piana, a jej futro nabrało niezdrowego fioletowego koloru...
-Epidemia! -krzyknął mój tato i od razu wybuchła panika.
-Jaka epidemia, tato? -zapytałam kiedy znalazłam się przy nich.
-Słonko... -zaczął ale w tym momencie moja matka poruszyła się, zawarczała groźnie i wbiła się zębami w szyję mojego taty. -Uciekaj!
-Ale tato...
-Już! Biegnij! -wycharczał broniąc się przed wilczycą.
Nie trzeba mi było dwa razy powtarzać. Puściłam się pędem w stronę lasu dopóki nie opadłam z sił.
***
Głodna i wycieńczona dotarłam do porośniętego mchem kamienia. Nie miałam siły dalej biec. Oparłam się o skalny odłam kiedy zza drzewa wyskoczył wilk. Tak mnie wystraszył, że się przewróciłam na grzbiet i zakryłam tylnymi lapami.
Kiedy mnie zobaczył przekrzywił głowę na bok i zapytał:
-Co tu robisz?
-Ja... Nie wiem. -odparłam.
-Jak to?
-Wybuchła epidemia. Rodzice kazali mi uciekać... -rozpłakałam się ze smutku, strachu i wycieńczenia- Nie wiem... nic.
-Jak ci na imię?
-Thalia. A pan...
-Jestem Sanguis.-odparł wilk.
< Sanguis...?>
***
Kiedy się rano obudziłam nikogo przy mnie nie było. Nie zdziwiło mnie to. Zazwyczaj kiedy wstaję rodzice już stoją na warcie. Są strażnikami i pełnią swoją wartę od pierwszych promieni słońca do pory drugiego posiłku. Wyszłam z jaskini i się przeciągnęłam. Wszyscy smętnie spacerowali po majdanie. Nagle usłyszałam mocne uderzenia 8 ciężkich łap o ziemię i z krzaków na prawo wypadły dwa duże wilki niosące na grzbietach trzeciego. Kiedy się zbliżyli zobaczyłam, że dwa stojące wilki to mój ojciec i wujek a wadera na nich to moja matka. Wyglądała koszmarnie. Z jej pyska sączyła się zielona piana, a jej futro nabrało niezdrowego fioletowego koloru...
-Epidemia! -krzyknął mój tato i od razu wybuchła panika.
-Jaka epidemia, tato? -zapytałam kiedy znalazłam się przy nich.
-Słonko... -zaczął ale w tym momencie moja matka poruszyła się, zawarczała groźnie i wbiła się zębami w szyję mojego taty. -Uciekaj!
-Ale tato...
-Już! Biegnij! -wycharczał broniąc się przed wilczycą.
Nie trzeba mi było dwa razy powtarzać. Puściłam się pędem w stronę lasu dopóki nie opadłam z sił.
***
Głodna i wycieńczona dotarłam do porośniętego mchem kamienia. Nie miałam siły dalej biec. Oparłam się o skalny odłam kiedy zza drzewa wyskoczył wilk. Tak mnie wystraszył, że się przewróciłam na grzbiet i zakryłam tylnymi lapami.
Kiedy mnie zobaczył przekrzywił głowę na bok i zapytał:
-Co tu robisz?
-Ja... Nie wiem. -odparłam.
-Jak to?
-Wybuchła epidemia. Rodzice kazali mi uciekać... -rozpłakałam się ze smutku, strachu i wycieńczenia- Nie wiem... nic.
-Jak ci na imię?
-Thalia. A pan...
-Jestem Sanguis.-odparł wilk.
< Sanguis...?>
czwartek, 14 listopada 2013
Od Sanguisa CD Nasira
Westchnąłem cicho, wpatrując się w sterty piętrzących się przede mną książek. No cóż, od czegoś trzeba zacząć - sięgnąłem po pierwszą z brzegu, odcyfrowując starannie wykaligrafowany tytuł.
„Szczegółowa encyklopedia świata przyrodniczego”
Cóż, to właściwie mogłem pominąć. Następna.
„Co kryje las – od runa po korony drzew”
Nic nowego. Dziękuję uprzejmie.
„Podróże u boku upływającego czasu”
O nie, to już kiedyś próbowałem przeczytać i nie zamierzam powtarzać tego błędu.
„Błędni we mgle”
Autor chyba miał na myśli siebie.
„Dlaczego nie warto pływać w wysuszonej rzece”
...
„Zatopione w bagnach”
Do tego starożytni Egipcjanie prawdopodobnie dodawali gratisową „Księgę umarłych”. Kto normalny szlaja się po bagnach bez prawdziwego przewodnika?
„To, co musisz wiedzieć, zanim przekroczysz próg domu”
Brzmi obiecująco. Szkoda, że napisano to ponad 200 lat temu. Przypuszczam, że świat mógł się odrobinę zmienić od tego czasu.
„1000 map, których w życiu nie widziałeś na oczy”
Ano nie widziałem. I nie zamierzam.
„Skoczne przygody psotnej wróżki z Landrynkowej Krainy”
Co? Skąd to się w ogóle wzięło na dziale podróżniczym?
Warknąłem zirytowany i z rezygnacją odłożyłem ostatnią książkę. Teoria, że na świecie nie pozostało już nic do odkrycia, powoli zaczynała mnie przekonywać.
- Sanguis? Nasir? – odwróciłem się, słysząc zaskoczony głos Animae.
- Witaj. – uśmiechnąłem się. Nasir skinął tylko głową znad książki, w którą intensywnie się wpatrywał.
- Szukacie czegoś do czytania? – spytała wilczyca, odkładając na najbliższy stół stosik książek – Może mogę coś wam podsunąć?
- Myślałem, że opiekujesz się szczeniętami, nie biblioteką? – wyszczerzyłem zęby.
- Teoretycznie. W praktyce spędzam tu większość wolnego czasu.
- Pomóc ci przenieść tu twoje posłanie? – zaoferowałem uprzejmie.
- Dzięki. – roześmiała się.
- Animae. – przerwał nam Nasir – Co to jest?
Podążyłem za jego wzrokiem aż to szczytu sterty książek przyniesionych przez Animae.
- Ta z wierzchu? – spytała wilczyca za zdumieniem – Nie sądziłam, że dzienniki historyczne mogłyby cię zainteresować. Zwłaszcza te autorstwa Delrosa.
- Skądś znam ten pseudonim. – wilk poderwał się, sięgając po książkę i otwierając ją na stronie tytułowej.
- To, co leży przed tobą, to czwarta część zapisków jednego z mniej znanych historyków pochodzących z Dellios. Gdy rozpoczynały się czasy okupacji Fellastii walczył u boku swoich rodaków, ale po zajęciu kraju zakochał się w dziewczynie, której brat zginął z jego ręki, broniąc własnego miasta. Możliwe, że mignęła ci jakaś wzmianka w „Rocznikach wojennych” autorstwa Geohta Hyneomiusa, ale większość pism Delrosa zaginęła przed przekroczeniem granicy. Mamy dostęp do ledwie kilku egzemplarzy jego dzienników, w dodatku nie do wszystkich części. Brakuje 7 i 11, a 5 nie zachowała się w całości.
- O czym pisał? – w głosie wilka wyczuwało się narastające podniecenie.
- O wojnie, inaczej używałby swojego prawdziwego nazwiska. – Animae podeszła do Nasira i przewróciła kilka stron, zatrzymując się na pięknie wyrysowanej mapie. – Z początku starał się przedstawić własny kraj w jak najlepszym świetle, ale już w drugim dzienniku można wyczuć rosnący podziw dla oporu stawianego przez Fellastyjczyków. Historia miłości do Mallaid jest opisana w 4 części, a od 5 Delros otwarcie przyznaje się do zmiany strony.
- Opowiedział się za buntownikami? – spytałem zaskoczony.
- Wystąpił przeciwko własnym rodakom. – Animae skinęła głową z powagą – W 6 części opisuje organizację nazywającą się Kelebarhini i grupującą buntowników w celu odzyskania władzy w Fellastii, w 7 prawdopodobnie przyznaje się do wstąpienia w jej szeregi, ale jak już wspominałam, ta część zaginęła w trakcie licznych prób przekazania wiedzy za granice okupowanego państwa.
- Dlaczego okupanci ścigają własnego historyka? – coś mi się nie zgadzało.
- Sanguisie, jakie to ma znaczenie?! – zniecierpliwił się Nasir – Mamy to, czego chcieliśmy! Skoro Delros był tak blisko członków Kelebarhini, to jego zapiski mogą okazać się lepszym źródłem niż jakakolwiek encyklopedia!
- Niewiele znajdziecie w encyklopediach. Dellios przykłada sporą wagę do zacierania śladów istnienia niepodległej Fellastii, to cud, że te dzienniki udało się przetransportować. Ale dlaczego tak bardzo interesuje was Klan Srebrnego Kryształu? Z tego co wiem, nie polują w tych okolicach.
Wsadziłem nos w książkę, pozostawiając Nasirowi udzielenie odpowiedzi.
< Nasir?>
Cóż, to właściwie mogłem pominąć. Następna.
„Co kryje las – od runa po korony drzew”
Nic nowego. Dziękuję uprzejmie.
„Podróże u boku upływającego czasu”
O nie, to już kiedyś próbowałem przeczytać i nie zamierzam powtarzać tego błędu.
„Błędni we mgle”
Autor chyba miał na myśli siebie.
„Dlaczego nie warto pływać w wysuszonej rzece”
...
„Zatopione w bagnach”
Do tego starożytni Egipcjanie prawdopodobnie dodawali gratisową „Księgę umarłych”. Kto normalny szlaja się po bagnach bez prawdziwego przewodnika?
„To, co musisz wiedzieć, zanim przekroczysz próg domu”
Brzmi obiecująco. Szkoda, że napisano to ponad 200 lat temu. Przypuszczam, że świat mógł się odrobinę zmienić od tego czasu.
„1000 map, których w życiu nie widziałeś na oczy”
Ano nie widziałem. I nie zamierzam.
„Skoczne przygody psotnej wróżki z Landrynkowej Krainy”
Co? Skąd to się w ogóle wzięło na dziale podróżniczym?
Warknąłem zirytowany i z rezygnacją odłożyłem ostatnią książkę. Teoria, że na świecie nie pozostało już nic do odkrycia, powoli zaczynała mnie przekonywać.
***
Jedno spojrzenie Nasira wystarczyło by upewnić mnie, że on również nic nie znalazł. Westchnąłem cicho, rozglądając się rozpaczliwie w poszukiwaniu pomysłów, ale milczące tomy ułożone na półkach nie były zbyt pomocne. - Sanguis? Nasir? – odwróciłem się, słysząc zaskoczony głos Animae.
- Witaj. – uśmiechnąłem się. Nasir skinął tylko głową znad książki, w którą intensywnie się wpatrywał.
- Szukacie czegoś do czytania? – spytała wilczyca, odkładając na najbliższy stół stosik książek – Może mogę coś wam podsunąć?
- Myślałem, że opiekujesz się szczeniętami, nie biblioteką? – wyszczerzyłem zęby.
- Teoretycznie. W praktyce spędzam tu większość wolnego czasu.
- Pomóc ci przenieść tu twoje posłanie? – zaoferowałem uprzejmie.
- Dzięki. – roześmiała się.
- Animae. – przerwał nam Nasir – Co to jest?
Podążyłem za jego wzrokiem aż to szczytu sterty książek przyniesionych przez Animae.
- Ta z wierzchu? – spytała wilczyca za zdumieniem – Nie sądziłam, że dzienniki historyczne mogłyby cię zainteresować. Zwłaszcza te autorstwa Delrosa.
- Skądś znam ten pseudonim. – wilk poderwał się, sięgając po książkę i otwierając ją na stronie tytułowej.
- To, co leży przed tobą, to czwarta część zapisków jednego z mniej znanych historyków pochodzących z Dellios. Gdy rozpoczynały się czasy okupacji Fellastii walczył u boku swoich rodaków, ale po zajęciu kraju zakochał się w dziewczynie, której brat zginął z jego ręki, broniąc własnego miasta. Możliwe, że mignęła ci jakaś wzmianka w „Rocznikach wojennych” autorstwa Geohta Hyneomiusa, ale większość pism Delrosa zaginęła przed przekroczeniem granicy. Mamy dostęp do ledwie kilku egzemplarzy jego dzienników, w dodatku nie do wszystkich części. Brakuje 7 i 11, a 5 nie zachowała się w całości.
- O czym pisał? – w głosie wilka wyczuwało się narastające podniecenie.
- O wojnie, inaczej używałby swojego prawdziwego nazwiska. – Animae podeszła do Nasira i przewróciła kilka stron, zatrzymując się na pięknie wyrysowanej mapie. – Z początku starał się przedstawić własny kraj w jak najlepszym świetle, ale już w drugim dzienniku można wyczuć rosnący podziw dla oporu stawianego przez Fellastyjczyków. Historia miłości do Mallaid jest opisana w 4 części, a od 5 Delros otwarcie przyznaje się do zmiany strony.
- Opowiedział się za buntownikami? – spytałem zaskoczony.
- Wystąpił przeciwko własnym rodakom. – Animae skinęła głową z powagą – W 6 części opisuje organizację nazywającą się Kelebarhini i grupującą buntowników w celu odzyskania władzy w Fellastii, w 7 prawdopodobnie przyznaje się do wstąpienia w jej szeregi, ale jak już wspominałam, ta część zaginęła w trakcie licznych prób przekazania wiedzy za granice okupowanego państwa.
- Dlaczego okupanci ścigają własnego historyka? – coś mi się nie zgadzało.
- Sanguisie, jakie to ma znaczenie?! – zniecierpliwił się Nasir – Mamy to, czego chcieliśmy! Skoro Delros był tak blisko członków Kelebarhini, to jego zapiski mogą okazać się lepszym źródłem niż jakakolwiek encyklopedia!
- Niewiele znajdziecie w encyklopediach. Dellios przykłada sporą wagę do zacierania śladów istnienia niepodległej Fellastii, to cud, że te dzienniki udało się przetransportować. Ale dlaczego tak bardzo interesuje was Klan Srebrnego Kryształu? Z tego co wiem, nie polują w tych okolicach.
Wsadziłem nos w książkę, pozostawiając Nasirowi udzielenie odpowiedzi.
< Nasir?>
środa, 13 listopada 2013
Od Nasira CD Sanguisa
Ruszyłem niezbyt śpiesznym krokiem obok Sanguisa. Nie rozmawialiśmy wiele. Widać obaj wyznawaliśmy zasadę, że jeśli nie ma się nic konkretnego do powiedzenia, to bez sensu jest zdzierać sobie gardło. Po chwili weszliśmy do tutejszej biblioteki. Pomieszczenie było wielkie, oświetlone kulami magicznego światła i zastawione rzędami regałów, których półki uginały się pod ciężarem ksiąg i zwojów. Świadomość ogromu wiedzy zgromadzonej w tym miejscu przytłaczała. Tysiące dusz zaklętych w martwych stronicach, w skórzanych trumnach... Złożonych na półkach niczym zwłoki w kryptach. Zakurzone, tak rzadko odwiedzane. Gdy wchodzi się do biblioteki odbywa się swego rodzaju podróż w czasie. Myśli trwające przez tysiące lat. Nikt, póki którejś nie otworzy, nie wie, do jakich czasów i miejsc dana księga go zabierze. Otrząsnąłem się z szoku, który wywołał we mnie ogrom biblioteki.
-Robi wrażenie, co?-zapytał Sanguis stając obok mnie. -Tak. Robi.-przyznałem. Wyrwałem się wreszcie z rozkosznych objęć wyobraźni, która nakłaniała do zatrzymania się tu dłużej tylko po to, by zagubić się w świecie kreowanym przez zebrane tu księgi. -Więc masz jakiś pomysł? Czego właściwie chcemy szukać?-zapytał towarzyszący mi wilk. Zawahałem się. Spojrzałem na niego niepewnie. -Pamiętasz tego mężczyznę, który prawie dorwał Felsarotha? Podobno miał miecz z tym... Kryształem Skupiającym. Pewnie słyszałeś wzmianki o Łowcach, którzy zwą się Kelebarhini. Klan Srebrnego Kryształu. To szybko rozwijające się ugrupowanie buntowników, którzy zbierają siły by przeciwstawić się okupacji ich państwa, które lata temu zostało przejęte przez siły Dellios. Walczą o Fellastię-ich rodzimy kraj. Magazynują w tych kryształach magię zawartą w istotach naszego pokroju potem wtapiają je w broń by ją w ten sposób ulepszać... Sanguis spojrzał na mnie ogłupiały. -Chyba nie masz zamiaru...-urwał. Wpatrywałem się w niego nieustępliwym, kamiennym wzrokiem. -A więc jednak mówisz serio...- złotooki pokręcił głową. Parsknąłem cichym, niskim śmiechem. -Chyba nie sądzisz, że jestem aż tak głupi, by pchać się w wężowy rój... Sanguis wyszczerzył zęby złośliwie. -Nie sugeruj mi nic...- mruknąłem rozbawiony. -Przecież nic nie mówię...-odparł i na nowo przybrał poważną postawę.-Więc...? Co masz zamiar zrobić? -Można by trochę powęszyć. Macie tutaj coś na temat Kelebarhinów? Sanguis zakręcił się chwilę, a potem podszedł do regału pod ścianą. Zdjął z jednej z półek jakieś względnie nowe, opasłe tomiszcze i położył je na niskim stole. Przysiadł przy nim i zaczął wertować stronice spisane kaligraficznym, kanciastym pismem. Przystanąłem przy nim śledząc zdania spisane przez nieznanego autora. Sanguis znalazł wreszcie to, czego szukał. -Tutaj. Czytaj, a ja pójdę poszukać czegoś jeszcze...-rzucił i oddalił się. Usiadłem naprzeciw księgi wpatrując się w nią uważnie. Analizowałem każde przeczytane zdanie. Nie znalazłem póki co nic bardziej odkrywczego od tego co sam wiedziałem. Westchnąłem nieco znużony bezowocnymi poszukiwaniami. Ponoć o nie droga prowadzi do celu, tylko cel wskazuje nam drogę. Szkoda, że, mimo iż miałem cel to nie widziałem żadnej drogi. Zwiesiłem głowę i zamknąłem księgę w której nie było nic przydatnego… Może Sanguis znajdzie coś… ciekawego? < Sanguis?> | |
piątek, 8 listopada 2013
Od Dream CD Mirificusa
Czas wlókł się jak nigdy dotąd. Aż do momentu, gdy zrobiło się zupełnie ciemno, siedzieliśmy w stodole, do której o dziwo nikt nie wchodził pomimo tego, że znajdowały się tam również inne zwierzęta. Widocznie tutejsi ludzie mieli wszystko gdzieś. Mając dobry widok na wejście do biblioteki z łatwością można było obserwować strażników. Byli młodzi i niedoświadczeni, na dodatek nieliczni. Czy wiedza, która stanowiła potęgę, i której źródło znajdowało się za ich plecami straciła swoją wartość? Czy oni myślą, że jedynymi istotami, jakie chciałyby się tam dostać bez pozwolenia są szczeniaki, które wystarczy tylko postraszyć a zniechęcone porzucą swoje plany zdobycia tej wiedzy? Zapomnieli o magicznych wilkach, czy co?
-Ta ignorancja ma jednak swoje zalety. -powiedziałam na głos- Wystarczy mała sztuczka... i droga wolna!
-To miałaś ten plan, czy teraz ci przyszedł do głowy? -uśmiechnął się Mirificus odrywając wzrok od starej owcy żującej siano w swoim boksie parę metrów obok nas. Jakoś nie przeszkadzała jej nasza obecność.
Westchnęłam.
-Oczywiście, że miałam plan. Wejść, wziąć co trzeba i wyjść. Reszta to tylko drobne szczegóły. -wilk na te słowa uśmiechnął się jeszcze szerzej. Nie przejmując się jego reakcją wbiłam wzrok w zwierzęta i uświadomiłam sobie, że jestem głodna. Tylko nie można ich ruszyć. Jeszcze hałasu by narobiły, a byłby to spory kłopot.
Tymczasem minęła kolejna godzina oczekiwania.
Niedługo wartownicy mieli się zmienić. Nadszedł TEN moment.
-Będzie dobrze, damy radę. -szepnął Mirificus.
Zmusiłam się do uśmiechu. Choć nie raz zdarzało mi się podczas wędrówki stawać w trudnych sytuacjach, nie przyzwyczaiłam się do tego i nadal czułam niepokój. Wzięłam parę głębokich oddechów, przymknęłam oczy i zebrałam myśli.
Po chwili nad małym placykiem zaczęły krążyć wyczarowane przeze mnie niewielkie światełka do złudzenia przypominające...
-Świetliki! -krzyknęło małe dziecko grzebiące jeszcze przed momentem w ziemi. Przerwało swoje jakże porywające zajęcie i teraz próbowało złapać światełka, podskakując i niszcząc obiekty swojej dotychczasowej uwagi - zamki z ziemi i kamyków, które były jego własnym dziełem.
Zgodnie z planem, do zabawy dołączyło parę innych dzieci. Beztrosko ganiały za wytworem czegoś, czego nawet nie były świadome.
Skierowałam drobiny prosto w oczy maluchów. Najpierw były tylko zdziwione, ale gdy oberwały jeszcze parę razy, zaczęły krzyczeć.
Strażnicy podbiegli do nich, jako że byli jedynymi starszymi osobami w pobliżu. Udało się!
Opuściliśmy prędko naszą tymczasową kryjówkę. Ostrożnie przemknęliśmy się okrężnymi, pustymi uliczkami aż pod mury biblioteki.
Zerknęłam na plac przed budynkiem. Po namyśle dołożyłam jeszcze parę świetlików, które rzuciły się na ludzi.
-Droga wolna. -szepnęłam i razem z Mirificusem wślizgnęłam się do środka.
Młody chłopak, którego nie interesowały świecące drobiny rozglądał się dookoła. Wstrzymał oddech, gdy ujrzał dwa wilki przemykające się do biblioteki zaledwie parę metrów przed nim. Uświadomił sobie o tym, że gapi się na nie już dłuższy czas gdy wpadła na niego dziewczyna. Zaraz po tym jak wygłosiła pod nosem co sądzi o jego inteligencji, również spojrzała na bibliotekę. Potem na świetliki. Natychmiast zaczęła panikować.
-Wilki! Magiczne wilki! -krzyczała. Chłopak spróbował ją uspokoić. Wiedział, co może się stać z tymi stworzeniami, jeśli strażnicy je złapią. Nie chciał, żeby spotkał je ten los.
-Cicho bądź! -szepnął jej do ucha.
-Cicho?! -oburzyła się- Naszym obowiązkiem jest poinformować odpowiednie osoby o ich istnieniu!
Zanim zdążył jeszcze coś dodać, awanturniczka uciekła, zwracając uwagę wszystkich ludzi po kolei. Wkrótce całe miasto dowiedziało się o intruzach. Łowcy otoczyli budynek.
Weszliśmy do środka biblioteki. ciepłe powietrze przesycone było zapachem drewna i papieru. Mój żywioł...
-Co teraz? -spytałam rozglądając się dookoła- Wyczuwasz tu ludzi?
-W środkowej części. Lewym korytarzem też dojdziemy.
Ruszyliśmy natychmiast. Zdałam się zupełnie na ostrzejsze niż moje zmysły Mirificusa.
Nie zawiodłam się.
Po chwili naszym oczom ukazała się ogromna sala, wysokie półki wypełnione niezliczonymi księgami sięgały sufitu. Gdyby nie okoliczności, w jakich się tu znaleźliśmy, mogłabym uznać, że jesteśmy w raju.
-Zaraz tam trafimy. -mruknął Mirificus- Już wiedzą, że jesteśmy w mieście. To tylko kwestia czasu, nim tu po nas przyjdą. Idź lepiej szukać tej przeklętej książki, a ja postoję na czatach.
Kiwnęłam głową i rozpoczęłam poszukiwania zastanawiając się, czy ja nieświadomie powiedziałam coś na głos, czy wilk potrafi czytać w myślach. Wolałam jednak tę pierwszą opcję. Nie wiedziałby wtedy o moim podenerwowaniu.
Wracając do akcji: Jak każda szanująca się biblioteka, ta również była uporządkowana. Bez większego problemu znalazłam sektor "R". Potem wypowiedziałam krótkie zaklęcie pozwalające mi odnaleźć tytuł: "Rzadkie rośliny, które często pomagają". Poczułam upływ mocy. Stosunkowo niewielki, ale jednak wyczuwalny. To nie była moja wrodzona zdolność, dlatego przy jej wykonywaniu musiałam zużywać znacznie więcej energii niż zwykle.
Parę metrów nade mną rozbłysnął delikatnym światłem grzbiet poszukiwanej księgi.
Za wysoko.
Wypatrzyłam wzrokiem donicę z drobną rośliną. Musiałam ją podsunąć bliżej, zanim użyłam kolejnych zaklęć. Tym razem moich własnych.
Uśmiechałam się patrząc, jak pod wpływem mojej mocy z ziemi wystrzeliły długie pnącza, które sięgały po przewodnik. Gliniane naczynie pękło pod naporem rozrastających się jednocześnie korzeni. W końcu gładkie końcówki pędu chwyciły księgę i opuściły ją do mojego poziomu. Chwyciłam ją w zęby i zawróciłam do Mirificusa. Nienaturalnie duża roślina usychała tymczasem, by w końcu zamienić się w zupełnie zwyczajny, rozdrobniony piasek.
Zadowolona z siebie biegłam z powrotem pod drzwi, kiedy kątem oka zauważyłam coś niesamowitego. Na drewnianej konstrukcji leżał przedmiot, o którym nawet nie śniłam. Rozszerzona wersja swojego rodzaju encyklopedii, w której znajdowały się odpowiedzi na wiele ważnych problemów. Między innymi, dlaczego ludzie tak nienawidzą magicznych wilków... Musiałam ją mieć.
Więc pod drzwiami znalazłam się taszcząc dwie księgi.
-Jesteś wreszcie! -powiedział Mirificus- Słuchaj, otoczyli już całą bibliotekę, mam nadzieję, że masz jakiś plan awaryjny, bo inaczej już po nas i... Co to właściwie jest?! -zdziwił się widząc mój drugi nabytek.
-Coś bardzo ważnego. -odpowiedziałam niezdolna już ukryć nerwów. Tkwiłam przez chwilę nieruchoma z szeroko otwartymi oczami. Zdałam sobie sprawę z beznadziejności naszej sytuacji i tego, że mamy tylko jeno wyjście. To zaklęcie, którego szczerze nienawidziłam.
-Dream! Oni tu idą! -krzyknął wilk z rozpaczą. Teraz i ja usłyszałam ludzie jak otwierają główne drzwi i jak dziesiątki ciężkich butów uderzają o podłogę.
Zdobyłam się na odwagę i wyszeptałam magiczne słowa.
-Tylko... Tylko się nie przeraź... Pamiętaj, że nie jesteśmy wilkami... -zdążyłam jeszcze powiedzieć zanim zemdlałam. Właściwie byłam pewna, że umrę. Zużyłam niemal całkowicie swoją energię. Ostatnim obrazem, jaki zapamiętałam była pochylająca się nade mną ludzka twarz.
<Mirificus? ^^ Wiem, długo to trwało, ale nie mogłam się do tego zabrać...>
-Ta ignorancja ma jednak swoje zalety. -powiedziałam na głos- Wystarczy mała sztuczka... i droga wolna!
-To miałaś ten plan, czy teraz ci przyszedł do głowy? -uśmiechnął się Mirificus odrywając wzrok od starej owcy żującej siano w swoim boksie parę metrów obok nas. Jakoś nie przeszkadzała jej nasza obecność.
Westchnęłam.
-Oczywiście, że miałam plan. Wejść, wziąć co trzeba i wyjść. Reszta to tylko drobne szczegóły. -wilk na te słowa uśmiechnął się jeszcze szerzej. Nie przejmując się jego reakcją wbiłam wzrok w zwierzęta i uświadomiłam sobie, że jestem głodna. Tylko nie można ich ruszyć. Jeszcze hałasu by narobiły, a byłby to spory kłopot.
Tymczasem minęła kolejna godzina oczekiwania.
Niedługo wartownicy mieli się zmienić. Nadszedł TEN moment.
-Będzie dobrze, damy radę. -szepnął Mirificus.
Zmusiłam się do uśmiechu. Choć nie raz zdarzało mi się podczas wędrówki stawać w trudnych sytuacjach, nie przyzwyczaiłam się do tego i nadal czułam niepokój. Wzięłam parę głębokich oddechów, przymknęłam oczy i zebrałam myśli.
Po chwili nad małym placykiem zaczęły krążyć wyczarowane przeze mnie niewielkie światełka do złudzenia przypominające...
-Świetliki! -krzyknęło małe dziecko grzebiące jeszcze przed momentem w ziemi. Przerwało swoje jakże porywające zajęcie i teraz próbowało złapać światełka, podskakując i niszcząc obiekty swojej dotychczasowej uwagi - zamki z ziemi i kamyków, które były jego własnym dziełem.
Zgodnie z planem, do zabawy dołączyło parę innych dzieci. Beztrosko ganiały za wytworem czegoś, czego nawet nie były świadome.
Skierowałam drobiny prosto w oczy maluchów. Najpierw były tylko zdziwione, ale gdy oberwały jeszcze parę razy, zaczęły krzyczeć.
Strażnicy podbiegli do nich, jako że byli jedynymi starszymi osobami w pobliżu. Udało się!
Opuściliśmy prędko naszą tymczasową kryjówkę. Ostrożnie przemknęliśmy się okrężnymi, pustymi uliczkami aż pod mury biblioteki.
Zerknęłam na plac przed budynkiem. Po namyśle dołożyłam jeszcze parę świetlików, które rzuciły się na ludzi.
-Droga wolna. -szepnęłam i razem z Mirificusem wślizgnęłam się do środka.
Młody chłopak, którego nie interesowały świecące drobiny rozglądał się dookoła. Wstrzymał oddech, gdy ujrzał dwa wilki przemykające się do biblioteki zaledwie parę metrów przed nim. Uświadomił sobie o tym, że gapi się na nie już dłuższy czas gdy wpadła na niego dziewczyna. Zaraz po tym jak wygłosiła pod nosem co sądzi o jego inteligencji, również spojrzała na bibliotekę. Potem na świetliki. Natychmiast zaczęła panikować.
-Wilki! Magiczne wilki! -krzyczała. Chłopak spróbował ją uspokoić. Wiedział, co może się stać z tymi stworzeniami, jeśli strażnicy je złapią. Nie chciał, żeby spotkał je ten los.
-Cicho bądź! -szepnął jej do ucha.
-Cicho?! -oburzyła się- Naszym obowiązkiem jest poinformować odpowiednie osoby o ich istnieniu!
Zanim zdążył jeszcze coś dodać, awanturniczka uciekła, zwracając uwagę wszystkich ludzi po kolei. Wkrótce całe miasto dowiedziało się o intruzach. Łowcy otoczyli budynek.
Weszliśmy do środka biblioteki. ciepłe powietrze przesycone było zapachem drewna i papieru. Mój żywioł...
-Co teraz? -spytałam rozglądając się dookoła- Wyczuwasz tu ludzi?
-W środkowej części. Lewym korytarzem też dojdziemy.
Ruszyliśmy natychmiast. Zdałam się zupełnie na ostrzejsze niż moje zmysły Mirificusa.
Nie zawiodłam się.
Po chwili naszym oczom ukazała się ogromna sala, wysokie półki wypełnione niezliczonymi księgami sięgały sufitu. Gdyby nie okoliczności, w jakich się tu znaleźliśmy, mogłabym uznać, że jesteśmy w raju.
-Zaraz tam trafimy. -mruknął Mirificus- Już wiedzą, że jesteśmy w mieście. To tylko kwestia czasu, nim tu po nas przyjdą. Idź lepiej szukać tej przeklętej książki, a ja postoję na czatach.
Kiwnęłam głową i rozpoczęłam poszukiwania zastanawiając się, czy ja nieświadomie powiedziałam coś na głos, czy wilk potrafi czytać w myślach. Wolałam jednak tę pierwszą opcję. Nie wiedziałby wtedy o moim podenerwowaniu.
Wracając do akcji: Jak każda szanująca się biblioteka, ta również była uporządkowana. Bez większego problemu znalazłam sektor "R". Potem wypowiedziałam krótkie zaklęcie pozwalające mi odnaleźć tytuł: "Rzadkie rośliny, które często pomagają". Poczułam upływ mocy. Stosunkowo niewielki, ale jednak wyczuwalny. To nie była moja wrodzona zdolność, dlatego przy jej wykonywaniu musiałam zużywać znacznie więcej energii niż zwykle.
Parę metrów nade mną rozbłysnął delikatnym światłem grzbiet poszukiwanej księgi.
Za wysoko.
Wypatrzyłam wzrokiem donicę z drobną rośliną. Musiałam ją podsunąć bliżej, zanim użyłam kolejnych zaklęć. Tym razem moich własnych.
Uśmiechałam się patrząc, jak pod wpływem mojej mocy z ziemi wystrzeliły długie pnącza, które sięgały po przewodnik. Gliniane naczynie pękło pod naporem rozrastających się jednocześnie korzeni. W końcu gładkie końcówki pędu chwyciły księgę i opuściły ją do mojego poziomu. Chwyciłam ją w zęby i zawróciłam do Mirificusa. Nienaturalnie duża roślina usychała tymczasem, by w końcu zamienić się w zupełnie zwyczajny, rozdrobniony piasek.
Zadowolona z siebie biegłam z powrotem pod drzwi, kiedy kątem oka zauważyłam coś niesamowitego. Na drewnianej konstrukcji leżał przedmiot, o którym nawet nie śniłam. Rozszerzona wersja swojego rodzaju encyklopedii, w której znajdowały się odpowiedzi na wiele ważnych problemów. Między innymi, dlaczego ludzie tak nienawidzą magicznych wilków... Musiałam ją mieć.
Więc pod drzwiami znalazłam się taszcząc dwie księgi.
-Jesteś wreszcie! -powiedział Mirificus- Słuchaj, otoczyli już całą bibliotekę, mam nadzieję, że masz jakiś plan awaryjny, bo inaczej już po nas i... Co to właściwie jest?! -zdziwił się widząc mój drugi nabytek.
-Coś bardzo ważnego. -odpowiedziałam niezdolna już ukryć nerwów. Tkwiłam przez chwilę nieruchoma z szeroko otwartymi oczami. Zdałam sobie sprawę z beznadziejności naszej sytuacji i tego, że mamy tylko jeno wyjście. To zaklęcie, którego szczerze nienawidziłam.
-Dream! Oni tu idą! -krzyknął wilk z rozpaczą. Teraz i ja usłyszałam ludzie jak otwierają główne drzwi i jak dziesiątki ciężkich butów uderzają o podłogę.
Zdobyłam się na odwagę i wyszeptałam magiczne słowa.
-Tylko... Tylko się nie przeraź... Pamiętaj, że nie jesteśmy wilkami... -zdążyłam jeszcze powiedzieć zanim zemdlałam. Właściwie byłam pewna, że umrę. Zużyłam niemal całkowicie swoją energię. Ostatnim obrazem, jaki zapamiętałam była pochylająca się nade mną ludzka twarz.
<Mirificus? ^^ Wiem, długo to trwało, ale nie mogłam się do tego zabrać...>
środa, 9 października 2013
Od Mirificusa CD Dream
Nie wiedziałem, czego mam się spodziewać po niekończącej się wędrówce z samicą alfa jako towarzyszką, ale po pierwszych paru minutach przestałem się nad tym zastanawiać. Biegliśmy szybko, ale bez zbytniego zaharowywania się, dzięki czemu nie musieliśmy się zatrzymywać aż do zmierzchu. Po drodze udało nam się jeszcze upolować jelenia, który oddalił się od stada, dzięki czemu mogliśmy zostawić niesione mięso na czas, gdy trudniej nam będzie samodzielnie zdobywać pożywienie.
Na pierwszych ludzi natrafiliśmy już drugiego dnia, ale tym razem była to tylko samotna kobieta z popiskującym zawiniątkiem w ramionach. Domyślaliśmy się, że kryje się tam ludzki potomek, ale pewności nie mieliśmy przez te wszystkie kocyki i ubranka - na co ludziom tyle warstw....? Tak czy inaczej kobietę wyminęliśmy bez problemów i dalsza część dnia upłynęła na swobodnej rozmowie rozpraszającej nudę monotonnego biegu.
W pewien sposób było w tym coś niezwykłego. Było tak wiele rzeczy, których o niej nie wiedziałem i tak wiele tych, które sam ukrywałem przed światem, ale gdy kolejne tajemnice wypływały na powierzchnię w toku naszej rozmowy, żadne z nas nie czuło się skrępowane. Dobrze czuliśmy się w swoim towarzystwie i nawet gdy nie zauważyłem, gdy zapadł zmrok.
Trzeci dzień naszej podróży okazał się być najtrudniejszy. Weszliśmy na tereny ludzi i choć byliśmy już blisko miasta, w którym według map znajdowała się biblioteka, poruszaliśmy się dużo wolniej, ostrożnie przemykając się między kamiennymi budynkami i kryjąc się za każdym razem, gdy obok przechodził człowiek. Właściwie nie wiem, jakim cudem udało nam się dotrzeć na miejsce, ale faktem jest, że późnym wieczorem naszym oczom ukazał się zarys budynku, którego szukaliśmy.
- To jest ta biblioteka? - spytałem szeptem, rzucając Dream zaniepokojone spojrzenie - Pełno tutaj ludzi, nie przemkniemy się tak łatwo.
- Już niedługo. - odpowiedziała wilczyca - Popatrz na niebo, zrobiło się już późno. Ci wszyscy ludzie niedługo znikną w swoich domach.
- W takim razie jaki jest plan?
< no właśnie, Dream, jaki jest plan? >
Na pierwszych ludzi natrafiliśmy już drugiego dnia, ale tym razem była to tylko samotna kobieta z popiskującym zawiniątkiem w ramionach. Domyślaliśmy się, że kryje się tam ludzki potomek, ale pewności nie mieliśmy przez te wszystkie kocyki i ubranka - na co ludziom tyle warstw....? Tak czy inaczej kobietę wyminęliśmy bez problemów i dalsza część dnia upłynęła na swobodnej rozmowie rozpraszającej nudę monotonnego biegu.
W pewien sposób było w tym coś niezwykłego. Było tak wiele rzeczy, których o niej nie wiedziałem i tak wiele tych, które sam ukrywałem przed światem, ale gdy kolejne tajemnice wypływały na powierzchnię w toku naszej rozmowy, żadne z nas nie czuło się skrępowane. Dobrze czuliśmy się w swoim towarzystwie i nawet gdy nie zauważyłem, gdy zapadł zmrok.
Trzeci dzień naszej podróży okazał się być najtrudniejszy. Weszliśmy na tereny ludzi i choć byliśmy już blisko miasta, w którym według map znajdowała się biblioteka, poruszaliśmy się dużo wolniej, ostrożnie przemykając się między kamiennymi budynkami i kryjąc się za każdym razem, gdy obok przechodził człowiek. Właściwie nie wiem, jakim cudem udało nam się dotrzeć na miejsce, ale faktem jest, że późnym wieczorem naszym oczom ukazał się zarys budynku, którego szukaliśmy.
- To jest ta biblioteka? - spytałem szeptem, rzucając Dream zaniepokojone spojrzenie - Pełno tutaj ludzi, nie przemkniemy się tak łatwo.
- Już niedługo. - odpowiedziała wilczyca - Popatrz na niebo, zrobiło się już późno. Ci wszyscy ludzie niedługo znikną w swoich domach.
- W takim razie jaki jest plan?
< no właśnie, Dream, jaki jest plan? >
niedziela, 22 września 2013
Od Dream CD Mirificusa
Popędziłam do biblioteki i spakowałam do torby parę map i książek, w tym jedną, której zawartość jest dla mnie wciąż zadziwiająca. Znalazłam ją parę dni temu podczas porządków. Mam nadzieję, że nie będziemy zmuszeni do użycia zapisanego tam zaklęcia...
Przerzuciłam torbę przez grzbiet i wymknęłam się z jaskini do chatki Taigi.
Wpadłam do środka akurat gdy szamanka piła herbatę. Upuściła filiżankę, która rozbiła się z trzaskiem o podłogę.
Taiga spojrzała na mnie wzrokiem mordercy.
-Przepraszam! -odpowiedziałam szybko zakłopotana.
Wilczyca mruknęła cos pod nosem i zaczęła sprzątać.
-Chciałaś czegoś, tak? -spytała po chwili nieco głośniej.
-No.. tak Mam tu mapę -rozłożyłam pergamin na pustym stole- Powiedz mi proszę, gdzie znajduje się ta wielka biblioteka, gdzie znajdę specjalną książkę z opisami ziół.
Taiga uśmiechnęła się.
-Tak myślałam, że będziesz chciała to zrobić. To tutaj -wskazała łapą narysowane na mapie miasto- To AvLee, największy zamek w pobliżu, jakieś 100 mil drogi stąd -przesunęła łapę nad lasy Chetwood- Musicie iść przez pustkowia...
-Zaraz zaraz, skąd wiesz, że nie idę sama? -zdziwiłam się.
-A ten wilk, który stoi przed wejściem to nie twój towarzysz? Wygląda jakby się gdzieś wybierał. I swoją drogą... Ja go dobrze znam -zmarszczyła brwi.
Obróciłam się i wyjrzałam przez okno na polanę, gdzie stał już Mirificus. Czyli czas wyruszać...
-Więc jak już mówiłam musicie iść przez pustkowia, kierując się na północny-wschód. Masz, to wam się przyda -szamanka wcisnęła mi kolejną torbę- Woda i mięso. Zabezpieczone przed zepsuciem. Możecie mieć problemy ze znalezieniem zwierzyny po drodze.
-Dziękuję... -uśmiechnęłam się- Ale dlaczego...
-Chcę mieć tę książkę -rzuciła- A wy mi ją macie przynieść. ŻYWI! -zrobiła wielkie oczy i wypchnęła mnie za drzwi- Powodzenia! -krzyknęła, gdy ja i Mirificus znikaliśmy w lesie.
Nie mogłam pozbyć się lekkiego zdenerwowania, gdy przekraczaliśmy tereny watahy. Oby wszystko poszło dobrze...
<Mirificusie?>
Przerzuciłam torbę przez grzbiet i wymknęłam się z jaskini do chatki Taigi.
Wpadłam do środka akurat gdy szamanka piła herbatę. Upuściła filiżankę, która rozbiła się z trzaskiem o podłogę.
Taiga spojrzała na mnie wzrokiem mordercy.
-Przepraszam! -odpowiedziałam szybko zakłopotana.
Wilczyca mruknęła cos pod nosem i zaczęła sprzątać.
-Chciałaś czegoś, tak? -spytała po chwili nieco głośniej.
-No.. tak Mam tu mapę -rozłożyłam pergamin na pustym stole- Powiedz mi proszę, gdzie znajduje się ta wielka biblioteka, gdzie znajdę specjalną książkę z opisami ziół.
Taiga uśmiechnęła się.
-Tak myślałam, że będziesz chciała to zrobić. To tutaj -wskazała łapą narysowane na mapie miasto- To AvLee, największy zamek w pobliżu, jakieś 100 mil drogi stąd -przesunęła łapę nad lasy Chetwood- Musicie iść przez pustkowia...
-Zaraz zaraz, skąd wiesz, że nie idę sama? -zdziwiłam się.
-A ten wilk, który stoi przed wejściem to nie twój towarzysz? Wygląda jakby się gdzieś wybierał. I swoją drogą... Ja go dobrze znam -zmarszczyła brwi.
Obróciłam się i wyjrzałam przez okno na polanę, gdzie stał już Mirificus. Czyli czas wyruszać...
-Więc jak już mówiłam musicie iść przez pustkowia, kierując się na północny-wschód. Masz, to wam się przyda -szamanka wcisnęła mi kolejną torbę- Woda i mięso. Zabezpieczone przed zepsuciem. Możecie mieć problemy ze znalezieniem zwierzyny po drodze.
-Dziękuję... -uśmiechnęłam się- Ale dlaczego...
-Chcę mieć tę książkę -rzuciła- A wy mi ją macie przynieść. ŻYWI! -zrobiła wielkie oczy i wypchnęła mnie za drzwi- Powodzenia! -krzyknęła, gdy ja i Mirificus znikaliśmy w lesie.
Nie mogłam pozbyć się lekkiego zdenerwowania, gdy przekraczaliśmy tereny watahy. Oby wszystko poszło dobrze...
<Mirificusie?>
niedziela, 15 września 2013
Od Animae CD Andrei
Obudziły mnie pierwsze promienie słońca. Wstałam cicho, starając się nie zbudzić innych wilków, po czym wyszłam na zewnątrz, ziewając lekko. Las wyglądał cudownie o tej porze dnia - krople rosy lśniły w promieniach słońca, kolorowe ptaki uwijały się wokół swoich gniazd, a błękitu nieba nie zaburzała nawet jedna chmurka.
Zrobiłam kilka kroków, rozciągając mięśnie i rozglądając się dookoła. Wydawało mi się, że wszystkie wilki jeszcze spały, ale nie miałam nic przeciwko samotnemu spacerowi.
Nie byłam jedyna. Między drzewami mignęła mi sylwetka wilczycy. Andrea? Tak, to była ona. Słabo ją znałam, właściwie ledwo dołączyła do watahy, ale wydawała się być miła, choć niewiele o sobie opowiadała.
Odwróciła się, słysząc moje kroki i zmarszczyła brwi.
- Jesteś Animae, prawda? - spytała, mierząc mnie czujnym spojrzeniem.
- Tak. Nie miałyśmy chyba jeszcze okazji porozmawiać. - odpowiedziałam, uśmiechając się do niej - Zresztą jestem w watasze niewiele dłużej niż ty.
- Naprawdę? Wydawało mi się, że wszyscy tutaj świetnie się znają...
- Zależy o kogo spytasz. Dość sporo czasu spędzam z Mirificusem, Sanguisem i Dream, kilka razy gadałam z Pumpkin i Novą, raz nawet z Akaymonem, ale poza tym słabo znam członków watahy. Nikt z nas się tu nie urodził, wszyscy zostali przygarnięci przez Dream, gdy tego potrzebowali, ale wciąż muszą borykać się ze swoją przeszłością.
- Więc jak długo istnieje wataha? - spytała wilczyca ze zdumieniem.
- Stosunkowo krótko. Właściwie nie jestem pewna, musiałabyś zapytać Sanguisa, bo on i Mirificus byli pierwszymi wilkami watahy Firefly. Poza Dream, oczywiście. Ja dość długo błąkałam się samotnie, zanim odnalazła mnie alfa, ale mam wrażenie, jakbym mieszkała tu od zawsze.
- Też uwielbiam tą okolicę. - odpowiedziała Andrea cicho - Jest tak... spokojnie.
- Gdzie mieszkałaś, zanim tu trafiłaś? - spytałam ciekawie - Oczywiście, jeśli chcesz się podzielić tą tajemnicą.
< Andrea?>
Zrobiłam kilka kroków, rozciągając mięśnie i rozglądając się dookoła. Wydawało mi się, że wszystkie wilki jeszcze spały, ale nie miałam nic przeciwko samotnemu spacerowi.
Nie byłam jedyna. Między drzewami mignęła mi sylwetka wilczycy. Andrea? Tak, to była ona. Słabo ją znałam, właściwie ledwo dołączyła do watahy, ale wydawała się być miła, choć niewiele o sobie opowiadała.
Odwróciła się, słysząc moje kroki i zmarszczyła brwi.
- Jesteś Animae, prawda? - spytała, mierząc mnie czujnym spojrzeniem.
- Tak. Nie miałyśmy chyba jeszcze okazji porozmawiać. - odpowiedziałam, uśmiechając się do niej - Zresztą jestem w watasze niewiele dłużej niż ty.
- Naprawdę? Wydawało mi się, że wszyscy tutaj świetnie się znają...
- Zależy o kogo spytasz. Dość sporo czasu spędzam z Mirificusem, Sanguisem i Dream, kilka razy gadałam z Pumpkin i Novą, raz nawet z Akaymonem, ale poza tym słabo znam członków watahy. Nikt z nas się tu nie urodził, wszyscy zostali przygarnięci przez Dream, gdy tego potrzebowali, ale wciąż muszą borykać się ze swoją przeszłością.
- Więc jak długo istnieje wataha? - spytała wilczyca ze zdumieniem.
- Stosunkowo krótko. Właściwie nie jestem pewna, musiałabyś zapytać Sanguisa, bo on i Mirificus byli pierwszymi wilkami watahy Firefly. Poza Dream, oczywiście. Ja dość długo błąkałam się samotnie, zanim odnalazła mnie alfa, ale mam wrażenie, jakbym mieszkała tu od zawsze.
- Też uwielbiam tą okolicę. - odpowiedziała Andrea cicho - Jest tak... spokojnie.
- Gdzie mieszkałaś, zanim tu trafiłaś? - spytałam ciekawie - Oczywiście, jeśli chcesz się podzielić tą tajemnicą.
< Andrea?>
Od Mirificusa CD Dream
Powstrzymanie śmiechu na widok szczerego zdumienia na pysku Sanguisa wymagało niezłej samokontroli, ale wilk szybko się opanował i kiwnął głową z powagą. Dream miała rację, doskonale nadawał się na jej zastępcę, ale sądzę, że dla kogoś o tak okrutnej przeszłości ten chwilowy awans musiał być sporym szokiem. Nie zdążyłem jednak spytać się go, co o tym myśli - kilka minut później biegliśmy już z Dream leśnymi ścieżkami.
- Jaki mamy plan? - spytałem.
- Im szybciej ruszymy, tym szybciej wrócimy. - Dream westchnęła cicho - Nie powinnam zostawiać watahy samej sobie...
- Sanguis da sobie radę.
- Wiem...
- Więc czym się martwisz? - uśmiechnąłem się zawadiacko - Nie wmówisz mi, że perspektywa wyrwania się z codzienności ani trochę cię nie ekscytuje.
Dream wyszczerzyła zęby w uśmiechu, przyspieszając lekko.
- Spotkajmy się za godzinę pod chatką szamanki, muszę załatwić ostatnie sprawy przed wyprawą.
Kiwnąłem głową. Skierowaliśmy się w kierunku góry Sāmon, biegnąc coraz szybciej. Wydaje mi się, że obojgu nam spieszyło się do wyruszenia bardziej, niż byliśmy skłonni się do tego przyznać.
- Jaki mamy plan? - spytałem.
- Im szybciej ruszymy, tym szybciej wrócimy. - Dream westchnęła cicho - Nie powinnam zostawiać watahy samej sobie...
- Sanguis da sobie radę.
- Wiem...
- Więc czym się martwisz? - uśmiechnąłem się zawadiacko - Nie wmówisz mi, że perspektywa wyrwania się z codzienności ani trochę cię nie ekscytuje.
Dream wyszczerzyła zęby w uśmiechu, przyspieszając lekko.
- Spotkajmy się za godzinę pod chatką szamanki, muszę załatwić ostatnie sprawy przed wyprawą.
Kiwnąłem głową. Skierowaliśmy się w kierunku góry Sāmon, biegnąc coraz szybciej. Wydaje mi się, że obojgu nam spieszyło się do wyruszenia bardziej, niż byliśmy skłonni się do tego przyznać.
sobota, 14 września 2013
Od Andrei
Chodziłam cicho, po terenie watahy... Jak zawsze sama, to jedyne, co kochałam... Tę ciszę, spokój, chwile kiedy byłam sam na sam ze sobą i mogłam sobie wszystko przemyśleć. W pewnym momencie usłyszałam jakieś kroki...
(Kto dokończy?)
(Kto dokończy?)
czwartek, 5 września 2013
Ogłoszenia
- Mamy nowy sojusz z Watahą Axis Mundi !
- Maksymalny czas na pisanie opowiadania został zmieniony z 1/ 2 tygodnie na 1/miesiąc.
czwartek, 29 sierpnia 2013
Od Dream CD Mirificusa
-O proszę, właśnie was szukałam.
Mirificusie, najlepiej gdybyśmy wyruszyli jutro - powiedziałam
uprzedzając pytanie wilka- Nie ma co zwlekać, z resztą dłuższe
przygotowania mogłyby wzbudzić zainteresowanie innych wilków. A mamy iść sami. Dla ciebie
Sanguisie mam inne zadanie. Mógłbyś mnie zastąpić, jako alfę, na czas
nieobecności. To co?
Uśmiechnęłam się czekając na odpowiedź.
<Na nic więcej mnie chwilowo nie stać =__= Odpowiadajcie :) >
Uśmiechnęłam się czekając na odpowiedź.
<Na nic więcej mnie chwilowo nie stać =__= Odpowiadajcie :) >
wtorek, 27 sierpnia 2013
Od Callie
"Callie to uzdolniona wilczyca, trzeba Ją
tylko poprowadzić w dobry kierunku i zrozumie swój cel! - to były
ostatnie zdania mojego ojca przed śmiercią.
Cóż... z tym "brakiem" rodziny.. to nie do końca prawda. Ostatecznie.... to:
~ ojciec Farell - martwy
~ matka Mia - martwa
~ siostra Pumpkin - żyje, lecz po tym kiedy przekazałam Jej informacje w postaci orła śnieżnego.... postanowiła odbyć podróż do Podziemi... Tam gdzie może ktoś żywy dotarł - ale na pewno już nie wrócił.
~ Wolfie - młodszy brat - martwy ( ale to właśnie po Niego, tatę i mamę wyrusza Pumpkin)
Kiedy siostra pognała w kierunku tylko Jej znanym pobiegłam do alfy, o imieniu Dream - jak mi wytłumaczyła pięć sekund temu Pumpkin... Ruszyłam do jej jaskini i nagle zderzyłam się z ...?
- Ee... Przepraszam -mruknęłam.
- Kim jesteś ? - zapytała rudawa wilczyca.
- No ... Callie. Siostra Pumpkin. A .. Ty ?
- Dream, samica lafa. CO Cię tu sprowadza i gdzie jest Pumpkin ?
Spojrzałam w jej oczy... Musiałam powiedzieć.
- Wyruszyła do Podziemi, by ratować rodzinę... - i opowiedziałam Jej wszystko co wiedziałam, co się stało.
- Rozumiem.... Ty ??.. Dołączysz do Naszej watahy ?
- Hmm... No... nie wiem...
- Zapraszam. Poznasz resztę....myślę że przypadną Ci do gustu.
- Zobaczymy - uśmiechnęłam się i ruszyłam za Nią.
Prowadząc mnie dróżką spotkałyśmy parę wilków i Dream zapoznała mnie z Nimi.
Poznałam Mirificusa < miły > Sanguisa < raczej ...cichy> i Larien < na prawdę miła wilczyca> ... jest tutaj na prawdę fajnie, nie co u mnie z bratem, a potem już bez Niego... Tu jest głośno i wesoło, a u mnie ponuro i szaro.
Ktoś dokończy ?
Cóż... z tym "brakiem" rodziny.. to nie do końca prawda. Ostatecznie.... to:
~ ojciec Farell - martwy
~ matka Mia - martwa
~ siostra Pumpkin - żyje, lecz po tym kiedy przekazałam Jej informacje w postaci orła śnieżnego.... postanowiła odbyć podróż do Podziemi... Tam gdzie może ktoś żywy dotarł - ale na pewno już nie wrócił.
~ Wolfie - młodszy brat - martwy ( ale to właśnie po Niego, tatę i mamę wyrusza Pumpkin)
Kiedy siostra pognała w kierunku tylko Jej znanym pobiegłam do alfy, o imieniu Dream - jak mi wytłumaczyła pięć sekund temu Pumpkin... Ruszyłam do jej jaskini i nagle zderzyłam się z ...?
- Ee... Przepraszam -mruknęłam.
- Kim jesteś ? - zapytała rudawa wilczyca.
- No ... Callie. Siostra Pumpkin. A .. Ty ?
- Dream, samica lafa. CO Cię tu sprowadza i gdzie jest Pumpkin ?
Spojrzałam w jej oczy... Musiałam powiedzieć.
- Wyruszyła do Podziemi, by ratować rodzinę... - i opowiedziałam Jej wszystko co wiedziałam, co się stało.
- Rozumiem.... Ty ??.. Dołączysz do Naszej watahy ?
- Hmm... No... nie wiem...
- Zapraszam. Poznasz resztę....myślę że przypadną Ci do gustu.
- Zobaczymy - uśmiechnęłam się i ruszyłam za Nią.
Prowadząc mnie dróżką spotkałyśmy parę wilków i Dream zapoznała mnie z Nimi.
Poznałam Mirificusa < miły > Sanguisa < raczej ...cichy> i Larien < na prawdę miła wilczyca> ... jest tutaj na prawdę fajnie, nie co u mnie z bratem, a potem już bez Niego... Tu jest głośno i wesoło, a u mnie ponuro i szaro.
Ktoś dokończy ?
poniedziałek, 26 sierpnia 2013
Od Serenity
Chciałabym teraz opowiedzieć wam o pewnej historii. O tym tym
co działo się kiedyś, przed moimi narodzinami. Pamiętam dosyć sporą
część tej baśni, ale nie jestem w stanie przypomnieć sobie samego końca !
Ech…nie ważne. Zacznijmy lepiej od początku…
Wiele lat temu moja matka będąc jeszcze ze mną w ciąży wybrała się na spacer po lesie w nadziei spotkania mojego ojca, którego nie było wtedy w domu już od paru tygodni. Takie spacery robiła codziennie rano i wieczorem. Akurat ta historia zaczyna się z samego rana. Więc moja matka szła i szła i szła, a nadzieja ją opuszczała coraz bardziej, a myśl, że już nigdy nie zobaczy mojego ojca powodowała u niej wielki smutek. Jednak tego ranka wszystko miało się zmienić. Idąc wydeptaną przez siebie ścieżką moja mama ujrzała małe rozwidlenie, którego nigdy wcześniej tutaj nie było. Ciekawe co się stanie jeśli pójdę inną droga niż zwykle? – pomyślała.
Skręciła więc i dalej szła przed siebie. Gdy dwie godziny wędrówki zaczęły dawać się mojej ciężarnej wtedy mamie we znaki dotarła do starego ceglanego budynku. Otoczony on był pięknymi kwiatami i drzewami owocowymi, a na placu przed nim bawiło się kilka szczeniąt. Zachwycona podbiegła do nich żeby się przywitać. Wilczki jednak zaczęły głośno wyć i w popłochu uciekać do wielkiego budynku.
To dziwne, zawsze myślałam, że małe wilczęta są bardzo kontaktowe – zamyśliła się moja matka i w tym zamyśleniu potknęła się o patyk i runęła jak długa w dół, po zboczach, które okalały całą ceglarkę. Spadała i spadała no i oczywiście nie wylądowała na czterech łapach tylko na grzbiecie. Kiedy wstała i otrzepała futro zaczął ją bardzo boleć brzuch.
-O mój Boże! Serenity tylko nie teraz ! – powiedziała na głos moja matka.
-Nic się pani nie stało? – spytał wilk, który nagle wyszedł zza krzaków znajdujących się przed moją matką.
- Ach, słucham? Nie, nic mi nie jest tylko boli mnie brzuch. – odparła.
- To nie dobrze, który dzień jeśli można spytać ? – ukłonił się grzecznie nieznajomy.
- Można, można. To już 63 dzień. – opowiedziała z uśmiechem moja matka.
- Rozumiem, że niedługo rozwiązanie. Zapraszam panią do mojej Szkoły. Tego budynku, który pani tutaj widzi. Zaopiekujemy się panią – rzekł nowy znajomy mojej matki i trącił ją nosem aby podążyła za nim.
Podeszli razem do wielkiej drewnianej bramy, a pan od Szkoły głośno zawył i brama się otworzyła. Weszli do środka. Z tego co opowiadała mi moja babcia każde pomieszczenie było urządzone bardzo bogato i z przepychem godnym króla. Przeszli dalej do wilczego szpitala, a tam trzy położne zaopiekowały się moją matką należycie: nakarmiły ją, umyły, napoiły i dały coś do czytania. Książkę o Czarach. Więc leżała sobie i czytała, a codziennie przychodziły do niej położne z jedzeniem piciem i nową pościelą. Tak działo się do dnia, w którym ja, Serenity, miałam przyjść na świat. Był to 66 dzień ciąży mojej mamy i nikogo nie dziwiło, że nadszedł już czas na poród. Został on sprawnie odebrany, a potem ja i moja matka spędziłyśmy rok w tym cudownym wtedy miejscu.
Pewnego dnia podczas naszych codzienny zajęć do pomieszczenia na pranie wpadł oszalały dyrektor Szkoły ( to ten wilk który wcześniej przygarną moją matkę ) i krzyczał:
-Dlaczego mi nie powiedziałaś Artecjo, że twoja córka nie jest zwykłym szczeniakiem ?!
Idąc w stronę mojej matki potykał się z wściekłości o różne rzeczy na swojej drodze, a wtedy ponoć ja ukazałam swoją czarodziejską moc i zrobiłam wokół mnie i mojej matki Tarczę Ochronną. Najpotężniejsze zaklęcie jakie kiedykolwiek wykonał szczeniak. Dyrektor odbił się jak piłka od tarczy i uderzył z łoskotem o ścianę. Wtedy moja tarcza przestała działać. On wstał i głośno oznajmił:
-Artecjo to ja zabiłem twojego męża. -wychrypiał przez zaciśnięte z bólu po uderzeniu gardło – I zamierzam skończyć swoje dzieło. Serenity jest Córką Siódmej Wilczycy z Klanu Roxette i Siódmego Wilka z Klanu Kontenery, a więc jej moc może okazać się niebezpieczna nie tylko dla niej ale i dla wszystkich magicznych wilków!
Z tymi słowami rzucił się na mnie, ale moja matka była szybsza i dopadła go pierwsza. Zaczęła się pierwsza walka jaką kiedykolwiek widziałam. Zostałam zepchnięta w róg pokoju. Ostatecznie moja mamusia pokonała złego wilka, ale sama odniosła w tej walce takie rany, ze nie była w stanie się podnieść. Podbiegłam do niej, mijając martwe ciało dyrektora całe zbroczone krwią.
-MAMO! Wstawaj musimy uciekać! – krzyczałam, ale moja matka tylko przywołała mnie i na ostatnim oddechu wychrypiała:
- Serenity, kochanie, twoje imię oznacza w naszym języku Spokój więc zaprowadź pokój w tej krainie i zawsze pamiętaj o mnie i o swoim ojcu, a kiedy nadejdzie właściwy moment pomożemy ci.
Po tych słowach odeszła. Moja ukochana mama odeszła na zawsze. Zostałam uwięziona w Magicznej Szkole na następny rok, z którego pamiętam tylko 2 ostatnie miesiące. Kiedy udało już mi się uciec dopadli mnie ludzie i to właśnie im uciekłam zaraz przed dołączeniem do Watahy.
Mam nadzieję, że odnajdę kiedyś tę Szkołę i pomszczę śmierć moich rodziców, a na razie muszę porozmawiać z Dream. Może ona mi jakoś pomoże...
Wiele lat temu moja matka będąc jeszcze ze mną w ciąży wybrała się na spacer po lesie w nadziei spotkania mojego ojca, którego nie było wtedy w domu już od paru tygodni. Takie spacery robiła codziennie rano i wieczorem. Akurat ta historia zaczyna się z samego rana. Więc moja matka szła i szła i szła, a nadzieja ją opuszczała coraz bardziej, a myśl, że już nigdy nie zobaczy mojego ojca powodowała u niej wielki smutek. Jednak tego ranka wszystko miało się zmienić. Idąc wydeptaną przez siebie ścieżką moja mama ujrzała małe rozwidlenie, którego nigdy wcześniej tutaj nie było. Ciekawe co się stanie jeśli pójdę inną droga niż zwykle? – pomyślała.
Skręciła więc i dalej szła przed siebie. Gdy dwie godziny wędrówki zaczęły dawać się mojej ciężarnej wtedy mamie we znaki dotarła do starego ceglanego budynku. Otoczony on był pięknymi kwiatami i drzewami owocowymi, a na placu przed nim bawiło się kilka szczeniąt. Zachwycona podbiegła do nich żeby się przywitać. Wilczki jednak zaczęły głośno wyć i w popłochu uciekać do wielkiego budynku.
To dziwne, zawsze myślałam, że małe wilczęta są bardzo kontaktowe – zamyśliła się moja matka i w tym zamyśleniu potknęła się o patyk i runęła jak długa w dół, po zboczach, które okalały całą ceglarkę. Spadała i spadała no i oczywiście nie wylądowała na czterech łapach tylko na grzbiecie. Kiedy wstała i otrzepała futro zaczął ją bardzo boleć brzuch.
-O mój Boże! Serenity tylko nie teraz ! – powiedziała na głos moja matka.
-Nic się pani nie stało? – spytał wilk, który nagle wyszedł zza krzaków znajdujących się przed moją matką.
- Ach, słucham? Nie, nic mi nie jest tylko boli mnie brzuch. – odparła.
- To nie dobrze, który dzień jeśli można spytać ? – ukłonił się grzecznie nieznajomy.
- Można, można. To już 63 dzień. – opowiedziała z uśmiechem moja matka.
- Rozumiem, że niedługo rozwiązanie. Zapraszam panią do mojej Szkoły. Tego budynku, który pani tutaj widzi. Zaopiekujemy się panią – rzekł nowy znajomy mojej matki i trącił ją nosem aby podążyła za nim.
Podeszli razem do wielkiej drewnianej bramy, a pan od Szkoły głośno zawył i brama się otworzyła. Weszli do środka. Z tego co opowiadała mi moja babcia każde pomieszczenie było urządzone bardzo bogato i z przepychem godnym króla. Przeszli dalej do wilczego szpitala, a tam trzy położne zaopiekowały się moją matką należycie: nakarmiły ją, umyły, napoiły i dały coś do czytania. Książkę o Czarach. Więc leżała sobie i czytała, a codziennie przychodziły do niej położne z jedzeniem piciem i nową pościelą. Tak działo się do dnia, w którym ja, Serenity, miałam przyjść na świat. Był to 66 dzień ciąży mojej mamy i nikogo nie dziwiło, że nadszedł już czas na poród. Został on sprawnie odebrany, a potem ja i moja matka spędziłyśmy rok w tym cudownym wtedy miejscu.
Pewnego dnia podczas naszych codzienny zajęć do pomieszczenia na pranie wpadł oszalały dyrektor Szkoły ( to ten wilk który wcześniej przygarną moją matkę ) i krzyczał:
-Dlaczego mi nie powiedziałaś Artecjo, że twoja córka nie jest zwykłym szczeniakiem ?!
Idąc w stronę mojej matki potykał się z wściekłości o różne rzeczy na swojej drodze, a wtedy ponoć ja ukazałam swoją czarodziejską moc i zrobiłam wokół mnie i mojej matki Tarczę Ochronną. Najpotężniejsze zaklęcie jakie kiedykolwiek wykonał szczeniak. Dyrektor odbił się jak piłka od tarczy i uderzył z łoskotem o ścianę. Wtedy moja tarcza przestała działać. On wstał i głośno oznajmił:
-Artecjo to ja zabiłem twojego męża. -wychrypiał przez zaciśnięte z bólu po uderzeniu gardło – I zamierzam skończyć swoje dzieło. Serenity jest Córką Siódmej Wilczycy z Klanu Roxette i Siódmego Wilka z Klanu Kontenery, a więc jej moc może okazać się niebezpieczna nie tylko dla niej ale i dla wszystkich magicznych wilków!
Z tymi słowami rzucił się na mnie, ale moja matka była szybsza i dopadła go pierwsza. Zaczęła się pierwsza walka jaką kiedykolwiek widziałam. Zostałam zepchnięta w róg pokoju. Ostatecznie moja mamusia pokonała złego wilka, ale sama odniosła w tej walce takie rany, ze nie była w stanie się podnieść. Podbiegłam do niej, mijając martwe ciało dyrektora całe zbroczone krwią.
-MAMO! Wstawaj musimy uciekać! – krzyczałam, ale moja matka tylko przywołała mnie i na ostatnim oddechu wychrypiała:
- Serenity, kochanie, twoje imię oznacza w naszym języku Spokój więc zaprowadź pokój w tej krainie i zawsze pamiętaj o mnie i o swoim ojcu, a kiedy nadejdzie właściwy moment pomożemy ci.
Po tych słowach odeszła. Moja ukochana mama odeszła na zawsze. Zostałam uwięziona w Magicznej Szkole na następny rok, z którego pamiętam tylko 2 ostatnie miesiące. Kiedy udało już mi się uciec dopadli mnie ludzie i to właśnie im uciekłam zaraz przed dołączeniem do Watahy.
Mam nadzieję, że odnajdę kiedyś tę Szkołę i pomszczę śmierć moich rodziców, a na razie muszę porozmawiać z Dream. Może ona mi jakoś pomoże...
czwartek, 22 sierpnia 2013
Od Dream
Wczesnym rankiem odprowadziłam Ardię pod granicę naszych terenów.
-Na pewno chcesz odejść? - spytałam jeszcze z żalem w głosie.
Kiwnęła głową potwierdzając.
-W takim razie... Do widzenia -zdobyłam się na uśmiech, choć niełatwo mi to przyszło- Życzę szczęścia...
Wilczyca pożegnała się jeszcze raz po czym odeszła w swoją stronę.
-Pamiętaj, że zawsze możesz wrócić! -krzyknęłam, lecz nie wiem, czy nie było już za późno.
-Na pewno chcesz odejść? - spytałam jeszcze z żalem w głosie.
Kiwnęła głową potwierdzając.
-W takim razie... Do widzenia -zdobyłam się na uśmiech, choć niełatwo mi to przyszło- Życzę szczęścia...
Wilczyca pożegnała się jeszcze raz po czym odeszła w swoją stronę.
-Pamiętaj, że zawsze możesz wrócić! -krzyknęłam, lecz nie wiem, czy nie było już za późno.
niedziela, 11 sierpnia 2013
Od Animae CD Dream
Już? Tak szybko? Jeden dzień wystarczył,
żebym z zagubionej samotniczki, błąkającej się po lasach przez całe
swoje dotychczasowe życie, przeobraziła się w członkinię watahy?
Brzmiało dziwnie.
Jestem Animae, a to moja wataha.
Poznajcie Animae, członkinię naszej watahy.
Animae jest teraz częścią naszej watahy.
Nie potrafiłam się przyzwyczaić. Dream poznała mnie z kilkoma wilkami, które akurat kręciły się w pobliżu.. Mirificus zdawał się być przepełniony entuzjazmem niezależnie od tego, o co chodziło - czułam, że go polubię. Przedstawił mi Sanguisa, ale on, choć uprzejmy i niewiele starszy ode mnie, trochę mnie onieśmielał. Poznałam też Pumpkin, dość pewną swojego zdania, ale naprawdę sympatyczną wilczycę, wilka zwanego Akaymon, który urodą prawie dorównywał Sanguisowi, ale nie wydawał się być zbyt towarzyski i wreszcie Novę, która zaskoczyła mnie swoją spostrzegawczością. Mogłabym spędzić resztę wieczności, spacerując po terenach watahy i chłonąc unoszącą się w powietrzu atmosferę, obserwując żyjące obok siebie wilki i zatapiając się w marzeniach. Mogłabym zostać tu na zawsze - żyć w otoczeniu przyjaznych mi wilków, oduczyć się wzdragania się na dźwięk obcych kroków i zacząć robić coś innego niż tylko starać się przetrwać. Mogłabym przestać uciekać.
To był dobry plan. Kilka dni zajęło mi przyzwyczajenie się do faktu, że wokół mnie są inne wilki. Dream okazała się istnym aniołem - oprowadziła mnie po całym terenie, wprowadzając w historię lasu, watahy i jej poszczególnych członków, zwracając uwagę na specyfikę życia w społeczności i szczegóły, jakie bez jej pomocy by mi umykały. Z Mirificusem też dogadywałam się całkiem nieźle. To on pokazał mi bibliotekę, dość dobrze wyposażoną i przede wszystkim spokojną, w której uwielbiałam spędzać chłodne wieczory, zatapiając się w książkach i tak dobrze znajomej mi samotności.
Nie sądziłam, że kiedykolwiek będę mogła żyć w ten sposób, ale najważniejsze jest, że dołączenie do watahy Firefly nie było końcem mojej przygody.
To był dopiero początek.
Jestem Animae, a to moja wataha.
Poznajcie Animae, członkinię naszej watahy.
Animae jest teraz częścią naszej watahy.
Nie potrafiłam się przyzwyczaić. Dream poznała mnie z kilkoma wilkami, które akurat kręciły się w pobliżu.. Mirificus zdawał się być przepełniony entuzjazmem niezależnie od tego, o co chodziło - czułam, że go polubię. Przedstawił mi Sanguisa, ale on, choć uprzejmy i niewiele starszy ode mnie, trochę mnie onieśmielał. Poznałam też Pumpkin, dość pewną swojego zdania, ale naprawdę sympatyczną wilczycę, wilka zwanego Akaymon, który urodą prawie dorównywał Sanguisowi, ale nie wydawał się być zbyt towarzyski i wreszcie Novę, która zaskoczyła mnie swoją spostrzegawczością. Mogłabym spędzić resztę wieczności, spacerując po terenach watahy i chłonąc unoszącą się w powietrzu atmosferę, obserwując żyjące obok siebie wilki i zatapiając się w marzeniach. Mogłabym zostać tu na zawsze - żyć w otoczeniu przyjaznych mi wilków, oduczyć się wzdragania się na dźwięk obcych kroków i zacząć robić coś innego niż tylko starać się przetrwać. Mogłabym przestać uciekać.
To był dobry plan. Kilka dni zajęło mi przyzwyczajenie się do faktu, że wokół mnie są inne wilki. Dream okazała się istnym aniołem - oprowadziła mnie po całym terenie, wprowadzając w historię lasu, watahy i jej poszczególnych członków, zwracając uwagę na specyfikę życia w społeczności i szczegóły, jakie bez jej pomocy by mi umykały. Z Mirificusem też dogadywałam się całkiem nieźle. To on pokazał mi bibliotekę, dość dobrze wyposażoną i przede wszystkim spokojną, w której uwielbiałam spędzać chłodne wieczory, zatapiając się w książkach i tak dobrze znajomej mi samotności.
Nie sądziłam, że kiedykolwiek będę mogła żyć w ten sposób, ale najważniejsze jest, że dołączenie do watahy Firefly nie było końcem mojej przygody.
To był dopiero początek.
piątek, 9 sierpnia 2013
Od White Arrow
Tego ranka obudziłam się bardzo wcześnie. Zwykle budzę się przy
wschodzie słońca ale tym razem nie mogłam spać. Upewniłam się, że
wszyscy śpią i pobiegłam do lasu. Uwielbiałam ten las. Ogromny zielony
często przychodziłam tu gdy trenować wyczarowywanie i strzelanie
ognistymi strzałami. Uwielbiam to. Dobiegłam do wielkiego wzgórza do
którego często przychodziłam. Usiadłam i patrzyłam się w oddal. Jakby
zaraz coś miało się tam pojawić. Ale nic nie zobaczyłam. Było jeszcze
ciemno ale księżyca nie było widać. Nagle coś zaszeleściło w krzakach.
Odwróciłam się gotowa zaatakować i wtedy go zobaczyłam. Piękny czarny
wilk o jasno niebieskich oczach. Podszedł i usiadł obok mnie.
- Nazywam się Devil's Tounge a Ty? - zapytał.
- White Arrow. - odpowiedziałam nadal wpatrując się w niebo lecz kantem oka spojrzałam na niego.
- Nigdy Cię tutaj nie widziałem.
- Ja ciebie też.
Nadal siedziałam wgapiona w niebo a jemu chyba się to znudziło. Zaczął mnie okrążać jakby przyglądał się jakiemuś nowemu okazowi wilka.
- Co? - zapytałam gdy po raz 4 mnie okrążył.
Stanął i patrzył się na mnie jakby to co powiedziałam go uraziło. Stał tak przez dłuższą chwilę po czym położył się obok mnie nic nie mówiąc.
Po krótkiej chwili ja również się położyłam. On ciągle się we mnie wpatrywał.
- Jesteś piękna. - rzekł kładąc swoją łapę na mojej
Co on powiedział? Że jestem piękna? Poczułam miłe ukłucie w sercu.
Odwróciłam głowę w drugą stronę. Minęła ledwie chwila a ja odwróciłam się do niego i powiedziałam
- Słuchaj schlebia mi to, że według Ciebie jestem piękna ale ja nie mam zbytnio zaufania do nieznajomych. Przepraszam ale prawie w ogóle Cię nie znam i nie wiem co mam o Tobie myśleć. Czy jesteś miłym i porządnym wilkiem a może czyimś szpiegiem? Przepraszam muszę już iść już zaraz świt.
Wstałam i pobiegłam. Gdy byłam już w środku lasu usiadłam i poczułam jak łzy spływają mi po futrze. Nie Arrow nie rozklejaj się. Jesteś silna. Powtarzając sobie to w duchu pobiegłam do stada. Zaledwie zdążyłam dobiec i nie które wilki już się budziły. Wódz który zwykle budził się pierwszy dalej spał. Wszyscy już się obudzili a on dalej leżał. Zaczęłam się niepokoić więc podeszłam do niego.
- Wodzu. - szepnęłam niepewnie - Wodzu.? Wodzu Black Paw.
Nie odpowiadał. Szturchnęłam go łapą, nic zero reakcji. Zaczęłam się już domyślać co się stało. Ale nie on nie może. To przecież wódz. Nie. Odwróciłam go łapą. To była prawda... To czego się domyślałam stało się. Krzyknęłam i zaraz wszyscy się zlecieli. Nikt nie mógł uwierzyć, że wódz nie żyje.. Leżał na plecach z zamkniętymi oczami i otwartym pyskiem. Cofnęłam się... Łzy zaczęły znowu spływać mi po futrze... On odszedł. Wódz... Mój "ojciec"... Wtedy przyszedł on... Szedł prosto z ogonem do góry. Wyglądało jakby się cieszył z tego...
- Ojej co za straszna tragedia nas dotknęła. - powiedział kładąc łapę na serce. - Co za pech. Ktoś chyba musi zastąpić naszego drogiego wodza. Może ja?
Wszystkie wilki pokiwały głowami. Był strasznie kiepskim aktorem. Domyśliłam o co chodzi. Mój "mistrz" zabił wodza. Otruł go czymś. A ja mu ufałam.
- To Ty! - krzyknęłam - To Ty go zabiłeś!
- Że co?! - zapytał - Ja miałbym zabić wodza?! Niedorzeczność. A może to Ty go zabiłaś i próbujesz to zrzucić na mnie?! Wiesz obudziłem się dzisiaj przed świtem a ciebie nie było. Poszłaś pewnie po jakąś broń żeby go zabić prawda?
- Że co ja?! Ja miałabym zabić naszego wodza?! Przecież on był dla mnie jak ojciec! Ty go zabiłeś podałeś mu truciznę. Zgaduję, że Tojad żółty. Szybka reakcja. Jak mogłeś to zrobić?!
- Więc to Ty?! Skąd wiesz, że podano mu Tojad żółty? Bo sama mu go podałaś. Sprytnie. Chciałaś pewnie przejąć władzę co?
- Nie! Jesteś kłamcą! A ja gdy tylko się obudziłam pobiegłam do lasu.
- A czy ktoś może to potwierdzić?! No chyba nie.
Miał rację. Jedyna osoba która mnie tam widziała to Devil's Tounge. Wyjątkowo przystojny wilk. Ale jego Tu nie ma. Na pewno jest w swoim stadzie.
- Ja mogę. - odezwał się nagle głos z strony lasu. Wszyscy natychmiast odwrócili głowy. To był on. Bo kto by inny. Wszędzie poznam te jasno niebieskie oczy.
- Przepraszam kim Ty jesteś? - zapytał jeden wilk\
- Devil's Tounge. - odpowiedział - I mogę potwierdzić, że White Arrow była ze mną w lesie.
Oj jaka byłam mu wdzięczna. Miałam ochotę go wyściskać.
- A więc to tak... - powiedział mistrz - Nie dość, że zatrułaś wodza to jeszcze bratasz się z wrogiem? Chyba zasługujesz na karę śmierci. Ty i ten Twój diabelny koleżka.
- Uciekaj! - zawołałam do Devila
Razem pobiegliśmy przez las. Po pewnym czasie zatrzymaliśmy się.
- Dziękuję Ci. - powiedziałam podchodząc do niego
- Ale przeze mnie musiałaś opuścić stado. Mogłem nie przychodzić. - powiedział i spuścił ponuro głowę.
- Gdybyś nie przyszedł już dawno bym nie żyła. Mimo, że umiem wyczarować ogniste strzały i mam gryzę jadem to i tak nic by nie dało w walce z nimi. Oni też mają moce i jest ich o wiele więcej.
Patrzyliśmy sobie w oczy. Ma tak piękne oczy. Przytuliłam go i razem poszliśmy szukać nowego stada.
KONIEC.
- Nazywam się Devil's Tounge a Ty? - zapytał.
- White Arrow. - odpowiedziałam nadal wpatrując się w niebo lecz kantem oka spojrzałam na niego.
- Nigdy Cię tutaj nie widziałem.
- Ja ciebie też.
Nadal siedziałam wgapiona w niebo a jemu chyba się to znudziło. Zaczął mnie okrążać jakby przyglądał się jakiemuś nowemu okazowi wilka.
- Co? - zapytałam gdy po raz 4 mnie okrążył.
Stanął i patrzył się na mnie jakby to co powiedziałam go uraziło. Stał tak przez dłuższą chwilę po czym położył się obok mnie nic nie mówiąc.
Po krótkiej chwili ja również się położyłam. On ciągle się we mnie wpatrywał.
- Jesteś piękna. - rzekł kładąc swoją łapę na mojej
Co on powiedział? Że jestem piękna? Poczułam miłe ukłucie w sercu.
Odwróciłam głowę w drugą stronę. Minęła ledwie chwila a ja odwróciłam się do niego i powiedziałam
- Słuchaj schlebia mi to, że według Ciebie jestem piękna ale ja nie mam zbytnio zaufania do nieznajomych. Przepraszam ale prawie w ogóle Cię nie znam i nie wiem co mam o Tobie myśleć. Czy jesteś miłym i porządnym wilkiem a może czyimś szpiegiem? Przepraszam muszę już iść już zaraz świt.
Wstałam i pobiegłam. Gdy byłam już w środku lasu usiadłam i poczułam jak łzy spływają mi po futrze. Nie Arrow nie rozklejaj się. Jesteś silna. Powtarzając sobie to w duchu pobiegłam do stada. Zaledwie zdążyłam dobiec i nie które wilki już się budziły. Wódz który zwykle budził się pierwszy dalej spał. Wszyscy już się obudzili a on dalej leżał. Zaczęłam się niepokoić więc podeszłam do niego.
- Wodzu. - szepnęłam niepewnie - Wodzu.? Wodzu Black Paw.
Nie odpowiadał. Szturchnęłam go łapą, nic zero reakcji. Zaczęłam się już domyślać co się stało. Ale nie on nie może. To przecież wódz. Nie. Odwróciłam go łapą. To była prawda... To czego się domyślałam stało się. Krzyknęłam i zaraz wszyscy się zlecieli. Nikt nie mógł uwierzyć, że wódz nie żyje.. Leżał na plecach z zamkniętymi oczami i otwartym pyskiem. Cofnęłam się... Łzy zaczęły znowu spływać mi po futrze... On odszedł. Wódz... Mój "ojciec"... Wtedy przyszedł on... Szedł prosto z ogonem do góry. Wyglądało jakby się cieszył z tego...
- Ojej co za straszna tragedia nas dotknęła. - powiedział kładąc łapę na serce. - Co za pech. Ktoś chyba musi zastąpić naszego drogiego wodza. Może ja?
Wszystkie wilki pokiwały głowami. Był strasznie kiepskim aktorem. Domyśliłam o co chodzi. Mój "mistrz" zabił wodza. Otruł go czymś. A ja mu ufałam.
- To Ty! - krzyknęłam - To Ty go zabiłeś!
- Że co?! - zapytał - Ja miałbym zabić wodza?! Niedorzeczność. A może to Ty go zabiłaś i próbujesz to zrzucić na mnie?! Wiesz obudziłem się dzisiaj przed świtem a ciebie nie było. Poszłaś pewnie po jakąś broń żeby go zabić prawda?
- Że co ja?! Ja miałabym zabić naszego wodza?! Przecież on był dla mnie jak ojciec! Ty go zabiłeś podałeś mu truciznę. Zgaduję, że Tojad żółty. Szybka reakcja. Jak mogłeś to zrobić?!
- Więc to Ty?! Skąd wiesz, że podano mu Tojad żółty? Bo sama mu go podałaś. Sprytnie. Chciałaś pewnie przejąć władzę co?
- Nie! Jesteś kłamcą! A ja gdy tylko się obudziłam pobiegłam do lasu.
- A czy ktoś może to potwierdzić?! No chyba nie.
Miał rację. Jedyna osoba która mnie tam widziała to Devil's Tounge. Wyjątkowo przystojny wilk. Ale jego Tu nie ma. Na pewno jest w swoim stadzie.
- Ja mogę. - odezwał się nagle głos z strony lasu. Wszyscy natychmiast odwrócili głowy. To był on. Bo kto by inny. Wszędzie poznam te jasno niebieskie oczy.
- Przepraszam kim Ty jesteś? - zapytał jeden wilk\
- Devil's Tounge. - odpowiedział - I mogę potwierdzić, że White Arrow była ze mną w lesie.
Oj jaka byłam mu wdzięczna. Miałam ochotę go wyściskać.
- A więc to tak... - powiedział mistrz - Nie dość, że zatrułaś wodza to jeszcze bratasz się z wrogiem? Chyba zasługujesz na karę śmierci. Ty i ten Twój diabelny koleżka.
- Uciekaj! - zawołałam do Devila
Razem pobiegliśmy przez las. Po pewnym czasie zatrzymaliśmy się.
- Dziękuję Ci. - powiedziałam podchodząc do niego
- Ale przeze mnie musiałaś opuścić stado. Mogłem nie przychodzić. - powiedział i spuścił ponuro głowę.
- Gdybyś nie przyszedł już dawno bym nie żyła. Mimo, że umiem wyczarować ogniste strzały i mam gryzę jadem to i tak nic by nie dało w walce z nimi. Oni też mają moce i jest ich o wiele więcej.
Patrzyliśmy sobie w oczy. Ma tak piękne oczy. Przytuliłam go i razem poszliśmy szukać nowego stada.
KONIEC.
czwartek, 8 sierpnia 2013
Od Dream CD Animae
-W takim razie nic nie stoi na przeszkodzie, żebyś jednak dołączyła -uśmiechnęłam się po czym zaprowadziłam wilczycę do jaskini. Wcale jej nie zignorowałam. Doskonale rozumiałam, co przeżywa. Sama nie wiem gdzie jest moja rodzina. Jak na to teraz patrzę... Niektórzy mają jeszcze mniej szczęścia ode mnie. Moim zadaniem jest próba przywrócenia choćby namiastki, tego co te wilki straciły. Jeśli chcą, oczywiście.
Załatwiłam wilczycy odpowiedni wpis do księgi i tradycyjny obchód po terenach watahy... Nigdy nie zapomnę zaskoczenia jakie malowało się na twarzy Animae, gdy dowiedziała się, że to ja jestem alfą.
-Nic ci tu nie grozi -dodałam na koniec - Mam nadzieję, że polubisz to miejsce.
<Animae? Nie wiem co pisać... Ale w końcu dołączyłaś xD>
Załatwiłam wilczycy odpowiedni wpis do księgi i tradycyjny obchód po terenach watahy... Nigdy nie zapomnę zaskoczenia jakie malowało się na twarzy Animae, gdy dowiedziała się, że to ja jestem alfą.
-Nic ci tu nie grozi -dodałam na koniec - Mam nadzieję, że polubisz to miejsce.
<Animae? Nie wiem co pisać... Ale w końcu dołączyłaś xD>
Od Dream CD Ardii i Nasira
-Ale tym zajmij się już sama - powiedziałam - W tej sprawie załatwiam tylko formalności...
Przerwałam widząc jak do jaskini wchodzi... No właśnie: Nasir i ... Ktoś jeszcze?
Chwilę później wszystko było jasne. Zajęłam się na powrót wpisywaniem do księgi danych nowego członka. Gdy było już po wszystkim, zabrałam nowe wilki na krótką "wycieczkę" po terenach.
-Oficjalnie wszyscy mieszkamy w jednej jaskini. Jest ona strzeżona podczas dnia i nocy, więc można tam spokojnie odpoczywać. Jeśli ktoś bardzo chce, może znaleźć sobie osobny dom, jednak tylko na własną odpowiedzialność. W środku góry jest również zawsze czyste jezioro i... dwie zamknięte bramy. Prawdopodobnie ślady po Akademii, jaka się tu znajdowała. Wskazywałaby na to również Biblioteka, Plac Treningowy i Arena...
I tak dalej, i tak dalej... Gdy wilki miały już powoli dosyć zaprowadziłam ich tylko pod Chatę Szamanów. Właściwie... mieszka tam tylko Taiga, czyli jedna szamanka. Może nieadekwatna nazwa to również pozostałość po dawnych czasach...?
- ... ale radzę jej jednak nie denerwować, nie wiadomo do czego jest zdolna...
-Całkowicie popieram -odezwała się właśnie Taiga, która najwidoczniej wracała z jednej ze swoich wypraw po ziółka.
Weszła do środka chatki zostawiając nas lekko oszołomionych.
-Tak... To by było na tyle -uśmiechnęłam się.
Sama wróciłam do jaskini i w spokoju dokończyłam dzisiejszą pracę. Te strony... Zostawały na portrety. Trochę trwa ich wykonywanie. Mam dobrą pamięć, więc nie potrzebuję mieć wzoru przed sobą. A nowe wilki raczej mają ciekawsze zajęcia niż sterczenie przed książką i pozowanie.
<Ardia? Nasir? Akaymon?>
Przerwałam widząc jak do jaskini wchodzi... No właśnie: Nasir i ... Ktoś jeszcze?
Chwilę później wszystko było jasne. Zajęłam się na powrót wpisywaniem do księgi danych nowego członka. Gdy było już po wszystkim, zabrałam nowe wilki na krótką "wycieczkę" po terenach.
-Oficjalnie wszyscy mieszkamy w jednej jaskini. Jest ona strzeżona podczas dnia i nocy, więc można tam spokojnie odpoczywać. Jeśli ktoś bardzo chce, może znaleźć sobie osobny dom, jednak tylko na własną odpowiedzialność. W środku góry jest również zawsze czyste jezioro i... dwie zamknięte bramy. Prawdopodobnie ślady po Akademii, jaka się tu znajdowała. Wskazywałaby na to również Biblioteka, Plac Treningowy i Arena...
I tak dalej, i tak dalej... Gdy wilki miały już powoli dosyć zaprowadziłam ich tylko pod Chatę Szamanów. Właściwie... mieszka tam tylko Taiga, czyli jedna szamanka. Może nieadekwatna nazwa to również pozostałość po dawnych czasach...?
- ... ale radzę jej jednak nie denerwować, nie wiadomo do czego jest zdolna...
-Całkowicie popieram -odezwała się właśnie Taiga, która najwidoczniej wracała z jednej ze swoich wypraw po ziółka.
Weszła do środka chatki zostawiając nas lekko oszołomionych.
-Tak... To by było na tyle -uśmiechnęłam się.
Sama wróciłam do jaskini i w spokoju dokończyłam dzisiejszą pracę. Te strony... Zostawały na portrety. Trochę trwa ich wykonywanie. Mam dobrą pamięć, więc nie potrzebuję mieć wzoru przed sobą. A nowe wilki raczej mają ciekawsze zajęcia niż sterczenie przed książką i pozowanie.
<Ardia? Nasir? Akaymon?>
wtorek, 6 sierpnia 2013
Od Zeeka CD Larien
- Jestem za - odparłem uradowany.
Wyczułem że wilczyca się zamartwia. Może tym wypadkiem. To nie jej wina, bo to ja byłem nieostrożny i wpadłem na nią.
- Idźmy gdzieś z dala od innych wilków, od całej watahy. Niech nas nie szukają.
Wstałem i pomogłem wstać wilczycy. Jej rana nie była bardzo poważna, mogła iść normalnie. Poszliśmy szybkim krokiem w najdalszy skrawek lasu. Byliśmy na jego samych obrzeżach. Położyliśmy się obok siebie i odpoczywaliśmy. Wyczułem moment i pocałowałem Larien lekko w policzek. Potem odsunąłem pysk i zarumieniłem się.
[Larien?]
Wyczułem że wilczyca się zamartwia. Może tym wypadkiem. To nie jej wina, bo to ja byłem nieostrożny i wpadłem na nią.
- Idźmy gdzieś z dala od innych wilków, od całej watahy. Niech nas nie szukają.
Wstałem i pomogłem wstać wilczycy. Jej rana nie była bardzo poważna, mogła iść normalnie. Poszliśmy szybkim krokiem w najdalszy skrawek lasu. Byliśmy na jego samych obrzeżach. Położyliśmy się obok siebie i odpoczywaliśmy. Wyczułem moment i pocałowałem Larien lekko w policzek. Potem odsunąłem pysk i zarumieniłem się.
[Larien?]
poniedziałek, 5 sierpnia 2013
Ogłoszenie
Uwaga!
Wataha NIE została zamknięta, po prostu znowu wyjechałam i nie zdążyłam Was o tym uprzedzić.
Opowiadania, które mam napisać wkrótce się pojawią na blogu.
Życzę weny do pisania!
Wataha NIE została zamknięta, po prostu znowu wyjechałam i nie zdążyłam Was o tym uprzedzić.
Opowiadania, które mam napisać wkrótce się pojawią na blogu.
Życzę weny do pisania!
Dream
Od Sanguisa CD Nasira
Spojrzałem na Nasira z przenikliwością. Ten typ wilka znałem aż za
dobrze - nosiło go do podróży, odkrywania czegoś nowego jeśli nie dla
świata, to dla niego samego. Omne ignotum pro magnifico - wszystko, co
nieznane, wydaje się niezwykłe.
- Myślisz, że szukanie celu wyprawy w książce ma jakiś sens? - spytał Nasir, wyrywając mnie z zamyślenia.
- Ten świat kryje wiele tajemnic - odpowiedziałem - i żaden wilk nigdy nie poznał ich wszystkich. Wiedziałeś, że niektóre ptaki wykorzystują kwas mrówkowy do odstraszania pasożytów? Chwytają mrówki, tym samym strasząc je i zmuszając do produkcji tej substancji, a następnie przeciągają ich małymi ciałami po swoich piórach.
- O tym nie słyszałem. Przeczytałeś to gdzieś?
- To akurat usłyszałem od innej wilczycy, która interesowała się ptakami.
- Naprawdę? Cóż, w pewnym sensie można powiedzieć, że ja również interesuję się ptakami, choć trudno obedrzeć je z piór przed zjedzeniem. - wilk wyszczerzył zęby w uśmiechu. - Tak czy inaczej możemy spróbować czegoś poszukać. Pisałbyś się na jakąś wyprawę? Nie umiem długo siedzieć w miejscu, nosi mnie, żeby znów poczuć wiatr na grzbiecie.
- Myślałem, że po latach wędrówki będę szczęśliwy, mogąc wreszcie osiąść w jednym miejscu, ale pomysł z wyprawą nie jest taki zły, trzeba mieć tylko cel.
- Jak na razie dobrym celem będzie biblioteka.
- Ruszajmy więc.
<Nasir? wiesz już, gdzie idziemy?>
- Myślisz, że szukanie celu wyprawy w książce ma jakiś sens? - spytał Nasir, wyrywając mnie z zamyślenia.
- Ten świat kryje wiele tajemnic - odpowiedziałem - i żaden wilk nigdy nie poznał ich wszystkich. Wiedziałeś, że niektóre ptaki wykorzystują kwas mrówkowy do odstraszania pasożytów? Chwytają mrówki, tym samym strasząc je i zmuszając do produkcji tej substancji, a następnie przeciągają ich małymi ciałami po swoich piórach.
- O tym nie słyszałem. Przeczytałeś to gdzieś?
- To akurat usłyszałem od innej wilczycy, która interesowała się ptakami.
- Naprawdę? Cóż, w pewnym sensie można powiedzieć, że ja również interesuję się ptakami, choć trudno obedrzeć je z piór przed zjedzeniem. - wilk wyszczerzył zęby w uśmiechu. - Tak czy inaczej możemy spróbować czegoś poszukać. Pisałbyś się na jakąś wyprawę? Nie umiem długo siedzieć w miejscu, nosi mnie, żeby znów poczuć wiatr na grzbiecie.
- Myślałem, że po latach wędrówki będę szczęśliwy, mogąc wreszcie osiąść w jednym miejscu, ale pomysł z wyprawą nie jest taki zły, trzeba mieć tylko cel.
- Jak na razie dobrym celem będzie biblioteka.
- Ruszajmy więc.
<Nasir? wiesz już, gdzie idziemy?>
Od Larien CD Zeeka
Było mi tak strasznie, strasznie, strasznie wstyd. Tam było tak pięknie,
bawiliśmy się lepiej niż się spodziewałam. Ale głupia ja musiałam sobie
rozciąć tą ranę. Podobałam się Zeeka'owi, a on chyba mi. Nigdy tak
dobrze się z nikim nie bawiłam.
- Nie Zeeke, to moja wina - przyznałam - Chciałabym aby to dłużej trwało - odpowiedziałam. Pierwszy raz mój ton spoważniał. Zeeke odwrócił się do mnie i uśmiechnął lekko. Chciałam go przyjacielsko trzepnąć po głowie, ale łapa mi to uniemożliwiała. Patrzyliśmy sobie przez chwilę w oczy, ale nie wytrzymałam i roześmiałam się serdecznie, a wilk razem ze mną.
- Co? - wydusił przez śmiech
- Nie wiem - przyznałam
- Jesteś urocza - dodał
- Dziękuje - uśmiechnęłam się błaho
- Chodźmy schowajmy się gdzieś, gdzie nikt nas nie znajdzie.... - zaproponowałam w końcu
( Zeeke?)
- Nie Zeeke, to moja wina - przyznałam - Chciałabym aby to dłużej trwało - odpowiedziałam. Pierwszy raz mój ton spoważniał. Zeeke odwrócił się do mnie i uśmiechnął lekko. Chciałam go przyjacielsko trzepnąć po głowie, ale łapa mi to uniemożliwiała. Patrzyliśmy sobie przez chwilę w oczy, ale nie wytrzymałam i roześmiałam się serdecznie, a wilk razem ze mną.
- Co? - wydusił przez śmiech
- Nie wiem - przyznałam
- Jesteś urocza - dodał
- Dziękuje - uśmiechnęłam się błaho
- Chodźmy schowajmy się gdzieś, gdzie nikt nas nie znajdzie.... - zaproponowałam w końcu
( Zeeke?)
środa, 17 lipca 2013
Od Nasira
Lodowaty wiatr z północy uderzył mnie w plecy, gdy siedziałem na dość
sporym wzniesieniu. Poczułem nieprzyjemne dreszcze, które przypomniały
mi skąd tej nocy przybywają masy powietrza. Mimo iż z tego miejsca nie
widać było północnych gór, to dało się czuć nieprzychylne spojrzenia
cieni i istot żyjących w dolinach owego pasma. Spojrzałem ponownie przed
siebie. Blade światło księżyca zalewało otaczające mnie tereny, tworząc
malowniczy obraz smukłych, nienaturalnie wyciągniętych i przerażających
cieni, które zdawały się być targane wiatrem razem z resztą roślin.
Westchnąłem cicho czując natrętną ochotę udania się gdzieś daleko… w
długą podróż, która pozwoli mi ponownie poczuć się jak kiedyś. Pozwoli
mi pomyśleć w spokoju i samotności. W gruncie rzeczy całe nasze życie
jest jedną, wielką przygodą. Nigdy się nie kończy. Nie ma początku i
końca. Podróż jest w nas cały czas, mimo iż fizycznie nie ruszamy z
miejsca. Tylko że w moim wypadku jest trochę gorzej. Nie lubię siedzieć w
miejscu, me łapy pragną zmęczyć się długą drogą, zakurzyć się, by
poczuć więź ze światem. To swego rodzaju… niedorzeczne schorzenie, które
jednak, w przeciwieństwie do większości chorób, dla mnie jest czystą
przyjemnością. Większą radość sprawia ciągła droga niż przebycie… Z
zamyślenia wyrwała mnie zbliżająca się postać.
-Paskudny ten wiatr z północy, co?-usłyszałem za sobą znajomy głos.
-Owszem.-odparłem krótko i dość cicho.
Sanguis usiadł obok mnie i również spojrzał w kierunku, który od jakiegoś czasu obserwowałem. Spojrzałem na wilka przenikliwie.
-Nad czym tak myślisz?-zapytał.
-Wiesz… nie bez powodu wybrałem stanowisko odkrywcy. Nosi mnie, by gdzieś się udać. Tylko takie bezsensowne snucie się po świecie nie niesie żadnej korzyści dla watahy…-zwiesiłem lekko głowę.
-Niekoniecznie. Jesteś odkrywcą, Nasir… Chodzi o to, by wataha też znała trochę świata. A poza naszymi terenami kryje się wiele tajemnic. Poszperaj w księgach. Może znajdziesz coś ciekawego i postanowisz to…sprawdzić?
<Sanguis?>
-Paskudny ten wiatr z północy, co?-usłyszałem za sobą znajomy głos.
-Owszem.-odparłem krótko i dość cicho.
Sanguis usiadł obok mnie i również spojrzał w kierunku, który od jakiegoś czasu obserwowałem. Spojrzałem na wilka przenikliwie.
-Nad czym tak myślisz?-zapytał.
-Wiesz… nie bez powodu wybrałem stanowisko odkrywcy. Nosi mnie, by gdzieś się udać. Tylko takie bezsensowne snucie się po świecie nie niesie żadnej korzyści dla watahy…-zwiesiłem lekko głowę.
-Niekoniecznie. Jesteś odkrywcą, Nasir… Chodzi o to, by wataha też znała trochę świata. A poza naszymi terenami kryje się wiele tajemnic. Poszperaj w księgach. Może znajdziesz coś ciekawego i postanowisz to…sprawdzić?
<Sanguis?>
Od Mirificusa CD Dream
Och, pięknie. Po prostu wspaniale.
- Nie może się tak zachowywać przez resztę wieczności! – jęknąłem.
- Więc czeka nas niezła wyprawa… - Dream obejrzała się na wilczycę i westchnęła cicho – Piszesz się na to?
- A mam inny wybór?
***
- Chcesz wybrać się do miasta pełnego ludzi, przemykać się nocami po
nieznanym terenie i wkradać się do biblioteki, żeby znaleźć informację o
jakimś zielsku? – głos Sanguisa wyrażał uprzejme zainteresowanie
faktem, czy aby nie zwariowałem.
- Owszem. – uśmiechnąłem się szeroko. – Brzmi super, nie uważasz?
- Myślałem, że ta cała sprawa z Nashią tylko cię zirytowała.
- Musiałeś mi przypominać o Nashi…? Sanguisie, możemy wyrwać się z
lasu, przeżyć coś nowego, zwiedzić teren, na który nigdy wcześniej się
nie zapuszczaliśmy...! To genialne, nie uważasz?
Wilk westchnął cicho, uśmiechając się na widok mojego entuzjazmu.
- Dream mówiła ci, kiedy chce iść?
- Jeszcze nie, musi pozałatwiać parę spraw przed opuszczeniem watahy. Ale jak dla mnie możemy ruszać chociażby dzisiaj.
- Jest samicą alfa, nie zostawi tak po prostu wszystkich wilków na pastwę losu…
- Przecież ktoś może ją zastąpić! Ale będzie zabawa!
- Myślę, że jeżeli trzeba wkraść się na teren ludzi, to im mniej wilków
pójdzie, tym lepiej. Nie sądzę, żeby w całym tym zamieszaniu było
miejsce jeszcze dla mnie, wystarczysz ty i twój niepowtrzymany
entuzjazm.
Wyszczerzyłem zęby w uśmiechu. Sanguis miał rację. Musiałem odnaleźć samicę alfa.
sobota, 13 lipca 2013
Od Animae CD Dream
Stanęłam jak wryta, wpatrując się w stojącą przede mną wilczycę. Czy ona właśnie zaproponowała mi... pomoc? Pochyliłam się lekko, z w pełni napiętymi mięśniami, gotowa do obrony lub ucieczki, ale moje ciało, choć przygotowane do walki, wcale tej walki się nie spodziewało.
- Jak masz na imię? - odezwała się nieznajoma, widząc moją pozycję. Jej miły ton zaskoczył mnie chyba jeszcze bardziej niż propozycja.
- Kim jesteś? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Mam na imię Dream. Mieszkam w tej okolicy z paroma innymi wilkami. Jesteś na naszym terenie.
No tak. To wiele wyjaśniało.
- Nie szukam kłopotów. - odezwałam się, lekko się prostując - Chcę tylko dojść do wodopoju i zaraz potem opuszczę wasze tereny.
Wilczyca zaśmiała się niespodziewanie.
- Nie o to mi chodziło. Nie musisz uciekać; możesz z nami zostać, jeżeli tylko masz na to ochotę. Miejsca jest dość.
- Chcesz, żebym... została na waszym terenie? - wyjąkałam.
- O co ci chodzi z tym naszym terenem? - spytała Dream z rozbawieniem - Owszem, należy do nas, ale nie mamy nic przeciwko, gdy inne wilki korzystają z wodopoju czy nawet polują. Zresztą potrzebujemy nowych członków, może jesteś zainteresowana?
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Dotychczas napotkane przeze mnie watahy chciały tylko, żebym szybko opuściła ich teren i więcej nie wracała, ale ta wilczyca była inna. Nie wiedziałam, czy mogę jej zaufać, a mimo wszystko coś podpowiadało mi, że mogę przynajmniej spróbować. Patrzyła mi prosto w oczy, nie odsuwając się i nie pokazując kłów, a na jej pysku malował się szczery uśmiech. Czy to możliwe, żeby faktycznie chciała przyjąć mnie do watahy?
- Jeżeli nie chcesz z nami zostawać, to nie ma sprawy. - powiedziała Dream, którą chyba lekko speszyło moje milczenie.
- Zastanawiam się, czy mogę ci uwierzyć. - wymamrotałam z zaskakującą szczerością - Poza tym to chyba nie może być takie proste, prawda? Wasza alfa zgodziłaby się przyjąć do stada wilczycę, która nie urodziła się na jego terenie?
- Zaufaj mi, alfa na pewno nie będzie miała nic przeciwko.
Popatrzyłam na roześmianą wilczycę. Podświadomie podjęłam już decyzję i teraz wystarczyło zrobić krok do przodu.
- Animae, mogę zadać ci pytanie? - odezwała się Dream.
- Właśnie to zrobiłaś. - uśmiechnęłam się nieśmiało.
- Więc teraz mogę zadać jeszcze jedno?
- Jeśli chcesz...
- Skąd młoda, biała wilczyca wzięła się w środku lasu, z dala od własnej watahy, bez żadnego towarzystwa i z przekonaniem, że każdy napotkany wilk jest jej wrogiem?
Westchnęłam cicho.
- Właściwie to jest dłuższa historia.
- Chętnie posłucham, jeśli tylko chcesz mi ją opowiedzieć.
Zamilkłam, po raz drugi tego dnia podejmując decyzję, która kiedyś wydawałaby mi się absurdalna. Nie wiedziałam, jak dobrać słowa, ale Dream wydawała się być godna zaufania. Chrząknęłam cicho i zaczęłam opowiadać, a ona siedziała obok mnie na mchu, słuchając uważnie historii mojego życia, mojej rodziny i przede wszystkim mojej wędrówki po nieznanych lasach, strachu, głodu i walki o zachowanie zdrowego rozsądku wśród targających mną emocji. Nie odezwała się, gdy skończyłam, ale widziałam w jej oczach, że zrozumiała.
<Dream, dokończysz?>
- Jak masz na imię? - odezwała się nieznajoma, widząc moją pozycję. Jej miły ton zaskoczył mnie chyba jeszcze bardziej niż propozycja.
- Kim jesteś? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Mam na imię Dream. Mieszkam w tej okolicy z paroma innymi wilkami. Jesteś na naszym terenie.
No tak. To wiele wyjaśniało.
- Nie szukam kłopotów. - odezwałam się, lekko się prostując - Chcę tylko dojść do wodopoju i zaraz potem opuszczę wasze tereny.
Wilczyca zaśmiała się niespodziewanie.
- Nie o to mi chodziło. Nie musisz uciekać; możesz z nami zostać, jeżeli tylko masz na to ochotę. Miejsca jest dość.
- Chcesz, żebym... została na waszym terenie? - wyjąkałam.
- O co ci chodzi z tym naszym terenem? - spytała Dream z rozbawieniem - Owszem, należy do nas, ale nie mamy nic przeciwko, gdy inne wilki korzystają z wodopoju czy nawet polują. Zresztą potrzebujemy nowych członków, może jesteś zainteresowana?
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Dotychczas napotkane przeze mnie watahy chciały tylko, żebym szybko opuściła ich teren i więcej nie wracała, ale ta wilczyca była inna. Nie wiedziałam, czy mogę jej zaufać, a mimo wszystko coś podpowiadało mi, że mogę przynajmniej spróbować. Patrzyła mi prosto w oczy, nie odsuwając się i nie pokazując kłów, a na jej pysku malował się szczery uśmiech. Czy to możliwe, żeby faktycznie chciała przyjąć mnie do watahy?
- Jeżeli nie chcesz z nami zostawać, to nie ma sprawy. - powiedziała Dream, którą chyba lekko speszyło moje milczenie.
- Zastanawiam się, czy mogę ci uwierzyć. - wymamrotałam z zaskakującą szczerością - Poza tym to chyba nie może być takie proste, prawda? Wasza alfa zgodziłaby się przyjąć do stada wilczycę, która nie urodziła się na jego terenie?
- Zaufaj mi, alfa na pewno nie będzie miała nic przeciwko.
Popatrzyłam na roześmianą wilczycę. Podświadomie podjęłam już decyzję i teraz wystarczyło zrobić krok do przodu.
***
Szłyśmy z Dream obok siebie, wsłuchane w szum lasu i własne oddechy. Czułam się bezpiecznie z tą dziwnie przyjacielską wilczycą i podobało mi się to uczucie - pierwszy raz od lat przebywałam w towarzystwie wilka, który nie chciał mnie tylko przegonić.- Animae, mogę zadać ci pytanie? - odezwała się Dream.
- Właśnie to zrobiłaś. - uśmiechnęłam się nieśmiało.
- Więc teraz mogę zadać jeszcze jedno?
- Jeśli chcesz...
- Skąd młoda, biała wilczyca wzięła się w środku lasu, z dala od własnej watahy, bez żadnego towarzystwa i z przekonaniem, że każdy napotkany wilk jest jej wrogiem?
Westchnęłam cicho.
- Właściwie to jest dłuższa historia.
- Chętnie posłucham, jeśli tylko chcesz mi ją opowiedzieć.
Zamilkłam, po raz drugi tego dnia podejmując decyzję, która kiedyś wydawałaby mi się absurdalna. Nie wiedziałam, jak dobrać słowa, ale Dream wydawała się być godna zaufania. Chrząknęłam cicho i zaczęłam opowiadać, a ona siedziała obok mnie na mchu, słuchając uważnie historii mojego życia, mojej rodziny i przede wszystkim mojej wędrówki po nieznanych lasach, strachu, głodu i walki o zachowanie zdrowego rozsądku wśród targających mną emocji. Nie odezwała się, gdy skończyłam, ale widziałam w jej oczach, że zrozumiała.
<Dream, dokończysz?>
piątek, 12 lipca 2013
Od Nasira CD Akaymona
Ruszyłem w kierunku siedziby watahy zadowolony z siebie. Poszło dość
łatwo. Akaymon… Nic się nie zmienił. Był taki sam jak go zapamiętałem,
zawsze bardzo mi bliski. Może dlatego, że jego historia była podobna do
mojej. Składała się z łez, krwi, wyrzeczeń i głupich nadziei. Już
wyrośliśmy z dziecięcych marzeń. W tym świecie nie ma miejsca na
planowanie i wyidealizowane, wręcz niemożliwe cele. Mówi się, że nie ma
nic bardziej żałosnego, niż niespełnione marzenia. Widać jestem
przykładem totalnego dna i beznadziei, gdyż ścieżka mego życia, którą do
tej pory przebyłem jest pasmem udręk i walących się planów. Przykre…
Spojrzałem kątem oka na wilka obok mnie.
-Byłeś niemiły względem Novy…-stwierdziłem.
-Novy? Kto to?-zapytał zdezorientowany.
-Ta biała wilczyca z którą rozmawiałeś nim spotkałeś mnie… To Nova. Członkini watahy. Zwykle nie pozwala tak się do siebie zwracać.
Akaymon parsknął pod nosem.
-To ona wyskoczyła z oburzeniem, że co ja niby robię na waszych terenach. Oczywiste jest chyba, że muszę na nie wstąpić, by przejść pewien odcinek trasy.
-Za bardzo się wszystkim przejmujesz…-odparłem. –Jesteś dumny… Duma to siła, która usztywnia kark, ale ty jesteś już taki sztywny, że chyba masz już nawet problem z odgięciem głowy do góry, co?-zapytałem z kpiną.
Akaymon spojrzał na mnie z wyrzutem, ale zaraz się zaśmiał.
-Nie. Raczej nie mam z tym problemu…-odparł i zamilkł widząc przed sobą sporą jaskinię, którą porastały mchy i pnącza tworząc nieziemski wręcz obraz ciemnej, tajemniczej groty spowitej zielenią.
-To siedziba watahy. Chodź, przedstawimy Cię alfie i dowiemy się, czy chcą takiego zmierzłego pryka jak ty w watasze.-zaśmiałem się.
-Nie jestem starym, zmierzłym prykiem. Też mi coś… -Akaymon udał oburzenie, a potem nieco wyraźnie zaniepokojony razem ze mną wsunął do jaskini.
Mentalnie odnalazłem Dream. Wilczyca nie była sama. A więc jeszcze załatwiała z Ardią sprawy jej przyjęcia. Weszliśmy do jednej z grot. Samice urwały rozmowę dość szybko, jak gdyby rozmawiały o czymś prywatnym. Ruda alfa spojrzała na Akaymona nieco zdziwiona.
-Dream, Ardio…-zacząłem oficjalnym tonem- To jest mój stary, dobry przyjaciel. Akaymon chciałby przyłączyć się do watahy…
Akaymon skinął waderom głową i spojrzał na Dream.
-Mam nadzieję, że nie będzie to stanowić problemu…-powiedział chyba najgrzeczniejszym tonem, jaki umiał z siebie wydobyć.
Poczułem na sobie wzrok drugiej samicy. Ardia… Nasze oczy spotkały się w długim, znaczącym spojrzeniu. Uśmiechnąłem się do niej uprzejmie, a potem ponownie zwróciłem głowę w kierunku Akaymona.
Tak bardzo bał się przywiązania, a zapomniał o najważniejszym… Nie wolno się do niczego przywiązywać, bo gdy już się to zrobi, to chciałoby się to zatrzymać na zawsze. A w życiu nie można niczego zatrzymywać na własność…
<Dream, kontynuuj proszę >
-Byłeś niemiły względem Novy…-stwierdziłem.
-Novy? Kto to?-zapytał zdezorientowany.
-Ta biała wilczyca z którą rozmawiałeś nim spotkałeś mnie… To Nova. Członkini watahy. Zwykle nie pozwala tak się do siebie zwracać.
Akaymon parsknął pod nosem.
-To ona wyskoczyła z oburzeniem, że co ja niby robię na waszych terenach. Oczywiste jest chyba, że muszę na nie wstąpić, by przejść pewien odcinek trasy.
-Za bardzo się wszystkim przejmujesz…-odparłem. –Jesteś dumny… Duma to siła, która usztywnia kark, ale ty jesteś już taki sztywny, że chyba masz już nawet problem z odgięciem głowy do góry, co?-zapytałem z kpiną.
Akaymon spojrzał na mnie z wyrzutem, ale zaraz się zaśmiał.
-Nie. Raczej nie mam z tym problemu…-odparł i zamilkł widząc przed sobą sporą jaskinię, którą porastały mchy i pnącza tworząc nieziemski wręcz obraz ciemnej, tajemniczej groty spowitej zielenią.
-To siedziba watahy. Chodź, przedstawimy Cię alfie i dowiemy się, czy chcą takiego zmierzłego pryka jak ty w watasze.-zaśmiałem się.
-Nie jestem starym, zmierzłym prykiem. Też mi coś… -Akaymon udał oburzenie, a potem nieco wyraźnie zaniepokojony razem ze mną wsunął do jaskini.
Mentalnie odnalazłem Dream. Wilczyca nie była sama. A więc jeszcze załatwiała z Ardią sprawy jej przyjęcia. Weszliśmy do jednej z grot. Samice urwały rozmowę dość szybko, jak gdyby rozmawiały o czymś prywatnym. Ruda alfa spojrzała na Akaymona nieco zdziwiona.
-Dream, Ardio…-zacząłem oficjalnym tonem- To jest mój stary, dobry przyjaciel. Akaymon chciałby przyłączyć się do watahy…
Akaymon skinął waderom głową i spojrzał na Dream.
-Mam nadzieję, że nie będzie to stanowić problemu…-powiedział chyba najgrzeczniejszym tonem, jaki umiał z siebie wydobyć.
Poczułem na sobie wzrok drugiej samicy. Ardia… Nasze oczy spotkały się w długim, znaczącym spojrzeniu. Uśmiechnąłem się do niej uprzejmie, a potem ponownie zwróciłem głowę w kierunku Akaymona.
Tak bardzo bał się przywiązania, a zapomniał o najważniejszym… Nie wolno się do niczego przywiązywać, bo gdy już się to zrobi, to chciałoby się to zatrzymać na zawsze. A w życiu nie można niczego zatrzymywać na własność…
<Dream, kontynuuj proszę >
Od Zeeka CD Larien
- Eh, udało ci się - westchnąłem. - Więcej tak mnie nie oszukasz.
- Na pewno? - Larien uniosła jedną brew.
- Tak - wstałem i razem poszliśmy do zatoki. Gdy dotarliśmy na miejsce, znaleźliśmy sobie miłe miejsce na piasku i usiedliśmy.
- Ale tu pięknie - powiedziałem.
Larien nie odpowiedziała. Niespodziewanie rzuciła się na mnie i stoczyliśmy się do wody. Ja leżałem na plecach na piasku, a wadera wylądowała na mnie, lecz szybko zeszła. Ja też się podniosłem.
- Wchodzimy głębiej? - zaproponowałem.
- Jasne, jeśli mnie dogonisz! - Wilczyca wskoczyła głębiej. Ja za nią. Było super. Chlapaliśmy się wodą, nurkowaliśmy w wielkich falach nadpływających do nas.
Podpłynęliśmy do jakiejś wodnej jaskini dość daleko od brzegu i weszliśmy do niej. Schowaliśmy się przy jednym z kamieni, aby nie tryskały na nas fale. Jaskinia była dość duża i bardzo piękna.
Chwilę tam siedzieliśmy.
- Nie sądzisz że inni mogą nas już szukać? - spytała Larien.
- Nie obchodzi mnie to - odparłem. - Ja mogę tu siedzieć cały tydzień z tobą.
- Konkretnie ze mną? - spytała Larien w zamyśleniu.
Milczałem przez chwilę, ale zdecydowałem się że nie będę kłamał.
- Tak. Z tobą.
- To miłe - powiedziała wilczyca i lekko się zarumieniła.
Uśmiechnąłem się.
- Uch! Ale męczące było to pływanie - zaśmiała się Larien. - Może utniemy tu sobie małą drzemkę?
- Dobrze.
Zasnęliśmy.
Śniła mi się Larien. Leżała obok mnie. Widziałem ją. Była ze mną. Śpiąc wyglądała jak… anioł.
Obudziłem się. Larien jeszcze spała obok mnie. Wyjrzałem na morze i zobaczyłem że idzie przypływ. Minutę później jaskinię zaczęła zalewać woda, która obudziła Larien.
- Co się dzieje? – spytała.
- Przypływ. Nie bój się. Nic nam nie zrobi.
- Nie boję się.
Rozejrzałem się szukając wyjścia. Postawiłem jeden krok prawą łapą, ale pośliznąłem się i popchnąłem Larien, która z kolei wpadła na wystający ostry kryształ i rozcięła sobie łapę. Pisnęła krótko i podniosła łapkę. Na niej pojawiło się długie rozcięcie. Jej biała sierść została splamiona krwią.
- To… to nic – powiedziała nieco z bólem. – Możemy płynąć na brzeg.
- Nie możesz płynąć – zaprotestowałem. – Stracisz krew i to dużo. Czekaj – rozejrzałem się. – Tam, w głębi jaskini jest wzniesienie, woda tam nie dostanie. Chodźmy tam.
Pomogłem iść Larien i już po chwili byliśmy na wzniesieniu tej jaskini. Wilczyca położyła się.
- Przepraszam cię za to – powiedziałem przepraszającym tonem.
- Spoko – odparła.
Obejrzałem jej łapę.
- Nieciekawa rana – pokręciłem głową. – Nie mam tu nic żeby cię opatrzyć. Musisz wytrzymać.
Przybliżyłem moją łapę do jej głowy i delikatnie położyłem jej głowę na ziemi.
- Spróbuję zatrzymać krwotok, a potem wrócimy do domu.
Ścisnąłem jej łapę i trzymałem ją przez kilka minut. Powtarzałem to kilka razy. W końcu krew przestała upływać.
- Zdolny jesteś – pochwaliła Larien.
Wzruszyłem ramionami.
- Odzyskałaś siły?
- Mniej więcej.
- To właź mi na plecy. Będę cię niósł.
Larien wyglądała na bardzo zdziwioną, ale wykonała rozkaz. Poniosłem ją do wyjścia z jaskini.
- Teraz staraj się trzymać łapę nad wodą – powiedziałem i wskoczyłem z Larien na plecach do wody. Zacząłem płynąć. Było ciężej niż się spodziewałem. Co jakiś czas wpadałem całkiem pod wodę. Ale zależało mi życiu Larien. Więc się nie poddałem. W końcu wyszliśmy na brzeg. Położyłem Larien w cieniu, a sam zacząłem szukać czegoś, aby ją opatrzyć. Znalazłem kilka bawełnianych kłaczków i lecznicze zioła. Zrobiłem jej opatrunek. Larien trochę odpoczęła i usiadła.
- Przykro mi że ta rand… znaczy wycieczka tak się skończyła. Jak chcesz to wracaj do watahy. Ja nie chciałbym zostać z takim gamoniem jak ja – odwróciłem wzrok.
(Larien, Cd? Przepraszam że musiałaś długo czekać na dokończenie)
- Na pewno? - Larien uniosła jedną brew.
- Tak - wstałem i razem poszliśmy do zatoki. Gdy dotarliśmy na miejsce, znaleźliśmy sobie miłe miejsce na piasku i usiedliśmy.
- Ale tu pięknie - powiedziałem.
Larien nie odpowiedziała. Niespodziewanie rzuciła się na mnie i stoczyliśmy się do wody. Ja leżałem na plecach na piasku, a wadera wylądowała na mnie, lecz szybko zeszła. Ja też się podniosłem.
- Wchodzimy głębiej? - zaproponowałem.
- Jasne, jeśli mnie dogonisz! - Wilczyca wskoczyła głębiej. Ja za nią. Było super. Chlapaliśmy się wodą, nurkowaliśmy w wielkich falach nadpływających do nas.
Podpłynęliśmy do jakiejś wodnej jaskini dość daleko od brzegu i weszliśmy do niej. Schowaliśmy się przy jednym z kamieni, aby nie tryskały na nas fale. Jaskinia była dość duża i bardzo piękna.
Chwilę tam siedzieliśmy.
- Nie sądzisz że inni mogą nas już szukać? - spytała Larien.
- Nie obchodzi mnie to - odparłem. - Ja mogę tu siedzieć cały tydzień z tobą.
- Konkretnie ze mną? - spytała Larien w zamyśleniu.
Milczałem przez chwilę, ale zdecydowałem się że nie będę kłamał.
- Tak. Z tobą.
- To miłe - powiedziała wilczyca i lekko się zarumieniła.
Uśmiechnąłem się.
- Uch! Ale męczące było to pływanie - zaśmiała się Larien. - Może utniemy tu sobie małą drzemkę?
- Dobrze.
Zasnęliśmy.
Śniła mi się Larien. Leżała obok mnie. Widziałem ją. Była ze mną. Śpiąc wyglądała jak… anioł.
Obudziłem się. Larien jeszcze spała obok mnie. Wyjrzałem na morze i zobaczyłem że idzie przypływ. Minutę później jaskinię zaczęła zalewać woda, która obudziła Larien.
- Co się dzieje? – spytała.
- Przypływ. Nie bój się. Nic nam nie zrobi.
- Nie boję się.
Rozejrzałem się szukając wyjścia. Postawiłem jeden krok prawą łapą, ale pośliznąłem się i popchnąłem Larien, która z kolei wpadła na wystający ostry kryształ i rozcięła sobie łapę. Pisnęła krótko i podniosła łapkę. Na niej pojawiło się długie rozcięcie. Jej biała sierść została splamiona krwią.
- To… to nic – powiedziała nieco z bólem. – Możemy płynąć na brzeg.
- Nie możesz płynąć – zaprotestowałem. – Stracisz krew i to dużo. Czekaj – rozejrzałem się. – Tam, w głębi jaskini jest wzniesienie, woda tam nie dostanie. Chodźmy tam.
Pomogłem iść Larien i już po chwili byliśmy na wzniesieniu tej jaskini. Wilczyca położyła się.
- Przepraszam cię za to – powiedziałem przepraszającym tonem.
- Spoko – odparła.
Obejrzałem jej łapę.
- Nieciekawa rana – pokręciłem głową. – Nie mam tu nic żeby cię opatrzyć. Musisz wytrzymać.
Przybliżyłem moją łapę do jej głowy i delikatnie położyłem jej głowę na ziemi.
- Spróbuję zatrzymać krwotok, a potem wrócimy do domu.
Ścisnąłem jej łapę i trzymałem ją przez kilka minut. Powtarzałem to kilka razy. W końcu krew przestała upływać.
- Zdolny jesteś – pochwaliła Larien.
Wzruszyłem ramionami.
- Odzyskałaś siły?
- Mniej więcej.
- To właź mi na plecy. Będę cię niósł.
Larien wyglądała na bardzo zdziwioną, ale wykonała rozkaz. Poniosłem ją do wyjścia z jaskini.
- Teraz staraj się trzymać łapę nad wodą – powiedziałem i wskoczyłem z Larien na plecach do wody. Zacząłem płynąć. Było ciężej niż się spodziewałem. Co jakiś czas wpadałem całkiem pod wodę. Ale zależało mi życiu Larien. Więc się nie poddałem. W końcu wyszliśmy na brzeg. Położyłem Larien w cieniu, a sam zacząłem szukać czegoś, aby ją opatrzyć. Znalazłem kilka bawełnianych kłaczków i lecznicze zioła. Zrobiłem jej opatrunek. Larien trochę odpoczęła i usiadła.
- Przykro mi że ta rand… znaczy wycieczka tak się skończyła. Jak chcesz to wracaj do watahy. Ja nie chciałbym zostać z takim gamoniem jak ja – odwróciłem wzrok.
(Larien, Cd? Przepraszam że musiałaś długo czekać na dokończenie)
Od Nashii
Poszłam spotkać się z Larien. Gdy dotarłam w dane miejsce gdzie mieliśmy się spotkać zaczeła się rozmowa. Ja zaczęłam:
-Cześć Larien.
- Hej!- powiedziała Larien.
-Jak się masz?
- Tak jak zwykle czyli bardzo dobrze.
- Zazdroszczę ci.
- Czego?
- Podejścia do
życia ty zawsze jesteś taka wesoła. Niczym się nie martwisz np. nie
martwisz się że zaraz zabraknie jedzenia lub wody.
- A ty czymś się martwisz że akurat o tym rozmawiamy?- powiedziała zmartwiona Larien.
- Szczerze to tak. Ostatnio myślałam o polowaniu.
- Co jest złego w polowaniu?
-To że jemy mięso jemy swoich braci!
-Co ty wygadujesz jelenie to nasi bracia?!
- W każdym razie oni też czują. Ja też w każdym razie postanowiłam że przechodzę na wegedytarjanizm.
- Nie obraż się ale nawet 3 dni nie wytrzymasz bez mięsa.
- Nie doceniasz mnie. Umiem wytrzymać dużo więcej.
- Może mały zakładzik?- powiedziała zadowolona Larien.
-Spoczko. Jak wytrzymam 3 dni bez mięsa ty...
- ZARAZ, ZARAZ, ZARAZ! Zakładamy się tylko o satysfakcje z wygranego zakładu, nie o rzadną rzecz!- przerwała mi Larien.
-Skoro tak wolisz- powiedziałam niezadowolona.
Odeszłam bardzo pewna siebie zęczełam kierować się w stronę domu. Nagle wpadłam na Dream. Ona powiedziała:
-Nashia przecierz pora na polowanie gdzie idziesz?
-No yyy...... Wiesz co Dream?
- Nie mam zbyt dużo czasu ale co?
- No bo ja założyłam się z Larien że wytrzymam 3 dni bez mięsa.- powiedziałam nieśmiało.
- Pżecierz nie musisz jeść mięsa pomóż tylko coś upolować.
-Zgoda.- powiedziałam.
Poszłam z
resztą wilków na polowanie. Gdy upolowaliśmy wyjątkowo wielkiego łosia.
Wszystkie wilki zaczęły jeść a ja patrzyłam i się oblizywałam. . Po czym
odwróciłam się i ruszyłam w stronę poziomkowego pola na którym rosły
owoce. Dotarłam szybko. Wzięłam do buzi jagodę i odrazu ją wyplułam.
Była gorzka i nie apetyczna. Spróbowałam inne owoce było tak samo.
Pomyślałam co jeszcze jest do jedzenia. Wróciłam do domu zapadła noc. A
ja głodna poszłam spać.
Wstałam o 4.30
rano. Głód był nie do zniesienia. Cały czas sobie powtarzałam już tylko
dwa dni tylko dwa dni. Postanowiłam przespać dzień drugi. Cudem udało mi
się zasnąć ale spałam tylko do 19.00. Postanowiłam że wybiorę się na
spacer. Szłam i szłam i spotkałam wiewiórkę która siedziała na ziemi
przed moimi łapami przestraszona .
Od Akaymona CD Novy
Wpatrywałem się nieustępliwym wzrokiem w odchodzącą samicę. Nadęta
trochę i zdecydowanie zbyt dumna. Podniosłem się by odejść w swoją
stronę wciąż wsłuchując się na coraz to odleglejsze kroki wadery.
Szedłem powoli przez las kierując się okrężną drogą wokół watahy.
Drgnąłem, bo dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że jestem obserwowany.
Odwróciłem się gwałtownie, ale nikogo nie zobaczyłem, mimo iż wyraźnie
czułem na sobie czyjś wzrok.
-Pokaż się…-syknąłem i zrobiłem kilka kroków naprzód.
Moje spojrzenie natrafiło na sylwetkę niezbyt masywnego wilka o czarnej sierści z nietypowym, brązowym znakiem na oku. Serce zabiło mi mocniej nie tyle z zaskoczenia, co dziwnej, obcej mi radości, gdy rozpoznałem samca.
-Witaj, Akaymon…-powiedział czarny samiec i ruszył powoli w moim kierunku.
-Nasir?-zapytałem stojąc jak wryty.
-Jak widać- odparł beznamiętnym tonem. Obszedł mnie raz i usiadł naprzeciwko przechylając lekko głowę na bok.-Miło Cię znowu widzieć, Akaymon.-rzucił i mimo jego powagi w brązowych oczach wilka błysnęła radość.
-Ciebie też, Nasir-powiedziałem z ulgą w głosie. Już się bałem, że samiec ani trochę nie ucieszył się na mój widok. Było wręcz przeciwnie. Nasir usiadł tuż obok i przyłożył głowę do mojej ocierając się o nią na znak przywitania. Zdębiałem. Cóż… Nasir zawsze miał dziwny, nieprzewidywalny stosunek do różnych osób. Potrafił być zimny i nieprzystępna, ale również czuły i opiekuńczy. Szkoda tylko, że nienaturalnie lepki i … uroczy był głównie w stosunku do mnie.
-Jak zwykle śmierdzisz popiołem-powiedział rozbawiony i podniósł się. –Gdzie tym razem się szwendałeś?-zapytał i nie czekając na mnie ruszył w kierunku, z którego przed chwilą przyszedłem.
Pobiegłem za nim zrównując krok.
-Trochę snułem się po Równinach Vortheimskich, potem ruszyłem na zachód… Należysz do tutejszej watahy?-zapytałem zdziwiony faktem, ze ktoś tak… niezależny jak Nasir mógł się przywiązać do stada.
-Owszem. Coś w tym dziwnego?- uśmiechnął się pod nosem.
-Trochę… zwykle byłeś introwertykiem, działającym na własną rękę… Przynajmniej takiego Cię pamiętam.
-Wszystko się zmienia. Nawet osoby, które zawsze były dla Ciebie z pozoru przejrzyste i klarowne…-wilk uśmiechnął się zagadkowo.
-Ty nigdy nie byłeś dla mnie przejrzysty i klarowny, Nasir…-przystanąłem, gdy doszliśmy do granicy lasu, który łączył się z rozległą polaną.
-No co? Czyżbyś wciąż chciał być tym… twardym, samotnym wilkiem?-czarny spojrzał na mnie pytająco wyraźnie rozbawiony.
-Znaczy… Nie mam pewności. Nie lubię być…przywiązany do kogoś bądź czegoś.-odpowiedziałem smętnym tonem.
-Ja też, ale jeśli Ci się nie spodoba, to zawsze możesz odejść. Ja tutaj nie czuję się ani trochę jak na uwięzi. Wręcz przeciwnie.-wbił spojrzenie migdałowych oczu w dal. –Poza tym… Nie widzieliśmy się tyle czasu. Może warto trochę… powspominać dawne czasy?-spojrzał na mnie znacząco.
-Nasir…-zacząłem trochę zmieszany.-Ja wolałbym zacząć wszystko od nowa…
-Czy ja Ci bronię?-rzucił z ironią.
-Oczywiście, że nie… No więc dobrze. Zobaczymy, co z tego będzie…-wyszedłem razem z nim spomiędzy drzew. Robiłem to głównie… dla niego. Przyjaciół sprzed lat nie spotyka się przypadkowo, a może i faktycznie ma rację. Może da się przywiązać do watahy, a jednocześnie czuć się wolnym w stu procentach?
<Nasir, kontynuuj, proszę>
-Pokaż się…-syknąłem i zrobiłem kilka kroków naprzód.
Moje spojrzenie natrafiło na sylwetkę niezbyt masywnego wilka o czarnej sierści z nietypowym, brązowym znakiem na oku. Serce zabiło mi mocniej nie tyle z zaskoczenia, co dziwnej, obcej mi radości, gdy rozpoznałem samca.
-Witaj, Akaymon…-powiedział czarny samiec i ruszył powoli w moim kierunku.
-Nasir?-zapytałem stojąc jak wryty.
-Jak widać- odparł beznamiętnym tonem. Obszedł mnie raz i usiadł naprzeciwko przechylając lekko głowę na bok.-Miło Cię znowu widzieć, Akaymon.-rzucił i mimo jego powagi w brązowych oczach wilka błysnęła radość.
-Ciebie też, Nasir-powiedziałem z ulgą w głosie. Już się bałem, że samiec ani trochę nie ucieszył się na mój widok. Było wręcz przeciwnie. Nasir usiadł tuż obok i przyłożył głowę do mojej ocierając się o nią na znak przywitania. Zdębiałem. Cóż… Nasir zawsze miał dziwny, nieprzewidywalny stosunek do różnych osób. Potrafił być zimny i nieprzystępna, ale również czuły i opiekuńczy. Szkoda tylko, że nienaturalnie lepki i … uroczy był głównie w stosunku do mnie.
-Jak zwykle śmierdzisz popiołem-powiedział rozbawiony i podniósł się. –Gdzie tym razem się szwendałeś?-zapytał i nie czekając na mnie ruszył w kierunku, z którego przed chwilą przyszedłem.
Pobiegłem za nim zrównując krok.
-Trochę snułem się po Równinach Vortheimskich, potem ruszyłem na zachód… Należysz do tutejszej watahy?-zapytałem zdziwiony faktem, ze ktoś tak… niezależny jak Nasir mógł się przywiązać do stada.
-Owszem. Coś w tym dziwnego?- uśmiechnął się pod nosem.
-Trochę… zwykle byłeś introwertykiem, działającym na własną rękę… Przynajmniej takiego Cię pamiętam.
-Wszystko się zmienia. Nawet osoby, które zawsze były dla Ciebie z pozoru przejrzyste i klarowne…-wilk uśmiechnął się zagadkowo.
-Ty nigdy nie byłeś dla mnie przejrzysty i klarowny, Nasir…-przystanąłem, gdy doszliśmy do granicy lasu, który łączył się z rozległą polaną.
-No co? Czyżbyś wciąż chciał być tym… twardym, samotnym wilkiem?-czarny spojrzał na mnie pytająco wyraźnie rozbawiony.
-Znaczy… Nie mam pewności. Nie lubię być…przywiązany do kogoś bądź czegoś.-odpowiedziałem smętnym tonem.
-Ja też, ale jeśli Ci się nie spodoba, to zawsze możesz odejść. Ja tutaj nie czuję się ani trochę jak na uwięzi. Wręcz przeciwnie.-wbił spojrzenie migdałowych oczu w dal. –Poza tym… Nie widzieliśmy się tyle czasu. Może warto trochę… powspominać dawne czasy?-spojrzał na mnie znacząco.
-Nasir…-zacząłem trochę zmieszany.-Ja wolałbym zacząć wszystko od nowa…
-Czy ja Ci bronię?-rzucił z ironią.
-Oczywiście, że nie… No więc dobrze. Zobaczymy, co z tego będzie…-wyszedłem razem z nim spomiędzy drzew. Robiłem to głównie… dla niego. Przyjaciół sprzed lat nie spotyka się przypadkowo, a może i faktycznie ma rację. Może da się przywiązać do watahy, a jednocześnie czuć się wolnym w stu procentach?
<Nasir, kontynuuj, proszę>
Od Ardii CD Dream
- Praca jako młodsza zielarka mi odpowiada. - powiedziałam.
- To świetnie. - powiedziała alfa.
Cały czas zastanawiałam się co znajduje się na prawej kartce.
- Co jest na prawej kartce ?
- Później się dowiesz. Teraz powiem ci jakie są twoje obowiązki jako młodsza zielarka.
Następnie alfa długo mówiła o tym jaka to ważna jest moja praca itp. Po dobrej godzinie zapytałam.
- Czy tamten basior, którego widziałam ma już kogoś ?
- Chodzi ci o Nasira ?
- Tak.
- On nikogo jeszcze nie ma, spodobał ci się ?
- Tak, jest bardzo ładny.
Alfa uśmiechnęła się i powiedziała.
< Dream? >
- To świetnie. - powiedziała alfa.
Cały czas zastanawiałam się co znajduje się na prawej kartce.
- Co jest na prawej kartce ?
- Później się dowiesz. Teraz powiem ci jakie są twoje obowiązki jako młodsza zielarka.
Następnie alfa długo mówiła o tym jaka to ważna jest moja praca itp. Po dobrej godzinie zapytałam.
- Czy tamten basior, którego widziałam ma już kogoś ?
- Chodzi ci o Nasira ?
- Tak.
- On nikogo jeszcze nie ma, spodobał ci się ?
- Tak, jest bardzo ładny.
Alfa uśmiechnęła się i powiedziała.
< Dream? >
Od Czaszki
Szłam przez las i nagle spotkałam dzika. Moje oczy były w niego
wpatrzone. A jego przekrwione oczy we mnie. Stałam jak wryta nagle zaczęłam uciekać. Uciekałam i uciekałam ( właściwie mogłam użyć swoich
mocy ale nie chciałam go skrzywdzić). Na drodze stawały mi różne
gałęzie i doły. Nagle wpadłam w pułapkę byłam otoczona z trzech stron
ścianami z kamienia. Wtedy powiedziałam pas muszę zaatakować tego dzika .
Dzik zaczął się przybliżać chciałam dzięki mojej mocy zostać nie
widzialna ale nie mogłam wtedy przypomniałam sobie że to ściany trzech kierunków i w ich pobliżu moc nie działa. Dzik ruszył teraz naprawdę z
kopyta na szczęście gdy dzik był już szaleńcze blisko, wyskoczyła Nashia
i go zaatakowała pomogłam jej ogłuszyć dzika.
Nashia jaki c.d?
Nashia jaki c.d?
czwartek, 11 lipca 2013
Od Dream CD Mirificusa
Przyglądałam się dwóm ilustracjom znajdującym się w książce zielarskiej. Wyjątkowo prostej i niedokładnej, jak się przekonałam. Dwie rośliny o różnych nazwach i działaniu - jedna leczy od Narcyza, druga powoduje bolesne choroby a w niektórych przypadkach nawet śmierć. Według tego przewodnika wyglądają identycznie.
-Musimy iść do Taigi - stwierdziłam chwytając zębami książkę. Przymusowa para podążyła za mną i razem wyszliśmy z biblioteki na główny korytarz a potem na zewnątrz góry.
-Coś nie tak z tą książką? -spytał Mirificus gdy znalazł się obok mnie.
Kiwnęłam głową.
-I jak się spodziewam to jedyny egzemplarz jaki mamy?
Kiwnęłam głową po raz drugi. Nie poprawiło mu to humoru.
-Musimy iść do Taigi - stwierdziłam chwytając zębami książkę. Przymusowa para podążyła za mną i razem wyszliśmy z biblioteki na główny korytarz a potem na zewnątrz góry.
-Coś nie tak z tą książką? -spytał Mirificus gdy znalazł się obok mnie.
Kiwnęłam głową.
-I jak się spodziewam to jedyny egzemplarz jaki mamy?
Kiwnęłam głową po raz drugi. Nie poprawiło mu to humoru.
***
Wizyta trwała krótko.
Ciekawe, że nawet szamanka nie wie za dużo o tych roślinach. Nie mam jej tego za złe, po prostu sprawa coraz bardziej się komplikuje.
Szliśmy w milczeniu przez całą drogę powrotną. Dopiero gdy Nashia po namowie zostawiła nas samych postanowiłam przedstawić sytuację.
-I czego się dowiedziałaś? - zaczął niecierpliwy już Mirificus.
-Taiga mówi, że to nie jest dobra książka. Problem w tym, że nie mamy nic więcej a najbliższe miejsce, gdzie znajdziemy prawdziwe informacje to... biblioteka w ludzkim mieście. - przełknęłam ślinę - Więc albo znajdziemy sposób, żeby się tam dostać, albo pogodzisz się z tym, że Nashia nie da ci spokoju. Bo ryzykowania jej życia przez podanie niepewnej co do działania rośliny nie biorę pod uwagę. - zakończyłam spoglądając na wilka w oczekiwaniu na jego reakcję.
<Mirificus? :D >
Od Dream CD Animae
Dosłownie chwilę temu wyczułam obecność intruza na terenach watahy. Nie minęło wiele czasu a przyglądałam się owej postaci, która okazała się być wilczycą, wychodzącej zza zakrętu leśnej ścieżki. O tak, trzeba ją stosownie przywitać!
Zastąpiłam jej drogę.
-Szukasz czegoś? -spytałam - Bo jeśli tak, to chętnie ci pomogę.
Nieznajoma nic nie odpowiedziała. Wydawała się być zdezorientowana. Najwidoczniej spodziewała się po mnie nieco... innego zachowania.
-Znam te tereny całkiem dobrze, ze mną nic ci tu nie grozi -ciągnęłam dalej w nadziei, że w końcu uda mi się coś z niej wyciągnąć.
<Animae?>
Zastąpiłam jej drogę.
-Szukasz czegoś? -spytałam - Bo jeśli tak, to chętnie ci pomogę.
Nieznajoma nic nie odpowiedziała. Wydawała się być zdezorientowana. Najwidoczniej spodziewała się po mnie nieco... innego zachowania.
-Znam te tereny całkiem dobrze, ze mną nic ci tu nie grozi -ciągnęłam dalej w nadziei, że w końcu uda mi się coś z niej wyciągnąć.
<Animae?>
Od Dream CD Nasira
-Nie potrwa to długo - zwróciłam się do wilczycy kładąc na stole księgę z informacjami o watasze - Póki co wystarczy przydzielić ci odpowiednie stanowisko.
Otworzyłam kronikę w odpowiednim miejscu. Za pomocą swoich mocy zmieniłam strukturę papieru tak, aby pojawiły się na nim widoczne napisy. Lewą stronę zostawiłam póki co pustą, zajmę się nią później. Na prawej widniało teraz imię wilczycy.
-Gdybyś mogła mi jeszcze powiedzieć z czego byłabyś zadowolona. Nie znam cię zbyt dobrze, a chciałabym żeby każdy, w miarę możliwości, robił to co lubi. Zdążyłam tylko zauważyć, że zainteresowała cię chatka szamanki.
Ardia kiwnęła głową.
-Byłam niemalże pewna, że mieszka tak ktoś taki.
-Spodziewam się, że od razu to wyczułaś - uśmiechnęłam się - Zdaje się, że Taidze przydałby by się ktoś do pomocy... Co powiesz na to, żeby zostać młodszą zielarką?
<Ardia? Przepraszam, że tak długo :c>
Otworzyłam kronikę w odpowiednim miejscu. Za pomocą swoich mocy zmieniłam strukturę papieru tak, aby pojawiły się na nim widoczne napisy. Lewą stronę zostawiłam póki co pustą, zajmę się nią później. Na prawej widniało teraz imię wilczycy.
-Gdybyś mogła mi jeszcze powiedzieć z czego byłabyś zadowolona. Nie znam cię zbyt dobrze, a chciałabym żeby każdy, w miarę możliwości, robił to co lubi. Zdążyłam tylko zauważyć, że zainteresowała cię chatka szamanki.
Ardia kiwnęła głową.
-Byłam niemalże pewna, że mieszka tak ktoś taki.
-Spodziewam się, że od razu to wyczułaś - uśmiechnęłam się - Zdaje się, że Taidze przydałby by się ktoś do pomocy... Co powiesz na to, żeby zostać młodszą zielarką?
<Ardia? Przepraszam, że tak długo :c>
wtorek, 9 lipca 2013
Od Novy
Dzień był pochmurny, a ciężkie powietrze zdawało się być przepełnione żalem, który napełniał umysł i duszę. W takie dni zwykle leżę pod drzewem i śpię, ale dziś było inaczej. Zdecydowałam się przezwyciężyć lenistwo i niezbyt śpiesznym krokiem z Góry Samon skierowałam się na zachód. Od dawna chciałam zobaczyć słynny wąwóz. Słyszałam, że dalej tam jest Czarny Las, miejsce dość parszywe, jeśli się go dobrze nie zna. Czemu miałabym się z nim nie zaprzyjaźnić? Przebiegałam przez tereny watahy z czujnie nastawionymi uszami węsząc co chwila. Uniosłam pysk do góry, gdy do mych nozdrzy dobiegł niepokojący zapach. Coś jest nie tak. Ponownie wciągnęłam powietrze, a razem z nim tę woń. Dziwny zapach wilka o sierści pachnącej wilgotną glebą i pyłem. Niewiele myśląc pobiegłam w stronę… samca? Zdałam się całkowicie na mój węch. Oby mnie nie zawiódł.
Wypadłam spomiędzy drzew przystając. Poczułam na sobie złowrogie spojrzenie złoto-czerwonych ślepi. W odległości kilku metrów od mojej osoby stał masywny, dojrzały samiec o szaro-brązowej sierści z blizną na lewym oku. Wilk wyszczerzył lekko zęby i położył po sobie uszy na znak nieufności.
Na pewno nie pochodził z tych terenów. Usiadłam z powagą na pysku widząc jego postawę. Nie mam zamiaru go zatrzymywać, może mnie zignorować, zaatakować, lub uspokoi się i pozwoli wykonać mi pierwszy krok. Wilk schował kły i cofnął się trochę, a potem przysiadł przechylając lekko głowę na bok.
-Kim jesteś?-zapytałam łagodnie, ale bez przyjaznego tonu.
-Chyba nie powinno... Cię to interesować.-mruknął niskim głosem i uniósł dumnie głowę. Wyglądał tak, jakby walczył sam ze sobą by nie rzucić się na mnie. Jego wypłowiałą brązowo-siwą sierść rozwiał nagły podmuch wiatru. Znowu poczułam ten nietypowy zapach.
- Niby racja.- powiedziałam mrożąc powieki.- W takim razie, po co wstępujesz na nasze tereny? - zapytałam. Kurczę, chyba go tymi pytaniami rozdrażnię. Ile osób już tak wkurzyłam zadając proste pytania?
-Praktycznie każdy teren należy do jakiejś watahy, a ja nie potrafię przefrunąć nad ,,waszymi" terenami.-mruknął z ironią.-Mutantem ze skrzydłami nie jestem... Rzeczywiście zaczynał robić się nieco rozdrażniony.
- Nie wystarczyłoby odpowiedzieć "podróżuję, nie zabawie tu długo?" - mruknęłam od niechcenia. Nieznajomy naprawdę chyba się na mnie rzuci wkrótce, nie jest to zbyt kusząca propozycja. - Chyba nie mam wyboru jak cię zostawić w spokoju. - dodałam i podniosłam się ruszając w swoja stronę. Nie wydaje mi się, by reszta wilków przywitała go tak "spokojnie", jak ja. Szkoda.
<Akaymon, kontynuuj proszę.>
Wypadłam spomiędzy drzew przystając. Poczułam na sobie złowrogie spojrzenie złoto-czerwonych ślepi. W odległości kilku metrów od mojej osoby stał masywny, dojrzały samiec o szaro-brązowej sierści z blizną na lewym oku. Wilk wyszczerzył lekko zęby i położył po sobie uszy na znak nieufności.
Na pewno nie pochodził z tych terenów. Usiadłam z powagą na pysku widząc jego postawę. Nie mam zamiaru go zatrzymywać, może mnie zignorować, zaatakować, lub uspokoi się i pozwoli wykonać mi pierwszy krok. Wilk schował kły i cofnął się trochę, a potem przysiadł przechylając lekko głowę na bok.
-Kim jesteś?-zapytałam łagodnie, ale bez przyjaznego tonu.
-Chyba nie powinno... Cię to interesować.-mruknął niskim głosem i uniósł dumnie głowę. Wyglądał tak, jakby walczył sam ze sobą by nie rzucić się na mnie. Jego wypłowiałą brązowo-siwą sierść rozwiał nagły podmuch wiatru. Znowu poczułam ten nietypowy zapach.
- Niby racja.- powiedziałam mrożąc powieki.- W takim razie, po co wstępujesz na nasze tereny? - zapytałam. Kurczę, chyba go tymi pytaniami rozdrażnię. Ile osób już tak wkurzyłam zadając proste pytania?
-Praktycznie każdy teren należy do jakiejś watahy, a ja nie potrafię przefrunąć nad ,,waszymi" terenami.-mruknął z ironią.-Mutantem ze skrzydłami nie jestem... Rzeczywiście zaczynał robić się nieco rozdrażniony.
- Nie wystarczyłoby odpowiedzieć "podróżuję, nie zabawie tu długo?" - mruknęłam od niechcenia. Nieznajomy naprawdę chyba się na mnie rzuci wkrótce, nie jest to zbyt kusząca propozycja. - Chyba nie mam wyboru jak cię zostawić w spokoju. - dodałam i podniosłam się ruszając w swoja stronę. Nie wydaje mi się, by reszta wilków przywitała go tak "spokojnie", jak ja. Szkoda.
<Akaymon, kontynuuj proszę.>
niedziela, 7 lipca 2013
Od Felsarotha CD Novy
Pędziłem na oślep przez mgłę zdając się węchem i mentalną mocą odnaleźć drogę przy okazji zważając, by nie wpaść prosto na ludzi. Wreszcie wydostałem się z gęstej pary, ale z mego gardła właśnie wtedy wydobył się pisk zmieszany z warknięciem. Z mojej prawej strony, prosto na mnie zwalił się wielki, gniady koń z masywnym mężczyzną o brązowych włosach na grzbiecie.
- Ivar! - wrzasnął brązowowłosy.
Potem poczułem tylko potężne uderzenie i silna fala magicznej energii rąbnęła we mnie, posyłając mnie w powietrze kilkanaście metrów do tyłu. Uderzyłem o ziemię, obracając się wcześniej parę razy jak szmaciana lalka. Podniosłem się po chwili, czując nadciągające zagrożenie, a ból w klatce piersiowej sprawił, że zaparło mi dech w piersiach. Potrząsnąłem głową i dopiero wtedy zorientowałem się, kim był ten wołany przez dryblasa Ivar. Zobaczyłem tego chudego faceta z zielonymi oczyma. Odwróciłem się i począłem wiać ile sił w nogach, ale przygrzmociłem po chwili w jakąś niewidzialną barierę. Spojrzałem za siebie, ale widziałem tylko mgłę, bo wzrok po zderzeniu z magiczną barierą, którą najprawdopodobniej wytworzył Ivar, nie potrafił wrócić do normalności. Nienawidziłem ludzi właśnie za to, jacy są uparci i jak perfidnie wykorzystują magię w nas zawartą dla własnych celów. Ponownie potrząsnąłem łbem, ale czułem się dalej, jakbym był zamknięty w kuli, która skutecznie blokuje dźwięki, zapachy i obrazy z zewnętrznego świata. Nagły wybuch bólu w klatce piersiowej sprowadził mnie do rzeczywistości. Wzrok powrócił, podobnie jak słuch. Mężczyzna, który złapał mnie w pułapkę zeskoczył z czarnego, smukłego wierzchowca i spojrzał na mnie. Nasze zielone oczy spotkały się w nieprzyjaznym sobie pojedynku na wytrzymałość. Żaden z nas nie ustąpił. Dziwne wrażenie, że natrafiło się na kogoś równego sobie pod względem charakteru i zawziętości. Mężczyzna, nienaturalnie chudy, odziany w czerń pasującą do koloru jego włosów wyciągnął z pochwy miecz, w którego rękojeści tkwił bladozielony kryształ skupiający wypełniony magią. Ciekawe ile wilków ubił, by go napełnić?
- A więc władasz ogniem, mój kudłaty przyjacielu… Świetnie. - zasyczał, odsłaniając pożółkłe zęby w szyderczym uśmiechu.
Najeżyłem się i wyszczerzyłem kły cofając do tyłu. Właśnie teraz, zdałem sobie sprawę, w jak beznadziejnej sytuacji jestem. Bezradnie tylko przykucnąłem na tylnych kończynach, gotując się do ewentualnego ataku. Aż podskoczyłem, gdy zobaczyłem pędzącą w stronę Ivara znaną mi energię. Biały blask przedarł się między drzewami i z ogłuszającym hukiem uderzył w konia. Nastąpiła eksplozja, dość potężna, by położyć zwierzę martwe. Wnętrzności i krew ogiera bryznęły na wszystkie strony. Dało mi to trochę czasu. Zaskoczony facet padł na ziemie, by uniknąć uderzenia energii, zrywając magiczny kontakt z barierą, która opadła. Rzuciłem się do dzikiego biegu jak najdalej od niego. Idiotka, po tym wybuchu może nas znaleźć reszta barbarzyńców! Byłem na nią wściekły, ale też w jakiś niezrozumiały dla mnie sposób wdzięczny. Jeszcze tylko usłyszałem wrzask zielonookiego człowieka, który najwyraźniej bez konia nie miał już szans na doścignięcie mnie. Biegłem tak szybko, jak chyba jeszcze nigdy w życiu, słysząc za sobą wrzaski i krzyki zielonookiego Ivara. Reszta mężczyzn dała sobie spokój widząc, co stało się z koniem tamtego.
- Jeszcze Cię dorwę! - wrzasnął, posyłając za mną jeszcze jakieś wstrętne przekleństwo, ale zagłuszył go mój głośny, zmęczony oddech. Chciałbyś, dorwiesz, ciekawe. Gadać też mogę. Parsknąłem pod nosem zły na siebie. Czemu akurat Nova musiała mi ratować dupę? Zrównałem z nią bieg, spoglądając na samicę kontem oka. Wyglądała na wykończoną nie tylko pod względem fizycznym, ale i magicznym. Fakt, zasłużyła sobie na odpoczynek. Głupio było mi strasznie, bo zachowałem się jak nieodpowiedzialny szczeniak i naraziłem ją na niebezpieczeństwo. Obejrzałem się za siebie i zwolniłem. Ulga, jaka na mnie napłynęła, gdy zobaczyłem, że już nas nie gonią była nie do opisania.
- To był rewanż. - rzuciła, zwracając moją uwagę na siebie.
- Rewanż? Za co, niby? - zapytałem nieprzychylnym tonem, nie wiedząc, o co jej znowu chodzi.
- Ty nie lubisz, jak ci ktoś ratuje twoje cztery litery, ja nie lubię, gdy ktoś mi się wcina w polowanie. - uśmiechnęła się pod nosem.
- Jesteś…dziwna - mruknąłem, nie wiedząc wciąż, co ma na myśli.
Nova zaśmiała się rozbawiona i przyśpieszyła, kierując się pędem do watahy.
,,Dorwę Cię…”, te słowa cały czas huczały mi w głowie, jak groźba. Błysk jego zielonych oczu i wredny uśmiech Ivara były wystarczającym dowodem, by wiedzieć, że mam wroga, który szybko nie da mi spokoju.
- Ivar! - wrzasnął brązowowłosy.
Potem poczułem tylko potężne uderzenie i silna fala magicznej energii rąbnęła we mnie, posyłając mnie w powietrze kilkanaście metrów do tyłu. Uderzyłem o ziemię, obracając się wcześniej parę razy jak szmaciana lalka. Podniosłem się po chwili, czując nadciągające zagrożenie, a ból w klatce piersiowej sprawił, że zaparło mi dech w piersiach. Potrząsnąłem głową i dopiero wtedy zorientowałem się, kim był ten wołany przez dryblasa Ivar. Zobaczyłem tego chudego faceta z zielonymi oczyma. Odwróciłem się i począłem wiać ile sił w nogach, ale przygrzmociłem po chwili w jakąś niewidzialną barierę. Spojrzałem za siebie, ale widziałem tylko mgłę, bo wzrok po zderzeniu z magiczną barierą, którą najprawdopodobniej wytworzył Ivar, nie potrafił wrócić do normalności. Nienawidziłem ludzi właśnie za to, jacy są uparci i jak perfidnie wykorzystują magię w nas zawartą dla własnych celów. Ponownie potrząsnąłem łbem, ale czułem się dalej, jakbym był zamknięty w kuli, która skutecznie blokuje dźwięki, zapachy i obrazy z zewnętrznego świata. Nagły wybuch bólu w klatce piersiowej sprowadził mnie do rzeczywistości. Wzrok powrócił, podobnie jak słuch. Mężczyzna, który złapał mnie w pułapkę zeskoczył z czarnego, smukłego wierzchowca i spojrzał na mnie. Nasze zielone oczy spotkały się w nieprzyjaznym sobie pojedynku na wytrzymałość. Żaden z nas nie ustąpił. Dziwne wrażenie, że natrafiło się na kogoś równego sobie pod względem charakteru i zawziętości. Mężczyzna, nienaturalnie chudy, odziany w czerń pasującą do koloru jego włosów wyciągnął z pochwy miecz, w którego rękojeści tkwił bladozielony kryształ skupiający wypełniony magią. Ciekawe ile wilków ubił, by go napełnić?
- A więc władasz ogniem, mój kudłaty przyjacielu… Świetnie. - zasyczał, odsłaniając pożółkłe zęby w szyderczym uśmiechu.
Najeżyłem się i wyszczerzyłem kły cofając do tyłu. Właśnie teraz, zdałem sobie sprawę, w jak beznadziejnej sytuacji jestem. Bezradnie tylko przykucnąłem na tylnych kończynach, gotując się do ewentualnego ataku. Aż podskoczyłem, gdy zobaczyłem pędzącą w stronę Ivara znaną mi energię. Biały blask przedarł się między drzewami i z ogłuszającym hukiem uderzył w konia. Nastąpiła eksplozja, dość potężna, by położyć zwierzę martwe. Wnętrzności i krew ogiera bryznęły na wszystkie strony. Dało mi to trochę czasu. Zaskoczony facet padł na ziemie, by uniknąć uderzenia energii, zrywając magiczny kontakt z barierą, która opadła. Rzuciłem się do dzikiego biegu jak najdalej od niego. Idiotka, po tym wybuchu może nas znaleźć reszta barbarzyńców! Byłem na nią wściekły, ale też w jakiś niezrozumiały dla mnie sposób wdzięczny. Jeszcze tylko usłyszałem wrzask zielonookiego człowieka, który najwyraźniej bez konia nie miał już szans na doścignięcie mnie. Biegłem tak szybko, jak chyba jeszcze nigdy w życiu, słysząc za sobą wrzaski i krzyki zielonookiego Ivara. Reszta mężczyzn dała sobie spokój widząc, co stało się z koniem tamtego.
- Jeszcze Cię dorwę! - wrzasnął, posyłając za mną jeszcze jakieś wstrętne przekleństwo, ale zagłuszył go mój głośny, zmęczony oddech. Chciałbyś, dorwiesz, ciekawe. Gadać też mogę. Parsknąłem pod nosem zły na siebie. Czemu akurat Nova musiała mi ratować dupę? Zrównałem z nią bieg, spoglądając na samicę kontem oka. Wyglądała na wykończoną nie tylko pod względem fizycznym, ale i magicznym. Fakt, zasłużyła sobie na odpoczynek. Głupio było mi strasznie, bo zachowałem się jak nieodpowiedzialny szczeniak i naraziłem ją na niebezpieczeństwo. Obejrzałem się za siebie i zwolniłem. Ulga, jaka na mnie napłynęła, gdy zobaczyłem, że już nas nie gonią była nie do opisania.
- To był rewanż. - rzuciła, zwracając moją uwagę na siebie.
- Rewanż? Za co, niby? - zapytałem nieprzychylnym tonem, nie wiedząc, o co jej znowu chodzi.
- Ty nie lubisz, jak ci ktoś ratuje twoje cztery litery, ja nie lubię, gdy ktoś mi się wcina w polowanie. - uśmiechnęła się pod nosem.
- Jesteś…dziwna - mruknąłem, nie wiedząc wciąż, co ma na myśli.
Nova zaśmiała się rozbawiona i przyśpieszyła, kierując się pędem do watahy.
,,Dorwę Cię…”, te słowa cały czas huczały mi w głowie, jak groźba. Błysk jego zielonych oczu i wredny uśmiech Ivara były wystarczającym dowodem, by wiedzieć, że mam wroga, który szybko nie da mi spokoju.
Subskrybuj:
Posty (Atom)